Rozdział 4. Bezinteresowna pomoc

929 48 0
                                    

Przed Beacon Hills High School stał czarny, sportowy samochód. Siedzący w nim, zauważalnie zdenerwowany, mężczyzna bębnił palcami w kierownicę. Wzrok utkwiony w logu szkoły, odrywał tylko po to, aby ze zniecierpliwieniem spojrzeć na zegarek. Wyraźnie na kogoś czekał. Odchylił głowę i przymknął na chwilę oczy. Nadal był lekko zmęczony wydarzeniami poprzedniego dnia. Zapewne, gdyby dobrze się wyspał, nie odczuwałby już żadnych śladów zatrucia, jednak przez większość nocy praktycznie nie zmrużył oka. Próbował wypełnić lukę po zaginionych wspomnieniach, ale obojętnie jak bardzo się starał, potrafił odtworzyć jedynie urywki, jakby pojedyncze kadry ze starego filmu, których nie mógł nawet uporządkować. "Jakim sposobem dotarł do skarbca? Dlaczego go otworzył? Był tam sam? Co się stało z pieniędzmi?" Tak wiele miał pytań, a tak mało znał odpowiedzi... Wiedział od Scotta, że trucizna, którą otrzymał powodowała otępienie i podatność na sugestie, zaburzała osąd. Derek Hale martwił się. Martwił się do czego jeszcze został zmuszony.

Po kilku minutach niespokojnego oczekiwania wysiadł z samochodu i energicznie zatrzasnął drzwi. Skierował swoje kroki w stronę szkoły, nie zwracając uwagi na mało dyskretne spojrzenia rzucane mu przez nastolatki, które nadal kręciły się po terenie szkoły. "Fuck" - pomyślał - "Nie powinno ich tu tyle być. I gdzie, do cholery, jest Scott?"

Mężczyzna wszedł do budynku i rozejrzał się po korytarzu. Szybko spostrzegł znajomą sylwetkę. Stiles, nie był wprawdzie tym, którego szukał, ale zapewne wiedział, gdzie jest jego najlepszy przyjaciel.

- Gdzie jest Scott? - zapytał, podchodząc do chłopaka, który właśnie opuszczał salę.

Stiles słysząc to pytanie, wyraźnie się zmieszał. Opuścił wzrok i zaczął trajkotać.

- Scott? Jaki Scott? Że mój przyjaciel Scott? Gdzieś tu musi być... - chłopak zawahał się, rozejrzał i ruszając w przeciwną stronę, dodał - Pójdę go poszukać!

Derek chwycił go za koszulkę, uniemożliwiając ucieczkę, i zaciągnął do pustej sali. Domyślał się, że chłopak coś ukrywa. Podniósł brwi w geście niedowierzania.

- Naprawdę myślałeś, że to zadziała?

- Nie, ale liczyłem na to, że zdążę uciec. - Stiles westchnął i poddał się - No, dobra. Scotta nie ma w szkole. Coś mu wypadło.

Mężczyzna spojrzał na niego wyczekująco, licząc na dalsze wyjaśnienia. Chłopak jednak wyciągnął telefon i nerwowo na niego spojrzał, nic więcej nie dodając. Derek wziął głęboki oddech, próbując się uspokoić, nie chciał przez przypadek zrobić mu krzywdy.

- Coś mu wypadło? - jego głos był lodowaty i brzmiał jak cisza przed burzą - Mieliśmy wspólnie sprawdzić ślady pozostawione w krypcie. Cały wieczór mnie wczoraj męczył, żebym nie szedł sam. Nawet wymógł na mnie obietnicę, że poczekam na niego! Chociaż JA nie potrzebuję jego pomocy, bo wszyscy wiemy, że zdecydowanie lepiej korzystam ze zmysłów niż on. I teraz twierdzisz, że COŚ mu wypadło? - Derek był wściekły, próbował jednak panować nad sobą. - Gdzie. On. Jest. - cedził kolejne słowa, jednocześnie przyciągając chłopaka do swojej twarzy za koszulkę. Stiles przełknął ślinę.

- Znasz mamę Scotta? Melissę? Ona jest pielęgniarką i pracuje w szpitalu i to totalnie nie dotyczy jej - Derek tracił cierpliwość - ale Scott pojechał do szpitala. Musi coś sprawdzić, bo mogliśmy zrobić coś odrobinę hmmm... nierozsądnego...? - Stiles próbował wyglądać niewinnie.

Mężczyzna, gdyby mógł wyszedł by z siebie i stanął obok. Miał ochotę wybiec ze szkoły i sam zająć się śledztwem. Nie mógł wybaczyć sobie, że to z jego winy okradziono kryptę, że w jakimś stopniu on jest za to odpowiedzialny, ale najbardziej nie mógł poradzić sobie z tym, że prawdopodobnie ktoś nim zmanipulował. Instynktownie przypuszczał, że nie chodziło tylko o kradzież i obawiał się, że to dopiero początek. Nie mógł znieść nawet chwili zwłoki więcej, czuł, że natychmiast musi się tym zająć, musi wiedzieć o co w tym chodzi i kto jest za to odpowiedzialny. Jednak gdy spojrzał na Stilesa, uzmysłowił sobie, że nie może. Chłopak wyraźnie coś kręcił. "Znowu się w coś wpakowali" - pomyślał. Tak bardzo jak chciał zapomnieć o ich problemach i zająć się własnymi, tak bardzo rozumiał, że musi to odłożyć na bok, bo gdyby cokolwiek im się stało, nigdy by sobie nie wybaczył. Wziął kolejny głęboki oddech, odliczył od dziesięciu w dół i spróbował jeszcze raz.

Friend of the PackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz