Cała trójka stała w pochylonej pozycji i patrzała na zawartość pudełeczka. Srebrny, błyszczący w grudniowym słońcu zegarek.
Długo nie mogłem zdecydować się jaki odpowiedni model wybrać dla Aleksa. Ostatecznie w dopieraniu pomogła mi konsultantka telefoniczna. Bardzo dużo mi doradziła, wybrała dla mnie odpowiedni model, dała zniżkę i pomogła w rozmiarze. Stwierdziłem, że mój obwód nadgarstka będzie identyczny do obwodu Aleksa. Był robiony na specjalne zamówienie, ale po odpowiedniej dopłacie - doskonale wiedziałem, że to łapówka- miałem go już gotowego w mieszkaniu po świętach. Byłem z siebie niesamowicie zadowolony. Dlatego kompletnie zignorowałem zmieszanie Aleksa.
Doskoczyłem do niego wesoło, szeroko się uśmiechając.
- W torebce masz jeszcze wszystkie ważne dokumenty. Wykupiłem ubezpieczenie na pięć lat, ale dogadałem się z przedstawicielem i po zapłaceniu z góry przedłużą automatycznie na kolejne pięć lat. Więc spoko, możesz nawet po nim skakać jest całkiem wytrzymały, z tego co mówiła mi...
- Nie mogę tego przyjąć.
Spojrzałem na niego błyskawicznie, kompletnie zaskoczony jego postawą. No jak to nie może przyjąć? Przecież daje mu urodzinowy prezent. Zamrugałem ogłupiały patrząc mu prosto w oczy.
- Nie? - poczułem się zraniony i rozczarowany do głębi.
Byłem pewny, że się ucieszy. Tak długo pracowałem nad tym prezentem. Poza tym, chciałem wypchnąć całe istnienie Adriana w podświadomości Aleksa. Tyle lat nosił tamten brzydki, zużyty zegarek. Dlaczego nie chce mojego?
Poczułem jak cała moja euforia odlatuje. Jak powietrze z balona.
Jednak, chyba musiałem wyglądać jak zraniony szczeniak, bo Aleksander wciągnął ze świstem powietrze i mocno zacisnął szczękę.
Złamał się.
Znów szczerząc zęby, zacząłem pomagać mu ubierać ten zegarek.
- Ja mam urodziny za dwa miesiące – Wtrącił się Kuba, patrząc na ten zegarek bez mrugania. - Ała! - krzyknął jak dostał w łeb od swojego chłopaka. - Żartowałem.... 23 marca... Ała!
Patrzałem na nich z rozbawieniem.
- Skąd miałeś na to pieniądze?
- Mam swoje oszczędności – odpowiedziałem omijająco nadal szeroko się uśmiechając. - Jak leży?
- Też bym chciał mieć odłożone kilkanaście tysięcy...
- Ile!?- wrzasnął Aleksander na mruknięcie Kuby. - Cesarski, wydałeś na tą rzecz wszystkie swoje ...
- A skąd – szybko mu przerwałem beztrosko machając ręką. - Tylko na to? Błagam cię. Wcale nie było takie drogie. Kto chce jeszcze ciasta?
Nie podzielali chyba mojego dobrego humoru. Nie wiedziałem o co robią taki raban. Przecież to tylko prezent. Dobrej jakości.
- Nie zmieniaj tematu! - zaprotestował Kuba. - Ile ty zarabiasz?
Zmieszałem się. Nie lubiłem rozmawiać o pieniądzach. Wyniosłem to z domu. Już dawno mnie nauczono, że pieniądze tylko dzielą ludzi. To zwykły papierek doprowadzające tylko do kłopotów.
- Detektyw zarabia mniej od komisarza – odpowiedział za mnie Aleks.
Spojrzeliśmy na siebie.
- Jesteś bogaty?
Kompletnie się zmieszałem na to pytanie. Nie byłem przyzwyczajony do takiego typu rozmów. Bardzo się płoszyłem podczas rozmowy o pieniądzach.
- Nie nazwałbym się bogatym. Mam tylko odłożonych trochę pieniędzy...
zacząłem się stresować. Zrobiłem coś nie tak? Przegiąłem z ceną prezentu? Wiedziałem ze cena może trochę płoszyć, ale tak bardzo chciałem dać mu coś porządnego, z czego będzie się cieszył. Jak zwykle zrobiłem coś nie tak.
Kiedy atmosfera stawała się nieznośna, przez myśl przeszło mi bym się stąd wynosił. Naprawdę chciałem uciec od tej sytuacji.
I właśnie wtedy kiedy byłem jedną nogą w korytarzu, zostałem mocno szarpnięty.
- Ukrój ciasto i zapakuj – wysyczał. - wychodzimy.
- Ale dlaczego? - zapytałem kompletnie zaskoczony jego postawą.
- Już.
Widząc jak bardzo jest wyprowadzony z równowagi, nawet nie pisnąłem słowa sprzeciwu. Razem z towarzyszącym mi Kubą poszedłem ukroić to ciasto.
Czułem jak ta czynność jest kompletnie pozbawiona sensu. Ale wziąłem to ciasto, i wyszedłem za wyprostowanym jak struna Aleksem.
Nie czekał na mnie na schodach. Zszedł po niech szybko jak buldożer. Ja z Zeusem wlokliśmy się niemiłosiernie.
Czułe, że spieprzyłem na całej linii.
Poczułem gule w gardle.
Wychodząc jako ostatni z klatki, byłem przygotowany, że nie zobaczę samochodu na miejscu gdzie go zaparkował. Ale na szczęście jeszcze tam stał.
Dość niepewnie podszedłem do drzwi pasażera. Rozważałem opcję powrotu z buta.
Wsiadłem, czując doskonale jak wściekły był.
Przełknąłem ślinę, kiedy się do mnie odwrócił.
- Cesarski – wysyczał, na co zagryzłem wargę. - Za kogo mnie, kurwa masz? Jestem twoim przyjacielem, czy jebanym utrzymankiem? - zaczął nerwowo zdejmować zegarek. - kto normalny daje tak drogi prezent? - wrzucił niedbale zegarek do torebki. - Nigdy więcej tego nie rób. Najlepiej będzie jak to oddasz.
Jeszcze nigdy nie poczułem się tak zraniony. Czy ja choć raz nie mogłem zrobić czegoś porządnie?
Nie byłem w stanie spojrzeć mu w oczy patrzałem na swoje kolana, na której znajdował się ten nieszczęsny prezent.
Jezu, jakbym był w przedszkolu, strofowany przez nauczycielkę.
- ...bezmózg, czy ty kiedykolwiek używasz swojego ptasiego móżdżka?
- Poczekaj – szepnąłem zdławionym głosem, kiedy odpalał silnik, a ja zauważyłem nadjeżdżający tramwaj.
- Czego znowu?! - wrzasnął wyprowadzony z równowagi.
Spojrzałem mu na sekundę w oczy. Był wściekły. Szczerze wściekły na mnie. Jeszcze chyba nigdy nie był tak poważnie na mnie zły. Zaraz jednak nie wytrzymałem i przerwałem kontakt wzrokowy.
Podjąłem decyzję w sekundę.Wiedziałem, że długa nie wytrzymam.
Wyskoczyłem z auta, wrzuciłem torebkę z zawartością 12 tysięcy złotych do kosza na przystanku i wskoczyłem do tramwaju, który właśnie zamykał swoje drzwi.
- Cesarski?!
Nie wiedziałem nawet co to za numer tramwaju, czy dojadę do domu. Nic nie wiedziałem. Chciałem być jak najdalej Aleksa, bo czułem, że każde jego słowo rani mnie do żywego i lada moment i doprowadzi mnie do płaczu. To było takie żałosne.
Zamrugałem siadając na końcu wagonu. Byłem bez kul, torby – w której był mój portfel i telefon. Nawet Zeusa zostawiłem. Zostawiłem wszystko w samochodzie Aleksa.
Miałem to gdzieś. Chciałem zostać sam, jak najdalej od wściekłego na mnie blondyna.
Spojrzałem w okno. Chyba jechałem gdzieś na obrzeża Szczecina.
Jeśli teraz złapie mnie kontrola,pomyślałem pociągając nosem, to mam przejebane. Nie miałem przy sobie kompletnie nic.
Nie chciałem wracać do domu, nie wiedziałem gdzie się podziać. Chciałem być po prostu jak najdalej od tego wszystkiego.
Co ja mam teraz zrobić? Ja naprawdę chciałem dobrze.
CZYTASZ
Absolut 2
Mistério / Suspense**DRUGA CZĘŚĆ "Absoluta"** Apollo, mimo hospitalizacji, kulawej nogi i śmiertelnej nudy - przez przymusowe chorobowe - pozostaje tym samym wulgarnym i wkurzającym detektywem. Przekonał się komisarz Aleksander, bombardowany przez swojego przyjaciela...