|na kampusie|
Człowiek najbardziej zatraca się w beznadziei, gdy dochodzi do niego, ile ma rzeczy do zrobienia. Łatwo przychodziło zapominanie o nich, gdy odnosiło się większy sukces i właśnie takim sposobem zdanie jednego testu przyćmiło mi upływający czas, goniące terminy na zakuwanie, planowania przyszłych wypadów, a jakby tego było mało, to dochodziły problemy związane z ojcem – musiałem znaleźć wolny weekend, żeby go odwiedzić – oraz z Olaiem.
Rozmowa z chłopakiem stanowiła dla mnie swego rodzaju priorytet, aż sam siebie tym dziwiłem. Stawiałem go przed własnym ojcem, ale to tylko dlatego, że jego zdrowie wydawało się poważną kwestią. No i chciałem lepiej wsłuchać się w ciało przy najbliższym spotkaniu z krzesiwem, ponieważ jeśli naprawdę gdzieś pod tym skryła się przepowiednia czegoś wyjątkowego z tym facetem, to właśnie los dawał mi wybór. Mogłem paść w ramiona płomieni i starać się usidlić tego faceta lub mogłem skusić go na przyjaźń i to też powinno mnie zadowolić. Jeśli istniała ta przepowiednia, którą poczułem przy Urliku.
Zbyt wiele rzeczy mnie ciekawiło w tej – potencjalnej – relacji, żeby po prostu wyjechać sobie do ojca, aby mierzyć się z jego prawdą.
No ale to mi jednak nic nie ułatwiało, bo uniwerek przyduszał mnie jak jakiś bokser na ringu. Nie miałem problemów na wykładach czy warsztatach, ale czułem, że powoli zostaję w tyle, a poprzysiągłem sobie, że dam z siebie maksimum na studiach. I tak oto mój plan właśnie trzeszczał w ognisku duszy, bo jakiś facet z zamiłowaniem do francuskiego i problemów psychicznych postanowił na mnie wpaść!
Cisnąłem długopisem w ścianę, nie zostawiając na niej śladu. Całe, kurwa, szczęście. Westchnąłem podminowany swoją sytuacją. Od dwóch godzin wkuwałem materiał z ostatnich wykładów, podczas gdy mój przyjaciel zapewne zabawiał się z panną w najlepsze. Miałem wrażenie, że tyle ile on rucha, ja narzekam. To całkiem prawdopodobne, a jednak to on był lepszy na własnym kierunku, ja na swoim nie. Robiłem się zrzędliwy, a nie dobiłem nawet do dwudziestki!
Sięgnąłem telefon spod lawiny kartek, fiszek i zeszytów, aby wybrać numer kogoś, kogo nie planowałem nigdy numeru wybierać. Odebrał niemal natychmiast.
– Reva! – ucieszył się Hector. – W czym mogę ci pomóc, przyjacielu?
Postanowiłem zignorować jego nazwanie mnie przyjacielem. Walka z wiatrakami przestała mnie cieszyć jakieś wieki temu. No dobrze, tygodnie temu.
– Powiedz, że masz dość uczelni i chcesz coś zjeść, napić się albo, nie wiem kurwa, nawdychać się obornika. – Potarłem sobie brwi, przymykając powieki. – A tak po ludzku, to potrzebuję przewietrzyć umysł.
– Od dawna ci mówię, że im bardziej się martwisz nauką, tym gorzej ci idzie – powiedział to pierwszy raz, słowo daję.
– Co ty pierdolisz? – zbeształ go Esben. – To ja to non stop powtarzam Bazowi. Ty uczysz się za mało, twoje oceny lecą na łeb na szyję.
– E tam, jakoś zdaję – mówi zapewne z szerokim uśmiechem. – Reva chce odpocząć, mam mu powiedzieć, żeby nie odpoczywał? Ostatni raz go widziałem przy rozmowie z Olaiem, tydzień temu, Bigbenie.
Zapadło milczenie, nawet podejrzewałem urwanie połączenia, ale gdy już miałem to sprawdzać, Esben przemówił:
– Remi, jesteśmy w kawiarni uniwersyteckiej. Ja się uczę, Hector mi przeszkadza, więc możesz się nim zająć. Zapraszam.
– Kochany – cmoknął Hector. – Ale podpinam się i też zachęcam do przyjścia.
– Świetnie, zamów mi jakieś ciasto. Będę za pięć minut.
CZYTASZ
Believe it//bxb//✔
Romance„Człowiek całe życie uczy się czegoś nowego nawet o samym sobie. Czasem są to rzeczy, fakty, których nie chcielibyśmy, ale są częścią nas. Możemy dążyć do zmian, ale nie zawsze się udaje, nie zawsze są takie, jakich oczekiwaliśmy. Najlepiej zaakcept...