Dochodził wieczór, kiedy w bardzo wysokim budynku, wsiadł do windy przystojny mężczyzna. Znużony wracał do domu po swojej nieoficjalnej warcie przy Beacon Hills High School. Spędził tam więcej czasu niż prosił go szeryf, ale czuł, że musi codziennie poczekać, aż z pracy wyjdzie pewna ciemnowłosa nauczycielka. Od czasu ich ostatniej rozmowy nie potrafił przestać o niej myśleć, w jej głosie było coś dziwnego, niepokojącego, co nie dawało mu spokoju.
Nadal zamyślony wszedł do swojego loftu, nie zauważając, wygodnie rozsiądniętego na kanapie, Petera.
- Jeżeli się nad tym zastanawiałeś, pozostałe skarbce są bezpieczne. - powiedział wilkołak uważnie studiując książkę trzymaną w ręku. Zaskoczony niespodziewanym głosem, Derek uniósł głowę i dopiero w tym momencie spostrzegł intruza. - Zakładam, że nie odzyskałeś mojej forsy w jakiś magiczny sposób? Tak jak ją straciłeś? - Mężczyzna zacisnął pięści wściekając się na impertynencję wujka.
- Gdzie byłeś tyle czasu? Wiesz jakie mamy tu zamieszanie? - postanowił nie reagować na jawne próby zdenerwowania go, nie tym razem.
- Tak jak mówiłem, sprawdzałem i zabezpieczałem resztę naszych dóbr. Nie tylko tych zainwestowanych... - Wilkołak rozejrzał się po mieszkaniu i mówił dalej. - Zgaduję, że Ty o tym nie pomyślałeś, ale ja na szczęście nie jestem lekkomyślnym betą... i się tym zająłem.
- Tyle czasu? - Derek nadal zaciskał pięści. Peter westchnął przewracając kartkę w książce.
- Były pewne ślady, które musiałem sprawdzić... - Mężczyzna z zainteresowaniem patrzył na swojego wuja, czekając na ciąg dalszy. "Może dowiedział się czegoś ważnego?" Wyglądało jednak na to, że nie zamierzał uchylić ani odrobiny rąbka tajemnicy.
- Mam z Ciebie siłą wyciągać co odkryłeś, czy może powiesz sam? - Siedzący na kanapie wilkołak spojrzał na niego po raz pierwszy tego wieczoru i uśmiechnął się kpiąco. Zupełnie ignorując uwagę siostrzeńca, wrócił do tematu rozmowy, który go interesował.
- Kiwnąłeś chociaż palcem, żeby odzyskać moje pieniądze? - Derek westchnął. Z tym człowiekiem nie było nic za darmo, musiał najpierw sam podzielić się wiedzą, aby uzyskać jakiekolwiek wiadomości
- Nie wiem kto za tym stoi, ale ktokolwiek to jest, wykorzystuje Twoje pieniądze do opłacania zabójców... Zabójców osób nadnaturalnych z Beacon Hills. Stworzył listę, którą nazywamy Pulą Śmierci, są na niej nazwiska wszystkich istot i ceny za ich głowy. - Zamyślił się na chwilę. - No prawie wszystkich... Zgadnij ile pieniędzy wychodzi za całą pulę...? - Nie oczekując wcale odpowiedzi, kontynuował - Dokładnie 117 milionów. Kimkolwiek jest ten cały Dobroczyńca, zależy mu wyłącznie na pozbyciu się świata nadprzyrodzonego z Beacon. Więc nie wiem co TY robiłeś, ale MY walczyliśmy z plagą zamachowców. - Peter niewzruszony słuchał opowieści młodszego wilkołaka. Kłopoty innych, a zwłaszcza kłopoty stada Scotta, w ogóle go nie interesowały. Jego uwagę natomiast zwróciła krótka chwila zawahania w głosie Dereka.
- Co znaczy PRAWIE wszystkich? - Nie było opcji, żeby odpuścił dostęp do takiej wiedzy, podświadomie czuł, że może być ona dla niego bardzo przydatna.
- Nie ma na niej Ciebie - wytknął wujowi - ani Liz... - dodał ciszej, nie chcąc wciągać jej osoby w rozmowę.
- Liz? Kim jest Liz? - Zaciekawiony Peter nadstawił uszu.
- To... czarownica, od niedawna mieszka w Beacon Hills.
- Mamy czarownicę w Beacon Hills...? Interesujące... Mówiłeś, że jak się nazywa?
- A jakie ma to znaczenie? - warknął ostrzegawczo, trochę wbrew sobie. Nie chciał, żeby drugi mężczyzna pomyślał, że zależy mu na kobiecie, ale nie widział potrzeby podawania jej danych. Nie wyobrażał sobie spotkania tej dwójki, w jakichkolwiek okolicznościach.
CZYTASZ
Friend of the Pack
FanfictionCiemne chmury znów zbierają się nad Beacon Hills, nie dając mieszkańcom ani chwili wytchnienia. Wraz z nowym niebezpieczeństwem pojawiają się nowi sojusznicy. W samym środku rozgrywających się kolejnych tragedii pojawia się tajemnicza i piękna Eliza...