Rozdział 8

594 27 12
                                    

– Jest miejsce, w które chciałabyś jeszcze dzisiaj pójść? – spytał David, gdy wyszliśmy z muzeum.

– To zależy, jakie ty masz plany – uśmiechnęłam się, tradycyjnie już chwytając go pod ramię.

– Znajdzie się trochę. Ale ważniejsze jest, co ty byś chciała robić – szepnął.

– Nie ma znaczenia, dopóki spędzamy czas razem – spojrzałam mu w oczy. – Już i tak za bardzo mnie rozpieściłeś.

– Mówiłem ci, zamierzam rozpieszczać cię jeszcze bardziej, komanriya.

– Dlaczego nie chcecie mi powiedzieć co to znaczy? – westchnęłam. – Im częściej mnie tak nazywacie, tym bardziej ciekawa jestem.

– Cierpliwości – zaśmiał się cicho. – To kwestia czasu aż się dowiesz.

– Mam się martwić, że mnie obrażacie?

– Nigdy bym cię nie obraził, przecież wiesz – szliśmy spacerem wzdłuż paryskich uliczek, na których raz na jakiś czas pojawiały się auta.

– Wiem, książę z bajki – oparłam głowę o jego ramię.

– Lubię taki spokój – szepnął po chwili. – Nikt niczego ode mnie nie wymaga, nie chce, nie mam przed sobą odliczania, ile zostało mi czasu do następnego spotkania.

– To twój czas relaksu – spojrzałam na niego. – I czuję się zaszczycona, że tak wspaniały facet jak ty postanowił spędzić go ze mną.

– Cała przyjemność po mojej stronie – uśmiechnął się lekko. – Chodź, kochanie, Paryż na nas czeka.

– Więc nie zwlekajmy – zachichotałam i ruszyliśmy dalej rozmawiając na przeróżne tematy. – Mam pewien pomysł – sapnęłam zatrzymując się gwałtownie. David stanął krok dalej, patrząc na mnie pytająco.

– Mam zacząć się bać? – obserwował mnie, a ja rozejrzałam się dookoła nas.

– Mówiłeś, że chcesz czasem być normalny, bez etykiety i tak dalej? – spojrzałam na niego z wielkim uśmiechem.

– No taaaaaak – zmarszczył brwi, patrząc na mnie podejrzliwie.

– Ufasz mi? – spytałam patrząc mu w oczy.

– Tak – odparł bez zastanowienia, nie wahając się. Słysząc to uśmiechnęłam się szeroko i chwyciłam go za dłoń.

– Chodź, teraz pora pokazać ci, jak bawią się ludzie w naszych czasach, kiedy chcą się wyciszyć i być sami – zaczęłam biec przed siebie, a David grzecznie podążał za mną.

– Gdzie się tak śpieszymy? – dogonił mnie i spojrzał na mnie.

– Jeszcze nie wiem, ale szukam jednej rzeczy – rozejrzałam się na boki. – Jest! – skręciłam gwałtownie ciągnąc go do jednego ze sklepów i usłyszałam cichy śmiech księcia.

– Czy my wchodzimy do monopolowego? – uniósł brwi patrząc na mnie z rozbawieniem.

– Tak, dokładnie – szłam z nim za rękę między półkami. – Jakie lubisz wino? – spojrzałam na mojego towarzysza przez ramię.

– Półwytrawne, wytrawne – wzruszył ramionami. – Czasem wolę półsłodkie. Zwykle piję czerwone.

– Czyli czerwone półsłodkie – uśmiechnęłam się i skierowałam się do półek oznaczonych w ten sposób. – Tak nawiasem, zwykle piję słodkie lub półsłodkie. Kolor dopasowuje się do okazji – spojrzałam na niego, a on zaczął gładzić kciukiem moją dłoń.

RuvatarisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz