LX: Wąż Dana

432 59 8
                                    

|na wyspie|

Wysiadając w przystani, poczułem dokładnie to samo, co czułem w dniu przyjazdu za pierwszym razem. Oczywiście temperatura nie była tak bezczelna, jak tamtego lata, ale wciąż odczuwałem przyjemne ciepło w wietrze, który smagał mi twarz. Odetchnąłem głęboko, aby faktycznie odczuć większy spokój ducha. Wtedy przyjechałem tutaj, bo mnie zmuszono i jednocześnie nie mogłem tego żałować, bo przecież Dan zmienił moje życie na lepsze. Niemniej to dziwne uczucie, że teraz przybyłem dobrowolnie, bo chciałem zobaczyć mamę. Że traktowałem to miejsce jako dobry odpoczynek po tylu wyboistych drogach w życiu. Nie minął nawet rok!

– Kogo wiatr przywiał? – wyskrzeczała Graffa z uśmiechem tak przerażającym, że miałem ochotę wrócić na prom.

Ta kobieta wciąż witała nowoprzybyłych i nie chciałem być okrutny, ale ona ich raczej odstraszała. Za pierwszym razem była moją przewodniczą w stronę domu, ale teraz znałem drogę na pamięć. Znałem każdą z dróg, bo wyrobiłem tutaj najwięcej kilometrów życia. Pewnie dlatego ją przytuliłem, zamiast skrzywić się i kazać spadać.

– Witaj, Graffo. Wyglądasz tak samo, jak cię zapamiętałem – przywitałem się po angielsku.

Kobieta odsunęła się ode mnie i nie ukrywała zdziwienia otwartością i językiem, którym się posługiwałem ze znacznie większą zdolnością. Szok jednak minął szybko, ustępując miejsca uciesze. Poklepała mnie po policzku pomarszczoną dłonią, aby odwrócić się i zacząć iść... Gdzie?

– Co stoi? Idzie za mną, Margaret w domu – pospieszała, gdy dostrzegła, że nie szedłem za nią.

Przeszedł mnie dreszcz smutku, że Graffa widziała we mnie kogoś, kto przyszedł pomóc jej przyjaciółce. Nie wiem, czy wiedziała o mojej burzliwej rozmowie z mamą na sam koniec, ale wychodziło na to, że absolutnie ją to nie obchodziło. Nie miałem wyjścia, musiałem podążać za nią prosto do domu, chociaż chciałem jeszcze wstąpić do Helmera, o ile wciąż pracował. Z drugiej strony torba trochę ważyła, więc zrzucenie jej w domu było nawet dobrą opcją.

Przecinaliśmy zarośniętą ścieżkę – tak samo, jak zapamiętałem – aż w końcu wyłonił się dom mamy. Graffa odwróciła się gwałtownie i poszła w swoją stronę bez pożegnania. Zupełnie tak samo, jak za pierwszym razem, tylko że wtedy odprowadziła mnie pod same drzwi, gdzie Alexis podziękowała jej za eskortę. Teraz nikt nie spodziewał się mojego przybycia, więc to nawet ciekawa opcja.

Wszedłem po schodkach. Chciałem zrobić konkretną niespodziankę, więc pamiętając, że drzwi domu Alexis nie były nigdy zakluczone, po prostu wszedłem do środka. Najpierw jedna para, potem druga z siatki. Znalazłem się w dobrze znanym mi wnętrzu, którego nie znosiłem. Wyspiarski klimat. Teraz czułem do umeblowania dziwną sympatię, może dlatego, że ostatnimi czasy otaczałem się nowoczesnością i industrialem.

Odstawiłem swoją torbę przy wieszaku na odzienie wierzchnie, gdzie też pozbyłem się letniej kurtki. Nie zzułem butów z racji na suchość, jaka panowała od samej przystani, a wolałem mieć na nogach coś, co pomogłoby mi szybciej wyjść. Nie planowałem uciekać, co to, to nie, ale wciąż czułem się bardziej okryty.

Alexis musiała wyczuwać intruza, bo wyszła pospiesznie z sypialni i stanęła jak wryta na mój widok. Nie ukryła też zdenerwowania, które starała się zamaskować swoim wyniosłym uśmiechem. Musiałem dać z siebie wszystko dla taty i mamy.

– Cześć – przywitałem się pierwszy, czując się dziwnie nie na miejscu przy jej ciszy. Ta kobieta zawsze była taka głośna...

– Co ty tu robisz, dzieciaku?

Believe it//bxb//✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz