|w domu|
– Nie.
Wiedziałem, że taka padnie odpowiedź, gdy tylko usłyszy o imprezie sylwestrowej.
Siedzieliśmy właśnie w pokoju i pakowaliśmy nasze rzeczy, żeby wrócić do Anji, która oczywiście chciała jechać z Castorem i Petterem. W takim wypadku mieliśmy cztery na pięć osób chętnych.
– Dlaczego?
– No nie wiem – rzucił ironią, prychając i odwracając się do mnie ze swetrem od ojca w dłoni – może dlatego, że mam pieprzoną awersję? Remi, mnie może szlag trafić na środku miejsca spotkania. To niebezpieczne nie tylko dla mnie, ale i dla innych.
Ciche och opuściło moje usta. Zapomniałem, fakt. Nie powinienem, w końcu byłem świadkiem jego ataku przy spotkaniu z ciałem drugiej osoby. Nasza swoboda i ostatnie spotkania z innymi sprawiły, że łatwo przyszło mi zrobienie z chłopaka zdrowego. Zdrowego pod tym akurat względem. Nadal nie rozumiałem działania jego choroby i chyba nie prędko miało się to zmienić, skoro raczył mnie tylko kilkoma faktami ze swojego życia, gdzie większość była opleciona szczelną metaforą. Chyba moje zachowanie podchodziło pod ignorancję.
– Przepraszam.
Schyliłem głowę, gapiąc się w zawartość plecaka. Przez moją głupotę mógł zapłacić zdrowiem, a może i życiem.
– Remi, musimy coś uzgodnić – odezwał się, wzdychając ciężko. Odwróciłem się do niego w chwili, gdy rzucił ubranie na torbę i podszedł bliżej mnie. – Mogę uchodzić w twoich oczach za normalnego, ale nie jestem taki i nigdy nie będę. A to oznacza, że większość rzeczy, które robi się w grupie, mi nie odpowiadają. Nie zabraniam ci iść na imprezę, ja jednak zostaję w domu. Szczerze mam dość gwaru.
Na dopełnienie swoich słów zaczął rozmasowywać skroń. Wierzyłem mu, bo w jego głosie pobrzmiewało zmęczenie od dłuższego czasu już. Z jednej strony musiał spędzić noc u obcych ludzi – Ganików – a potem w domu Lindy następne dni. To całkiem sporo jak na osobę, która stroniła od ludzi przez lata. Sam znałem uczucie wyczerpania po zbyt głośnych dźwiękach nawalających w moje bębenki kilka godzin. Albo po kilkugodzinnych debatach z tłumem ludzi.
– Jasne, rozumiem – zapewniałem z uśmiechem, przytulając się do niego. – Miałeś ostatnio sporo stresu i świetnie dawałeś radę, ale nie ma co przesadzać.
– Czyli jak Pett będzie truł dupę... – zaczął, oddając uścisk. Zaśmiałem się.
– Tak, kochanie, wtedy cię osłonię przed blondi.
Skończyliśmy pakowanie w luźniejszej atmosferze. Poinformowałem po wszystkim Anję, że wracamy i powinniśmy za godzinę lub dwie być na miejscu. Wszystkie swoje rzeczy upchnąłem do dużego plecaka od taty, który naprawdę mieścił w sobie sporo, a dodatkowe kieszonki zapewniały komfort podróży z nim. To mi przypominało non stop, że ja i Olai nie daliśmy sobie żadnych prezentów fizycznych. Mogliśmy zdecydowanie potraktować nasz seks jako wspólne dziękowanie sobie w te święta. Gdy tylko przed wyjazdem wspomniałem, że chciałbym mu coś kupić, ten od razu odparował, że nie ma zamiaru kupować dla mnie i mam sobie darować. Nie byłem materialny, okej? Chodziło raczej o ton, którym to zakomunikował. Jakby miał się wściec, gdybym tylko wyciągnął spod choinki coś dla niego. Takim cudem pod drzewkiem wylądowały tylko upominki dla bliskich – w tym te pozostawione w domu Anji dla domowników – a my dwaj byliśmy w pewnym sensie o suchym pysku. No, może nie do końca obaj, bo ja dostałem coś od taty i Lindy. Kristin się nas nie spodziewała, więc nie była gotowa, za co długo przepraszała, chociaż przecież nie było za co. Prezenty – wyrosłem z nich drastycznie szybko, gdy byłem sam z tatą. Wolałem je sprawiać mu, aby zobaczyć uśmiech, niż samemu wyczekiwać jakiegoś. Jakoś tak... było zdrowiej.
CZYTASZ
Believe it//bxb//✔
Romance„Człowiek całe życie uczy się czegoś nowego nawet o samym sobie. Czasem są to rzeczy, fakty, których nie chcielibyśmy, ale są częścią nas. Możemy dążyć do zmian, ale nie zawsze się udaje, nie zawsze są takie, jakich oczekiwaliśmy. Najlepiej zaakcept...