Rozdział 7

643 24 11
                                    

– Ale miałaś minę jak zobaczyłaś mojego braciszka! Wiedziałem, że niespodzianka się uda! – drzwi do mojej garderoby otworzyły się z hukiem i do środka wleciał zadowolony Michel, wrzucając się na kanapę.

– Masz szczęście, że zauważyłam go przed Q&A – rzuciłam w niego najbliżej leżącym przedmiotem, który okazał się być pędzlem do pudru. – Wiesz, co by było, gdybym go nie zauważyła, a one wyjechałyby mi z takim pytaniem?!

– Odpowiedziałabyś normalnie jak zawsze – zaśmiał się. – Przynajmniej by się dowiedział prawdy!

– Jakiej prawdy? – usłyszałam za sobą głos, który zawsze wywoływał ciarki na moim ciele. Odwróciłam się szybko i natrafiłam na stojącego w progu Davida, wpatrującego się w naszą dwójkę z mieszanką rozbawienia i ciekawości.

– Że Michel jest idiotą i to wszystko wina jego niewyparzonego języka – westchnęłam i wstałam kierując się do niego. – Teraz mogę cię prawidłowo przywitać – uśmiechnęłam się i wtuliłam się w niego, chowając twarz w jego torsie. – On jest nieznośny, w końcu go zabiję gołymi rękami.

– Nie było tak źle – zaśmiał się David, przytulając mnie mocno do siebie. – Swoją drogą byłaś niesamowita, kochanie.

– Dziękuję – spłonęłam rumieńcem, gdy po raz pierwszy usłyszałam to określenie z jego ust osobiście.

– Jesteście uroczy – westchnął Michel. Oboje odsunęliśmy się od siebie patrząc na młodszego z mężczyzn i dostrzegłam telefon w jego dłoni.

– Nawet o tym nie myśl – pogroziłam mu palcem.

– Spokojnie, to tylko dla was na pamiątkę – zachichotał, pokazując nam zrobione chwilę wcześniej zdjęcie, gdy staliśmy objęci.

– Mówię poważnie, już dość narobiłeś problemu – założyłam ręce, mrużąc oczy.

– W tym momencie wyglądasz jak moja matka.

– Michelyen! – fuknęłam.

– O, nawet brzmisz jak ona! W sumie wyślę jej to zdjęcie. I twojej. Ucieszą się! – zaczął bawić się telefonem, a ja szybko ruszyłam w jego stronę. Widząc to, mój przyjaciel zaczął uciekać. Bez wahania ruszyłam za nim.

– Zabierz ode mnie tę psychopatkę! – pisnął młodszy książę, przeskakując stolik. – Komanriya tak nie robi!

– Ja nawet nie wiem, co to znaczy! – wskoczyłam na kanapę i gotowa wskoczyć mu na plecy, by zabrać mu telefon, nagle poczułam, że tracę grunt pod nogami.

– Zostaw go, szkoda na niego czasu, a znając tego idiotę już ma kopie zapasowe – słowa Davida uświadomiły mi, że właśnie trzyma mnie za uda i jak gdyby nigdy nic, przerzucił mnie sobie przez ramię.

– Puść mnie, jestem ciężka – jęknęłam zakrywając policzki, gdy pokrył je szkarłatny rumieniec.

– Niby gdzie? – prychnął i podrzucił mnie lekko wywołując mój pisk.

– Co tu się dzieje? - przez wciąż otwarte drzwi zajrzał Paolo oraz jeden z moich stylistów.

– Jezusieńku – jęknęłam ukrywając twarz w plecach Davida i objęłam go w pasie rękami. Przestałam oddychać, gdy pod palcami poczułam, jak twarde są mięśnie jego brzucha.

– Wystarczy David – mężczyzna trzymający mnie zaśmiał się, całkowicie rozluźniony.

Nadrabiał za nas oboje, bo ja w środku całkowicie świrowałam.

– Mogę wiedzieć, co wy wyprawiacie? – zerknęłam na Paolo kątem oka i zobaczyłam, że w progu mojej garderoby zbierał się coraz większy tłum.

RuvatarisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz