Epilog

487 18 2
                                    

 – Denerwujesz się - David bardziej stwierdził niż spytał. – Dlaczego?

– Bo to decydujący moment - westchnęłam bawiąc się pierścionkiem na moim palcu.

– Nie ująłbym tego w ten sposób - usiadł obok mnie i wziął mnie na kolana. - Wyjdę za ciebie czy im się to podoba czy nie. Kocham cię i tego nie zmienią. Wiem, że będziesz idealną królową, szczerą, uczciwą, pomocną i zawsze chętną do działania, nie zawiedziesz naszego ludu. Wiem, że w twoim sercu jest wielka moc, która będzie dawać im nadzieję i siłę do działania. - ciągnął pewnym głosem, patrząc mi prosto w oczy.

– Mogą mnie nie zaakceptować jako swoją królową – szepnęłam smutno.

– Muszą. Jesteś wyborem moim i mojej rodziny, wyborem gwiazd i przeznaczenia. Wszyscy jesteśmy po twojej stronie i nie mogą kwestionować moich decyzji. Poza tym sami się przekonają, że nie jesteś byle kim - pocałował mnie w policzek i wtuliłam się w niego wzdychając. Jego ramiona były jedynym miejscem, gdzie czułam się tak bezpieczna, w magicznej bańce, do której nie mogło dotrzeć żadne zło świata.

– Kocham cię - powiedziałam cicho, jednak wiedziałam, że mnie słyszy.

– Ja ciebie też. A teraz chodź, kochanie, już niedługo się zacznie - Powoli wstał przytrzymując mnie i bez wahania chwyciłam jego dłoń.

Spokojnym krokiem szliśmy w stronę sali tronowej i zastanawiałam się w panice jak udowodnić wszystkim, że z pozoru obca kobieta powinna zasiąść na tronie ich kraju. Bałam się, że nie zaakceptują mnie jako przyszłej królowej. Że nie zaakceptują mnie jako ich przewodniczkę. Moja moc wciąż była wyczuwalna jedynie dla najbliższych z mojego otoczenia, jeśli ktoś mnie nie znał, pomyślałby, że jestem jej pozbawiona, a nie chciałam robić sceny w tak ważnym dla nas dniu.

– Pokaż im, skarbie - usłyszałam szept przy swoim uchu i poczułam napływającą pewność siebie, gdy wielkie skrzydła drzwi otworzyły się przed nami.

Pierwsi król i królowa, David i ja przy jego boku, a tuż za nami Michel i Annika. Mijani przez nas mężczyźni, kobiety, dzieci i żołnierze klękali po naszych bokach w wyrazie szacunku. Szliśmy powolnym dumnym krokiem, zatrzymując się przed podestem z tronami, na którym kilka dni wcześniej pojawił się mój własny.

– Przyjaciele, powstańcie - królowa jako pierwsza zabrała głos unosząc dłoń i lud powoli podniósł się z klęczek. Wciąż milcząc obserwowałam twarze zebranych usiłując cokolwiek z nich wyczytać. Gdy natknęłam się na wzrok mojego brata i Toniego, posłałam im delikatny uśmiech. Oni już wiedzieli jaki jest powód naszego zebrania. - Mój syn chce wam przekazać pewną nowinę - położyła dłoń na ramieniu Davida i posłała delikatny uśmiech w moją stronę.

– Jak każdy z was wie, od pewnego czasu jestem w związku z Lady Luisayeną a Tsuvikya. Jednakże w ciągu ostatnich dni postanowiłem zmienić nasz status i oświadczyć się. Wierzę, że przyjmiecie ją ciepło jako przyszłą królową i moją mweyae - powiedział pewnie David wychodząc krok do przodu.

Jego słowa wywołały szum. Ludzie zaczęli szeptać między sobą, wyciągać głowy, by zobaczyć mnie lepiej, inni wykrzykiwali różne rzeczy lub po prostu w milczeniu obserwowali rozwój sytuacji.

– Siostro, mój panie, wiecie, jak bardzo me serce raduje się na te wspaniałe wieści - Jonnei zrobił krok do przodu i szum wokół niego przycichł. - Ufam, że będziesz prawą królową - skłonił mi lekko głowę i nim zdążyłam odpowiedzieć, dołączył do niego Toni.

– Ja również, najszczersze gratulacje. Zapewniam was, że macie pełne wsparcie Shoranyi - przycisnął pięść do piersi kłaniając nisko głową.

RuvatarisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz