LVIII: Wszystko stało się prostsze

396 55 1
                                    

|na kampusie|

Obiecałem coś Olaiowi, ale przede wszystkim samemu sobie. Chłopak dał mi wolność i spokój do końca weekendu, zapewniał ciepło, troskę i swoje słowo w niewymagających rozmowach. Korzystałem z wytchnienia, aby zebrać się w sobie w poniedziałek rano i pojechać na kampus komunikacją miejską. Moje auto stało na parkingu uniwersyteckim pod nazwiskiem Urlika. Dobrze, że miał kto odebrać wóz, gdy ja załamywałem się samotnie w domu Pettera. Tęskniłem za wozem równie mocno, jak za moją codziennością. Widząc budynki należące pod uniwersytet, pragnąłem odzyskać to wszystko. Tylko że nie zmierzałem w to miejsce w tym celu.

Kończyłem ze studiami.

Wszyscy wkoło mieli rację, wypowiadając na głos moje myśli. Dan kazał mi rozwinąć to, co sprawiało mi radość. Może nie było to teraz w zasięgu ręki, ale miało być, gdybym tylko dołożył starań i wyzdrowiał. Musiałem więc się za siebie wziąć. Porządnie odpocząć, korzystać z pomocy na upór, byle dojść do siebie szybciej. Już nie patrzyłem na studia jak na przymus. Patrzyłem na to, jak na zbawienie, które przyniosło mi Olaia, Pettera i resztę bandy. Teraz ci ludzie byli mi najbliżsi na nadchodzące miesiące a może lata.

Westchnąłem głęboko, szykując się na wkroczenie w uczelniane progi po raz ostatni. Ostatni dzień wykładów, aby na ich koniec pójść do rektora i zrezygnować z roku. Kosztowało mnie to sporo nerwów i żalu, ale wiedziałem, że czynię słusznie. Uciszałem każdy najdrobniejszy szept wątpliwości w głowie, aby nie dać się znów obezwładnić Porażeniu. Olai już wystarczająco tłukł mi do głowy, abym skontaktował się z terapeutką. Naprawdę planowałem to zrobić. Musiałem. Ale najpierw z czystym sumieniem chciałem coś skończyć, aby potem bez zmartwień móc zająć się sobą.

Przesiedziałem cały wykład, a potem następny, aż przyszedł czas na spotkanie Andrew po raz ostatni. Usiadłem jak zwykle z tyłu i słuchałem go uważnie, podziwiając jednocześnie zamiłowanie do pracy. Poczułem w trakcie zajęć brzęczenie telefonu na udzie, ale zignorowałem je, przez materiał spodni klikając guzik głośności w celu wyciszenia całkowicie dźwięków. Wolałem nie przeszkadzać zaangażowanym studentom.

Wszyscy zaczęli wstawać i kierować się do wyjścia po podziękowaniach Andrew za obecność. Pewnie bym mu uwierzył, że jest skory wygonić studentów, bo się mu gdzieś spieszy, gdyby nie wywiercał we mnie dziury przez większość czasu, aby potem kiwnąć na mnie palcem. Mogłem mu chociaż podziękować za wszystko i przeprosić za marnowanie tlenu w sali.

Podszedłem do jego pulpitu z teczką w dłoni, która wciąż oznaczała zrezygnowanie ze studiów. Andrew spojrzał na nią dość intensywnie, a potem przeniósł wzrok na moje oczy.

– A więc postanowiłeś?

– Tak. Powinien się pan cieszyć, bo miał pan rację. Nie chcę studiować – powiedziałem to takim tonem, jakbym go o coś obwiniał. – Przepraszam. Naprawdę miał pan rację.

– Oczywiście, że miałem – odparł śmiertelnie poważnie, zdejmując okulary. – Rubenowi też powtarzałem, że muzyka nie powinna być jego zawodem.

Zamrugałem zaskoczony powiekami, ku uciesze wykładowcy. Oparł się o masywne biurko i spojrzał na mnie z wyższością, że nie wiedziałem czegoś, co wiedział on. Otwierałem i zamykałem usta, gdy masa pytań przelatywała mi przez głowę. Na szczęście przyszedł mi z pomocą.

– Ruben Toroeva, twój ojciec zdaje się. Dawny przyjaciel mojego brata, częsty bywalec grupy garażowej. Przesympatyczny jegomość. Jak się miewa? Mam nadzieję, że zdrowie mu dopisuje, bo zawodowo radzi sobie świetnie.

– Skąd pan to wie? – wykrztusiłem w końcu.

– Sprawdziłem cię, gdy tylko trafiłeś na listę moich studentów. Twoje nazwisko wydawało mi się zbyt dużym zbiegiem okoliczności, więc gdy zerknąłem do akt, a tam dostrzegłem imię Rubena, wiele stało się jasne. – Rozłożył zamaszyście ramiona. – Ach, ileż lat go nie widziałem!

Believe it//bxb//✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz