Rozdział 11

717 20 3
                                    

– Jestem padnięta – westchnęłam opadając na siedzenie w aucie.

– Ale za to jak pożytecznie – David zaśmiał się, siadając obok mnie i położył moje nogi na swoich kolanach.

– To prawda – oparłam się wygodnie o drzwi auta i spojrzałam na Kiarę naprzeciwko nas. – Jak ci się podobała sesja i wieża Eiffela?

– Było cudownie – uśmiechnęła się lekko i oparła głowę o szybę. – Ale teraz chyba prześpię najbliższe dwa dni. Jestem padnięta, jak ty to wytrzymujesz?

– Przyzwyczaiłam się – wzruszyłam ramionami. – Potrafię mieć jakieś sześć godzin sesji zdjęciowej, potem wywiad i lecieć po tym do studia.

– I ty jeszcze żyjesz – Kiara pokręciła głową z niedowierzaniem.

– Jak jesteś na obozach, gdzie tańczysz przez kilkanaście godzin dziennie, to też nie narzekasz – zaśmiałam się cicho.

– Ale to co innego – pokręciła głową. – To moja pasja!

– To też część mojej pasji – uśmiechnęłam się lekko. – Moja praca jest moim hobby, Kiki, poza tym umiem nagrywać muzykę będąc w trasie, więc wpadło mi w nawyk, że za wiele nie odpoczywam.

– Wyobraź sobie, jak do tego dojdą ci obowiązki księżniczki – powiedział Michel uśmiechając się pod nosem, a ja posłałam mu mordercze spojrzenie.

– Jak już mówiłam, na wszystko jest złoty środek. Przy odpowiednim rozplanowaniu czasu da się wszystko pogodzić, a przy odrobinie wprawy też przyśpieszyć.

– Raczej nie przyśpieszysz spotkania z radą najwyższą – uniósł brew.

– No tego nie, tak jak wywiadu. Ale jeśli na przykład doszłoby mi do tego zorganizowanie jakiegoś wydarzenia, to mogę zacząć planowanie po drodze i może nawet lekko w trakcie, jak ułożę w jakiej kolejności co ustalić, to potem leci z górki. Na wszystko jest sposób, Mich, bez względu na zakres obowiązków i tytuł.

– Ale dalej upieraj się, że się nie sprawdzisz w tej roli – mruknął przewracając oczami.

– To zupełnie inna odpowiedzialność – westchnęłam patrząc za szybę. –Rządzenie krajem i bycie wzorem na taką skalę, bycie pod lupą cały czas... to wykracza poza moje możliwości. Do tego dochodzi etykieta, znajomość zasad, kultury, historii, gospodarki, ekonomii – wyliczałam na palcach. – Jestem w stanie wiele ogarnąć, ale bez przesady.

– Masz głowę do nauki, ogarnąć naszą kulturę, etykietę i te wszystkie bzdety to dla ciebie moment. Resztę masz w naturze – wykłócał się Michel.

– A tytuł? Tytułu też się nauczę? Nauka języka to nie jest kwestia pięciu minut. To, że szybko podłapuję waszą wymowę nie znaczy, że mogę od tak znać wasz język, bo to zajmie mi lata – przerwałam mu i zacisnęłam zęby.

– Spokojnie, nyerei – David zaczął gładzić moje łydki uspokajająco. – Mich, nie naciskaj. Lu wie, co robi – spojrzał na brata kręcąc głową, a ja westchnęłam opierając czoło o jego ramię.

– No właśnie nie wie! - założył ręce.

– Michelyen – jeszcze nigdy nie słyszałam tak autorytatywnego tonu w głosie starszego mężczyzny, a mój przyjaciel westchnął patrząc za okno. – Nie przejmuj się nim, kochanie – dalej pogładził moje łydki, a ja skinęłam opierając się z powrotem o drzwi. – But ci się rozpiął, kopciuszku – zaśmiał się cicho, a ja uśmiechnęłam się pochylając się, by go zapiąć, jednak powstrzymał mnie i sam to zrobił gładząc moją kostkę.

RuvatarisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz