VII: Jasne sznury wnętrza

585 65 1
                                    

|Zoe|

Zoe znów odwiedziła swoich rodziców, aby wciąż utrzymywać z nimi zdrowe relacje, a twierdziła, że telefon czy komunikator internetowy wcale takowych nie zapewniały. Przytulenie nie istniało na odległość i powtarzała to Anji w kwestii jej związku z Castorem. Nie lubiła się z nią kłócić, dlatego po trzecim razie sobie darowała i powtarzała to tylko w myślach. Kierowała się w życiu określonymi zasadami i nie uginała ich bez potrzeby. Anja i Castor nie wpisywali się w „potrzeby". Co innego Urlik i Remi.

Usłyszawszy od przyjaciela podczas wideo rozmowy, że Remi z ojcem nadal się nie skontaktował od czasu wyjazdu, musiała coś z tym zrobić. Uderzenie do Remiego zwiastowało rychły konflikt, bo był uparty tak samo, jak ona. Sam Urlik uprzedzał, że nie ma co próbować na tym gruncie, bo on czeka na ruch ojca, a ojciec być może na ruch syna. Anja oczywiście od razu poparła Remiego, ale pozostała dwójka nie była już taka chętna do przybicia piątki. Kompromisy, każdy powinien na takowe iść, dlatego tym razem odpuściła nastolatkowi i skupiła się na starym artyście.

Zauważała wady w tym człowieku, o których raczej starała się nie mówić głośno, choć czasem język aż sam się układał w zdania. Na przykład nie rozumiała jego porzucenia muzyki ze względu na swoją synestezję. Co ma piernik do wiatraka, powtarzała. Żadne ułatwienie, raczej dodatkowy instrument, na którym można grać, posiadając tylko ten dar. A kto jak kto, ale Zoe na darach się znała.

Supeł w ciele mężczyzny też był dość zagmatwany, ale jasny w odczycie. Posiadał ból przeszłości, problemy z zaufaniem i brak wiary w siebie. A może wygórowane ambicje? Wszystko było możliwe i na pewno nie skreśliłaby tego szybko. Czasem pokusiła się o pociągnięcie za wolną końcówkę supła, ale ten wcale się nie rozwijał. Życie nauczyło ją, że nie wszystko da się po prostu rozwiązać, czasem trzeba patrzeć na ludzi, którzy umierają z problemami i nie chcą ich rozwiązywać, bo te należą do przeszłości.

Rubena Toroeva nie widziała od zakończenia wakacji, a konkretniej od powrotu z wyspy. Nie mogła ocenić jego emocji, powagi supła, bo być może jej przyjaciel miał rację i tym jednym wyznaniem dodał nowy sznur do kolekcji, której i tak nie mogła się nadziwić. Teraz nadarzyła się jej okazja, aby ocenić stan Rubena.

W niedzielę rano zaraz przed wyjazdem na uniwerek postanowiła zrobić przystanek w domu rodzinnym Remiego. Zapukała kulturalnie, a gdy otworzył jej drzwi pan domu, jak zwykle upaćkany farbami na starej koszuli, to niemal poczuła nostalgię. Wyglądał dobrze, musiał dopiero co zasiadać do pracy.

– Och, Zoe – odezwał się zaskoczony jej widokiem. – Ty u mnie?

– Przyjechałam na weekend do domu – wyjaśniła z progu. – Mogę wejść?

– Naturalnie, zapraszam.

Zrobił jej miejsce, więc skorzystała i zapuściła się w głąb domu. Nie zdjęła butów, bo nie planowała gościć na długo. Dlatego gdy tylko Ruben znów stanął przed nią, zmierzyła go wzrokiem i popatrzyła w głąb. Supeł, który jeszcze parę tygodni temu był nieźle zagmatwany, teraz był... luźny. Niemal rozchyliła usta z szoku na ten widok. Nie było problemu, nie było zaplątania w uczuciach i myślach. Pan Toroeva był czysty, a raczej na tyle nieskomplikowany, jak większość ludzi, których widywała na ulicach. Ból przeszłości pozostawił po sobie tylko sznurek, ale niebędący częścią więzła. Co prawda nie był to stan idealny, bo takowy u ludzi nigdy nie istniał, ale zapętań brak. Aż uniosła oczy do jego oczu.

– Jak się pan miewa?

– A dziękuję, dobrze – odpowiedział ze szczerością i uśmiechem. – Napijesz się czegoś? Jadłaś śniadanie?

Believe it//bxb//✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz