LV: Przerośnięte krewetki

445 59 11
                                    

|w domu Pettera|

Weekend zapowiadał się leniwie. Petter piątek wieczór wyjechał z zespołem na mecz, który odbywał się w sobotę a kolejny we wtorek. Takim sposobem nie miało być go w domu do czwartku minimum. Cieszyłem się, że tak po prostu pojechał i nie martwił się mną. Piątek niemal cały spędziłem na parterze najpierw z Urlikiem, a potem z Olaiem. Bjørn pracował, o czym powiadomił mnie mój chłopak. Podobno był jakimś dostawcą żarcia na wynos, co niby mi do niego pasowało, ale też tak nie do końca. W każdym razie wrócił do domu już po wyjeździe Petta, co skomentował krótkim wzruszeniem ramion i odpaleniem jointa. Olai westchnął przesadnie, gromadząc w sobie zalążki napadu agresji. Pogładziłem go uspokajająco po dłoni, co podziałało i dzięki temu się rozluźnił.

Wpadłem na głupi pomysł, do którego realizacji potrzebowałem tylko siebie oraz partnera. Ten akurat był zajęty nauką i czytaniem, ale to nie tak, że ignorował mnie jakoś wybitnie. Jak wspominałem, coś mu nakazało zmianę zachowania i nawet jeśli chwytał za książkę, co parę minut odwracał wzrok od tekstu na mnie. Jakby tylko połowicznie skupiał się na czytaniu, gdy ja grałem w coś na laptopie lub szukałem czegoś w sieci. I to wcale nie tak, że odwiedziny instagrama zainspirowały mnie do durnego pomysłu.

Anja z Castorem narobili sporo zdjęć w grudniu, dlatego oboje teraz dodawali je w różnych odstępach czasowych z jeszcze bardziej mdlącymi opisami, jak to się kochają i tęsknią. Nawet Nevin komentowała to w konkretny sposób, który jawnie mówił, że miała dość przyjaciela.

Po wysłaniu kolejnego esemesa do mamy z prośbą o kontakt postanowiłem resztę soboty spędzić z Olaiem i sprawić, aby patrzył na mnie jak na książki. Byliśmy dość zwykłą parą, jeśli tak mogłem to ująć. Wszystkie dziewczyny, z którymi byłem w związku krócej lub dłużej, zawsze zachowywały się dość wymagająco, a gdy tylko nie poświęcałem im wystarczającej uwagi, od razu się denerwowały lub robiły wszystko, abym zaczął. Dlatego chciałem sprawdzić na własnej skórze, co w tym takiego super. A przy okazji zrobić z siebie debila, bo czemu nie? Byłem w tym mistrzem.

– Olai! – krzyknąłem, więc zerknął na mnie skupionym wzrokiem, którym jeszcze chwilę temu pochłaniał tekst. Potem zmarszczył brwi. – Dzisiejszy dzień jest idealny na spełnianie moich zachcianek!

Parsknął tak nagle, że aż zatkał sobie usta dłonią, wyglądając na jeszcze bardziej zszokowanego. Nie dowierzał moim słowom, a już na pewno nie swojej reakcji na nie. Odchrząknął i poprawił się na pufie. Siedzieliśmy w piwnicy, chyba jakiś zwyczaj Olaia nakazywał mu nienaruszania przestrzeni wyżej, a ja nawet nie chciałem negować. Do teraz.

– Co to znaczy? – dopytał, gdy ja nie raczyłem rozwinąć.

Odstawiłem zamkniętego laptopa na kołdrę i zrzuciłem nogi na podłogę.

– To, kochanie, że Remi ma ochotę dzisiaj być obsługiwany w inny sposób niż „przynieś leki" czy „zamów żarcie".

– Aha. I co ten Remi chciałby, abym zrobił innego?

– Przytrzymał mi penisa przy szczaniu – sarknąłem, co Olai skomentował przymknięciem powiek i hamowaniem uśmiechu. Słabo mu szło. – Możesz też...

– Jak powiesz, że podetrzeć ci tyłek, to podam ci leki nasenne.

– O ty! – Chwyciłem się za klatkę piersiową w taki sposób, aby nie sprawić sobie bólu. – Okrutnik!

– A nawet nie zacząłem się sprzeciwiać – podkreślił, szczerząc się głupio. Takiego kochałem go najbardziej. Wyluzowanego i chcącego się przerzucać drwiną.

– Dobrze, więc pierwszą rzeczą, jaką twój Remi chce – zacząłem, wstając i powoli zmierzając do niego – jest zmiana ubioru.

– Zmiana. Ubioru? – powtórzył podejrzliwie, mierząc mnie zbyt powolnym wzrokiem, od którego włoski stanęły mi dęba. – Czyjego konkretnie?

Believe it//bxb//✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz