Rozdział 23

492 16 0
                                    

 – Kochanie, może pójdziemy na spacer? - David objął mnie w pasie całując moją szyję, gdy leżeliśmy na kocu na plaży.

– Czemu nie – uśmiechnęłam się lekko i wstałam przeciągając się. Byliśmy tu od trzech dni, a ja zdecydowanie byłam zadowolona z każdej minuty, jaką tu spędziliśmy pływając i śmiejąc się, a wieczorami spędzając wspólnie czas na grach i długich rozmowach.

– Idziecie z nami? - podniósł się, narzucając rękę na moje ramię i splotłam nasze palce owijając rękę wokół jego pasa.

– Ja idę – Michel otrzepał się z piasku i dołączył do nas.

– My zostaniemy – stwierdziła Gin. - Niedługo trzeba będzie położyć małego do spania, poza tym jestem wykończona po tych łódkach – opadła na koc.

– Niedługo wrócimy – stwierdził starszy z książąt i ruszyliśmy wzdłuż brzegu we czwórkę wraz z Taysae rozmawiając o głupotach.

– Boże, jaki widok – westchnęłam patrząc na lśniącą wodę.

– To prawda – powiedział starszy i gdy spojrzałam na niego, już się we mnie wpatrywał. Na samą myśl, że mógł mieć mnie na myśli zarumieniłam się lekko i pocałowałam go w policzek.

– Dav, kiedy ostatnio puszczaliśmy najzwyklejsze w świecie kaczki? - spojrzeliśmy w bok, by dostrzec Michela, który w zamyśleniu obracał mały kamień w dłoni.

– Z milion lat temu – zaśmiał się cicho. - A co, chcesz się zmierzyć?

– Nie masz szans, braciszku – młodszy uśmiechnął się pod nosem.

– Zabawne, zawsze ze mną przegrywałeś – David prychnął sięgając po kamień z ziemi i puścił kaczkę, która odbiła się kilkukrotnie od powierzchni wody, by w końcu zatonąć.

– Nieźle, ale ja to zrobię lepiej – chłopcy zaczęli na zmianę rzucać kaczki śmiejąc się przy tym i żartując, a ja obserwowałam ich ze śmiechem, widząc tak dziecięcą radość bijącą od nich, jakiej jeszcze nie miałam okazji u nich zobaczyć.

– A pamiętasz, jak rzucaliśmy z góry? - Michel wyszczerzył się sięgając po kolejny kamień.

– Ten pomost jest dość wysoki, możemy z tego spróbować – David rozejrzał się i ruszył zadowolony w stronę drewnianego mostka.

Nagle przed oczami stanął mi moment, w którym most się zapada, a mężczyzna wpada do wody, gdzie zaplątuje się w jakieś rośliny i powoli traci powietrze w płucach.

– David, uważaj! - działając instynktownie pisnęłam wyciągając dłoń w jego stronę i zobaczyłam, jak drewno pod nogami księcia, który odwrócił się w moją stronę, zapada się, a ten zamiast wpaść do jeziora unosi się w powietrzu. - Co do cholery – sapnęłam w szoku i spojrzałam na swoją dłoń, przez którą przechodziło pulsujące ciepło. Kątem oka dostrzegłam, jak mężczyzna leci w stronę piasku i jęknęłam biegnąc w jego stronę. - Nirozae, nic ci nie jest? - opadłam na kolana obok niego i chwyciłam go za policzki.

– Pal licho ze mną, jak ty się czujesz? - chwycił moje dłonie patrząc mi w oczy z przerażeniem.

– Ja... nie wiem – sapnęłam czując łzy w oczach. - Ja zobaczyłam jak ty wlatujesz do wody i zaczynasz się topić, nagle ty ciągle stoisz na pomoście, on się zapada, ale ty... ty latałeś!

– To nie ja – klęknął i przytulił mnie do siebie mocno.

– Poczułam takie ciepło w dłoni i ty się unosiłeś, a nagle poleciałeś i jesteś tutaj i... co tu się właśnie stało, David – jęknęłam, czując jak się trzęsę i zacisnęłam palce na jego koszulce.

RuvatarisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz