|Olai|
Nie sądziłem, że kiedykolwiek będę zdolny opowiedzieć o swojej przeszłości jeszcze raz, a jednak tak się stało. Gdy Remi gotów był wyjść, mając dość mojego podważania wspólnej przyszłości, po prostu potrzebowałem spróbować uzyskać jego zrozumienie. Wielu ludzi reagowało na różne sposoby, gdy słyszało o mnie za czasów wojny. Jedni uśmiechali się uroczo na wieść o takiej fantazyjnej bajce, inni patrzyli na mnie i moich rodziców, jakby już tym przekazywali o moim zaburzeniu psychicznym. Ileż ja miałem stwierdzonych chorób tej natury? Zaburzenie osobowości, borderline, depresja i jeszcze inne, mniej popularne. Moi rodzice łykali to, jak pelikany; tata z jako takim smutkiem, mama z fascynacją, że zbierze materiał do powieści, uczynniając jednego z partnerów seksualnych chorym na głowę.
Coś w moim wnętrzu zawsze się kłóciło, gdy ich widziałem każdego ranka. Raz faktycznie czułem do nich miłość, bo jakby nie patrzeć to oni spłodzili tę wersję mnie i pewnie dołożyli jakichś tam starań do wychowania. Przez większość dzieciństwa otaczali mnie dziadkowie lub opiekunki, rzadziej rodzice. Nie zmienia to faktu, że nimi właśnie byli. A potem przychodził taki moment, gdzie nazywanie Natalie i Jacoba mianem mamy i taty stało gorszące. Przecież tak zwracałem się Mireille i Williama. To było bardzo dziwne, niezręczne i dla – po raz kolejny – małego mnie niezrozumiałe. Posiadałem wspomnienia, ale były nieczytelne. Lata zajęło mi odkrycie każdego najdrobniejszego, gdzie wiedziałem już wszystko o wszystkim. Wraz z koszmarem powracającego samobójstwa, śmierci ukochanych i bliskich. Pętla zataczała koło, tylko że zamiast faktycznie umierać, budziłem się żywy, jednocześnie inny.
Wierzyłem w karę od Boga za ten haniebny czyn.
Za odebranie życia, które on mi dał.
I odbierałem ja raz po raz, ale już nawet nie samemu sobie. Zupełnie jak na wojnie widziałem umierających ludzi wokół siebie. Jedno zderzenie z kimś wystarczało, abym dostał obuchem w łeb, widział strzępki tego, jak cierpieć miała ta osoba w dniu śmierci. A ten nadchodził w różnej częstotliwości. Próba powstrzymania tego była niemożliwa. Sprzeciwianie się przeznaczeniu było bezcelowe, kto miał umrzeć i tak umierał. Mogłeś wyciągnąć go spod kół, aby potem czytać w prasie, że chłopak, którego uratowałeś, zginął w szpitalu z powodu zatrzymania akcji serca.
Skoro więc nie mogłem ratować innych, dar był przekleństwem.
Widzieć krzywdę i nie móc jej zapobiec.
Ktoś z super możliwościami nagle stał się kompletnie bezużyteczny. Skażony i skazany na cierpienie. W kółko i w kółko. Obrazy przeszłości już nigdy nie miały być zamazane. Każda taka próba była udaremniana nocami, gdzie jak żywe przelatywały mi przed oczami.
Byłem zmęczony niekończącym się replayem życia Sargenta.
Tego, że staliśmy w obrzydliwym pokoju, że patrzeliśmy na siebie niemalże w lustrze. On bez uśmiechu, bez uczuć, gotów znów przedstawić mi dzień swojej – naszej – śmierci.
Budziłem się zlany potem, często bez oddechu, przerażony bólem przeszłości. Jednak od kiedy spałem z Remim, pobudki nie wydawały mi się już takie dalekie. Często budziłem się, zanim stołek został odepchnięty, pętla przełożona przez głowę. Kończyło się to, zanim zaczynało po raz kolejny. Remi cierpliwie mnie nawoływał za każdym razem, gdy tylko błądziłem. Chwytałem się jego głosu i uciekałem z otchłani własnego sumienia.
Jak to znosił?
Jak długo miał jeszcze to znosić?
Powinienem czerpać z jego obecności tak długo, jak mi to ofiarował, ale nie potrafiłem odpędzić od siebie wątpliwości i strachu. Przywyknięcie do tej wygody, do otoczki bezpieczeństwa w mojej sytuacji było niebezpieczne. Jak dotykania innych mogłem unikać bez większych kłopotów, tak koszmarów podczas snu już nie. Przyłapywałem się na tym, że gdy kładłem się spać bez Remiego, zaczynałem wymyślać sobie inne zajęcia niż sen. Książki, nauka, oglądanie durnych ramówek w telewizji. Cokolwiek, byle wytrwać do rana bez snu. To chore, tak być nie powinno. Nie mogłem uzależniać się od istnienia Remiego obok. A jednak to robiłem i nie potrafiłem przestać. Raz w ostatniej chwili się powstrzymałem przed poproszeniem go o zostanie na noc. Karciłem się za to bardzo długo.
CZYTASZ
Believe it//bxb//✔
Romance„Człowiek całe życie uczy się czegoś nowego nawet o samym sobie. Czasem są to rzeczy, fakty, których nie chcielibyśmy, ale są częścią nas. Możemy dążyć do zmian, ale nie zawsze się udaje, nie zawsze są takie, jakich oczekiwaliśmy. Najlepiej zaakcept...