XXXIII: Aktywowany atak

486 73 10
                                    

|Olai|

Ironią losu było, że jak na osobę, która miewała koszmary przeszłości prawie że co noc, raczej śpałem głęboko. Mogła obok mnie przechodzić kawaleria, a szansę na zbudzenie mnie bywały znikome. Dlatego spanie obok takiego Remiego nie było problemem, nawet jeśli by się wiercił przez sen. Nie potrafiłem ocenić, czy to robił. Gdy tylko odpłynęliśmy w sen, cieszyłem się, że jesteśmy razem. Trzymałem w ramionach chłopaka, który miał swoje problemy, a mimo to się uśmiechał i był dla ludzi pomocny.

Widziałem go.

Czasem wpadałem na siłownie ponadprogramowo, zastając jego roześmianą twarz na jednej z maszyn. Przychodził najczęściej ze swoim przyjacielem i to dla niego był poświęcony ten uśmiech. Tak jak i dla ludzi, którzy pobrzdąkiwali na placu za napiwki. Jeśli jakaś grupa postanowiła muzykować, za każdym razem rozglądałem się za jego osobą. Robiłem to z braku lepszej alternatywy. Siedzenie w pokoju z Petterem było męczące, a nawet on wyłaził do swoich kumpli. Wolałem unikać ludzi, tłumów, ale świeże powietrze pomagało mi nieco otrzeźwieć, że wciąż żyłem i wszystko było takie... ułożone. Brak konfliktów państwowych na skalę światową. Żadnych oznak wojny majaczących na horyzoncie. Tylko nastolatki, studenci, którzy chcieli piąć się po szczeblach karier. Powinno mnie to cieszyć, a jednak wewnętrzna wojna we mnie paliła spokój. Czułem zagrożenie nawet we własnym łóżku.

A Remi tak po prostu zasnął we mnie wtulony. Prosił o zaufanie z takim wyrazem twarzy, jakby moja odmowa miała go zniszczyć, jak zniszczyło mnie moje własne ja. Skoro walczyłem sam ze sobą, to i on musiał z czymś walczyć, upadając tak nisko. Czując się źle, będąc sobą i tracąc przez to wszystko, co posiadał. Nie rozumiałem jego pijackiego wywodu w pełni, ale wielu rzeczy mogłem się zwyczajnie domyślić.

Durnie zakładałem, że to ja byłem głównym powodem rozłamu przyjaciół. Nie przyszło mi na myśl, że Remi czuł się w ten sposób.

Był nierozumiany.

Jak ja go rozumiałem.

– Pewnego dnia... będę musiał się ożenić – powiedziałem ze ściśniętym gardłem, patrząc, jak Royce się ubiera. Musiał szybko zniknąć z mojego łóżka, zanim ktoś by nas nakrył.

– I żyć w kłamstwie? – spytał, nie przerywając naciągania spodni.

– Dobrze wiesz, że moi rodzice tego nie zrozumieją. Świat nie zaakceptuje – odpowiedziałem, siadając. – Royce, ja...

– Pierdolę akceptację świata. – Odwrócił się do mnie z koszulką w dłoni. – Dopasowywanie się niczego nie zmieni. Da ci tylko święty spokój.

– Rozstrzelają nas! – warknąłem. – Uduszą poduszką w nocy!

– To śpijmy z nożami! – opanował głos, rozglądając się na boki.

– Byłem szczery z jedną kobietą i skończyło się tak, że pozostawiło to po sobie plotki. Oni... – zawahałem się – straciłbym rodzinę.

– A więc nie mogę być twoją rodziną? – spytał takim tonem, jakbym ostatecznie pogrzebał naszą relację.

– Royce...

– Żyj w kłamstwie zatem. Mam nadzieję, że nie umrzesz nieszczęśliwy.

Wyszedł z mojego prowizorycznego pokoju na schadzki, zatrzaskując za sobą drzwi. Ten dźwięk jednoznacznie przypominał wystrzał, który poświęcony był mnie; gejowi w wojsku.

Otworzyłem gwałtownie oczy, widząc przed sobą dwa jasne punkty w ścianie. Okna. Małe okna. Piwnica w domu Pettera. Nieco niżej spokojnie śpiący Remi. Nie Royce, a Remi. Royce mnie opuścił, Remi uparcie chciał zmusić mnie do pójścia z nim.

Believe it//bxb//✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz