XL: Myśl dwa razy

484 65 8
                                    

|na kampusie|

Trzeci grudnia zdałem sobie sprawę, że chyba za dużo czasu poświęcałem rozmowom z Olaiem, zamiast nauce. Ale nie żałowałem. Dowiedziałem się o nim wielu rzeczy, drobiazgów, które dopełniały całość.

Wiedziałem już, że nie bardzo przepadał alkoholem, a wpływało na to zażywanie leków, to przez nie odzwyczaił się picia, które i tak nigdy go nie pasjonowało. Albo, że nie lubił lodów wszelakiej maści, czy to zwykłe kostki do napoju, czy słodycz do jedzenia. Pokusiłem się wtedy o żart, gdy siedzieliśmy sobie w salonie wokół naszych materiałów na sesje:

– Naprawdę nie lubisz wszystkich rodzajów loda?

Spojrzał na mnie katem oka, unosząc nieco kącik ust. Zdawał sobie sprawę, jak figlarnie grałem.

– A jesteś skłonny przekonać mnie do któregoś?

– Och, po sesji? Z pewnością mogę spróbować.

To była w sumie obietnica rzucona na wiatr, bo od chwili powrotu do uprawiania seksu, pozwolił mi spać z sobą. Wbrew pozorom nie miewał tylu koszmarów, ilu się spodziewałam. Nie budził się co noc, choć wiedziałem, że coś się wtedy dzieje. Nic drastycznego, co od razu zabrałoby mu tlen z płuc. Ale nawet jeśli by takowe miał, to wstawałbym od razu. Ledwo co jego tętno podskakiwało, a ja już się budziłem. Gładziłem go uspokajająco po ciele; piersi, twarzy, brzuchu, dłoni. Nie byliśmy królikami, które dosiadają siebie co chwilę, dlatego wiedziałem, że naprawdę nie traktował naszej relacji w ten specyficzny sposób. W łóżku podczas snu obejmował mnie machinalnie, ale był to tak silny uścisk, że wierzyłem w jego zaangażowanie. Nawet jeśli to sprawka snu. Za dnia pokazywał mi te strony siebie, których długo nikomu nie ukazywał. Widziałem i słyszałem jego wahania, gdy prosiłem go o wyjście na spacer, żeby otrzeźwieć po nauce. Albo, gdy proponowałem wspólne pójście na siłownię. Chciał odmawiać, ale nie robił tego, bo wiedział o mojej powadze i on też chciał taki być względem mnie. Obiecaliśmy to sobie. Spróbować.

Przywykłem do dzielenia wspólnej przestrzeni z nim. Do śniadań, które przygotowywał dla nas obu, chociaż jak sam twierdził, wybitnym kuchcikiem to on nie był. Do jego cichego przemykania po mieszkaniu, jakby nie chciał zwracać na siebie uwagi, ale ja istotnie słyszałem każdy krok. Co i on dostrzegł, bo często odnosiłem wrażenie, że patrzył na mnie ze zrezygnowaniem przy nieudolnej próbie kamuflażu. Przywykłem też do wspólnych nocy, gdzie mogłem zasypiać przy nim lub nad nim – jeśli zajmowałem łóżko Pettera – i nie martwić się, czy kolejnego dnia nie zniknie mi sprzed oczu.

A potem zjawił się Petter z taką miną, jakby ćpał cały wyjazd. Uśmiech od ucha do ucha – nienaturalny, gdyby ktoś pytał mnie o zdanie – mgła w oczach, sztywna postawa. No i pustka w głosie. Zrozumiałem nagle, że nadszedł czas wyprowadzki.

Chłopak rzucił wtedy torbę na ziemię, zaciągnął się zapachem, a potem odwrócił do mnie gwałtownie. Olai w tym czasie wyszedł spod prysznica z gołą klatą, susząc włosy ręcznikiem. Na widok Pettera stanął w progu, ale nie wydawał się zaskoczony.

– To co, mieszkamy we trójkę? – spytał nagle blondyn.

– Że co?

– Och, nie udawaj, Revo. – Poklepał mnie po policzku. Poczułem zapach czegoś słodkiego od niego. – Nie uwierzę, że przez całe dwa tygodnie spałeś w moim łóżku. – Pokusił się o spojrzenie na współlokatora, zmierzenie go wzrokiem. – Inaczej nie chodziłby w takim negliżu. Przy mnie nigdy nie chodził.

– Po twoim wejściu mi do łazienki, gdy się myłem i patrzeniu na mojego penisa, nie ośmieliłbym się paradować ze skrawkiem gołej skóry – skwitował sucho. Stary złowrogi Olai.

Believe it//bxb//✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz