Rozdział 14

527 17 1
                                    


– Kochanie, jedziemy – David objął mnie w pasie, gdy stałam przy oknie w sypialni, obserwując widok na Paryż.

– Nie chcę stąd wyjeżdżać – odwróciłam się, wtulając się w niego, gdy poczułam łzy w oczach.

– Wiem, ja też – wyszeptał, chowając twarz w mojej szyi.– Ale musimy wrócić do codzienności.

– Niech już będzie ta codzienność, byle bym miała ciebie – zacisnęłam palce na jego koszulce.

– Pomyśl o tym, że w przyszłości będziesz miała mnie jeszcze bardziej niż na co dzień – szepnął mi do ucha, a ja zadrżałam.

– Muszę naprawdę przyśpieszyć naukę – sapnęłam i stanęłam na palcach, całując go czule. W odpowiedzi mężczyzna pogłębił pocałunek, pochylając się w moją stronę i przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie, kładąc dłoń na moim karku. - Będę za tym tęsknić – wymamrotałam, gdy oparł czoło o moje.

– Wytrzymamy – pogładził mój policzek, przymykając powieki, po czym westchnął głęboko. – Czekają na nas.

– Wiem, chodźmy – musnęłam ponownie jego usta i chwyciłam go za dłoń, splatając nasze palce. Gdy ostatni raz rozejrzałam się dookoła, chwyciłam swoją torebkę i razem z księciem ruszyłam do wyjścia.

– Mogę zadać ci idiotyczne pytanie z czystej ciekawości?

– Nie ma idiotycznych... nieważne, twój brat też się odzywa – mruknęłam. – Słucham cię.

– Ile myślisz nad swoimi strojami?

– To znaczy? – zmarszczyłam brwi zaskoczona jego pytaniem.

– Za każdym razem wyglądasz, jakbyś była gotowa na wybieg.

– Skarbie, to zwykłe jeansowe spodenki i koszulka – spojrzałam na niego zdziwiona.

– Ale wyglądasz pięknie – wzruszył ramionami. – Jak zawsze zresztą. Dlatego zastanawiam się, ile czasu zajmuje ci dobranie tak wszystkiego.

– Przede wszystkim dziękuję – zarumieniłam się lekko. – A po drugie to różnie, zależy od okazji. Potrafię godzinę modlić się do szafy, żeby magicznie sama podarowała mi jakiś idealny ciuch, czasem po prostu mam pomysł albo ubieram co mi wleci w ręce, jak na przykład teraz, kiedy mamy jechać w podróż – zagryzłam wargę. – Kiedyś miałam gdzieś jak się ubieram, ostatnio mnie wzięło na większe zwracanie uwagi jak wyglądam. To chyba twoja wina.

– Moja? - uniósł brew pytająco.

– Odkąd powiązują mnie z tobą i Michelem, bardziej uważam na to, w czym jestem widziana – mruknęłam cicho zażenowana. – Nawet jak byłam przekonana, że nie mam u ciebie szans, to świadomość, iż media i ludzie mogą widzieć w nas potencjalne powiązanie i plotki... - spojrzałam w bok.

– Chwila, zaraz – pokręcił głową, gdy wsiadaliśmy do mojego tour busa. – Chcesz mi powiedzieć, że byłaś pewna, że uważam cię za nieatrakcyjną?

– Tego nie wiedziałam – westchnęłam wciąż czerwona i rzuciłam torbę na łóżko z tyłu, opadając na kanapę. - Ale miałam w głowie, że jednak jesteś księciem i jakoś od początku nie uważałam się za potencjalną partnerkę dla ciebie. Przecież ty jesteś... – nerwowo machnęłam dłonią. – No idealny. A ja... no... po prostu Lu.

– Kochanie – zaśmiał się cicho i usiadł obok, sadzając mnie sobie na kolanach, po czym uniósł mój podbródek, bym spojrzała mu w oczy. – Z naszej dwójki to ty jesteś ideałem i błagam wszystkie gwiazdy, żeby powiedziały mi, czym sobie na ciebie zasłużyłem. A po drugie... spodobałaś mi się w momencie, w którym z tym słodkim rumieńcem nie wiedziałaś, jak się ze mną przywitać, gdy dotarło do ciebie, że jestem księciem. W sumie jeszcze wcześniej, bo widziałem cię na ceremonii.

RuvatarisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz