|w domu Anji|
Plan się zmienił. Od samej podstawy po jego krańce. Pett był nieugięty, Olai czuł potrzebę pokuty, a ja zmuszenie zabrania ich ze sobą. Musiałem znaleźć nam punkt, do którego mogliśmy w każdej chwili wrócić. Nie mieszkać w domu Lindy, a w takim, który był przyjaźniej do mnie nastawiony.
Takim sposobem parkowałem właśnie pod domem rodzinnym Anji, gdzie oprócz mojej przyjaciółki czekać na nas miał Castor i oczywiście jej rodzice. Pett się cieszył jak dziecko – co dość zaskakiwało na początku – a Olai krzywił na samą myśl, że ktoś mógłby chcieć go dotknąć. Czy to na powitanie, czy w akcie braterstwa. Chociaż wątpiłem, aby wujek czy Castor mieli takie wylewne plany wobec moich towarzyszy. Ida nie miała najmniejszego kłopotu z goszczeniem dodatkowej paczki, zresztą spodziewała się, że Urlik, Zoe i ja zwalimy się na drugą część świątecznej wycieczki. Szkoda, że zamiast Urlika i Zoe poznać musiała nowe twarze.
Petter już chciał wyskakiwać z auta, ale ja byłem szybszy i zablokowałem drzwi. Zamek szczeknął, klamka wymsknęła się z dłoni blondyna. Atmosfera nieco stężała, gdy Olai, siedzący obok mnie, naprężył mięśnie.
– Revo? – ćwierkał siedzący z tyłu blondyn. – Jakiś problem z autem? Mam go rozwiązać?
– Chcę tylko jednej obietnic. – Odwróciłem się, mając głowę między przednimi fotelami. – Obiecaj mi, że nie sprawisz przykrości cioci i wujkowi. Ani że nie będziesz okrutny dla ich syna. Obiecaj mi to, a otworzymy drzwi i tam wejdziemy.
– A jeśli nie? – Przechylił głowę, z durnym uśmieszkiem.
– Odpalę silnik i wracamy do ciebie. Nie wejdziesz w moje rodzinne życie jak tornado. Nie pozwolę ci siać zniszczeń, sam wystarczająco ich narobiłem.
Ostatnie dni były ciężkie do wytrzymania po tak burzliwej konwersacji w piwnicy. Olai unikał Pettera, jak tylko mógł, a ja nie umiałem patrzeć na niego i nie doszukiwać się w nim umiejętności. Nadumiejętności. Wiedział o tym, głupi nie był, ale nie tylko to sprawiało, że w powietrzu wciąż strzelały iskry.
Petter szukał pretekstu do wzniecenia pożaru i to nie tego w moim wnętrzu. Chciał ranić, niszczyć, łamać – ludzi. Słyszałem wyraźnie tę nową intonację dźwięków, jakie wydawał. Prawdziwe iskry. Skaczące w powietrzu, jakby faktycznie szukały dobrego materiału do podpałki. Mogłem być to ja, Olai, ktokolwiek. Liczył się tylko efekt, a ten miał go zadowolić. To... to było chore.
Dlatego, gdy spojrzał na mnie nagle przez małe szparki, westchnął i opadł na oparcie siedziska, wiedziałem, że coś ugrałem. Nie cieszyłem się przedwcześnie, bo z nim nigdy nic nie było pewne.
– Zmieniłeś się – zakomunikował. – Skąd w tobie tyle odwagi, aby tak do mnie mówić?
Czarny kolczyk nagle wydawał się przyciągać wzrok, gdy ten poruszył głową, eksponując go celowo.
– Bo się nie boję, Pett. Ciebie nie można.
– Ach tak? – Uniósł zaskoczony brwi, a coś w jego oczach nagle przejaśniało.
Ułamek sekundy wystarczył, abym dostrzegł w nich coś innego. Czyste letnie niebo, pogodę ducha i chęć wiary w to, co miało się podziać. A potem nagle widok nakryła warstwa szronu, którą znałem. Stał się na nowo obojętny.
– Możesz niszczyć mnie, ale nie pozwolę ich, rozumiesz?
Poderwał się do przodu, hamując twarzą centymetry od mojej. Mimo to nie cofnąłem się, bo jego palce ujęły mnie pod brodę. Miałem przed sobą zbyt intensywny chłód, ale o dziwo mnie nie ranił.
CZYTASZ
Believe it//bxb//✔
Romance„Człowiek całe życie uczy się czegoś nowego nawet o samym sobie. Czasem są to rzeczy, fakty, których nie chcielibyśmy, ale są częścią nas. Możemy dążyć do zmian, ale nie zawsze się udaje, nie zawsze są takie, jakich oczekiwaliśmy. Najlepiej zaakcept...