Rozdział 12. Nocne spotkanie

647 39 4
                                    

Księżyc w pełni jasno świecił nad lasem w Beacon Hills. Jego blask docierał nawet na dno wąwozu rzeki, gdzie na skalnej powierzchni, w runicznym kręgu, leżała drobna, kobieca postać. Powoli, jakby będąc na to za słabą, usiadła podpierając się rękoma i w efekcie poczuła jak robi jej się ciemno przed oczami. Żeby odegnać to wrażenie, pochyliła głowę do przodu i szybko mrugając wzięła kilka głębokich oddechów. Po chwili bezruchu niepewnie wstała. Przemieszczając się podparta o skalną ścianę wąwozu, szła szukając łagodnego dojścia do rzeki.

Po niemiłosiernie dłużącym się spacerze, dotarła do wyczekiwanego miejsca. Uklęknęła przy brzegu i zanurzając dłonie w chłodnej toni, obmyła bladą twarz. Następnie, formując z ręki miseczkę, raz po raz nabierała wody i wypijała ją łapczywie. Musiała poczuć jej orzeźwiający smak w ustach, nie miało dla niej znaczenia, czy jest wystarczająco czysta. Stopniowo zaczynała dochodzić do siebie. Wzdychając, zwilżyła kark i mokrymi dłońmi przeczesała włosy.

Ostrożnie podniosła się z ziemi. Kiedy zrobiła pierwsze kroki w drogę powrotną, za jej plecami poniósł się mrożący krew w żyłach odgłos wilczego wycia. Odwróciła się i spostrzegła postać ze świecącymi, żółtymi oczyma, błyskawicznie przemieszczającą się w jej stronę. Natychmiast było dla niej jasne, jakie stworzenie obrało ją za cel. Adrenalina wyrzucona z nadnerczy, sprawiła, że zareagowała wyuczonym ruchem, nim wilkołakowi udało się ją zaatakować.

- Dis. - Magiczna siła odepchnęła napastnika, ale nie tak daleko, jak kobieta by sobie tego życzyła. Wiedziała, że w obecnym stanie nie ma żadnych szans w walce, nie po, dopiero co odprawionych czarach. Jedynym ratunkiem zdawała się być ucieczka do wciąż nienaruszonego runicznego kręgu, który dzierżył wystarczająco potężną magię, żeby powstrzymać bestię od rozszarpania jej na strzępy. Wilkołak zdążył jednak otrząsnąć się z chwilowego zaskoczenia jakim było spotkanie z zaklęciem i z niezawodnym instynktem łowcy polującego na ofiarę, rzucił się na dziewczynę, odcinając jej drogę. W ostatniej chwili cofnęła się przed uderzeniem szponów, aż za plecami poczuła zimną, skalną ścianę.

- Defendo. - mruknęła wystawiając otwarte dłonie na wysokości swojej twarzy. Ciosy nie kontrolującego się stworzenia odbijały się od połyskliwej bańki wytworzonej wokół wiedźmy. Pazury przesuwające się po powierzchni tarczy wydawały nieprzyjemny dźwięk, przywodzący na myśl skrzypienie kredy przyciskanej do tablicy. Wyczerpana, opuszczała ramiona coraz niżej, a razem z nimi zmniejszało się chroniące ją pole. Próbując odciążyć ręce, przeniosła środek ciężkości na nogi, lekko zginając je w kolanach. Jednak wilkołak pod wpływem pełni, był niezwykle mocarny. Przy kolejnym uderzeniu poczuła jak jego szpony sukcesywnie przebijają się przez coraz słabszą bańkę, zahaczając o materiał koszulki tuż pod prawym barkiem. 

Wiedziała, że nie zostało jej wiele czasu, ale mimo to, nie poddała się. Jeszcze przez chwilę udało jej się utrzymać pole ochronne, lecz gdy omdlałe ręce dziewczyny opadły, a tarcza pękła z cichym trzaskiem, z jej ust wydobył się jęk. Pazury wilkołaka, wreszcie niepowstrzymywane w żaden sposób, rozdarły skórę na jej brzuchu. Zanim wbiły się w głębiej położone tkanki, w bestię, z donośnym warczeniem, uderzył kolejny rozpędzony kształt, odrywając ją od kobiety. Adrenalina przestała działać, a pod Liz ugięły się nogi i osunąwszy się po skale, schowała twarz między kolanami.

Dwa wilkołaki - niebieskooki i żółtooki, kotłowały się w wąwozie, gdy pojawił się trzeci, z czerwonymi, świecącymi oczami. Wydając z siebie głośny ryk, zmusił swojego betę do ponownego przybrania ludzkiej postaci. Odzyskawszy nad sobą kontrolę, Liam spojrzał z przerażeniem na skuloną postać kobiety, uświadamiając sobie, co prawie zrobił. Miał ochotę podejść i sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku, ale bał się jak zareaguje po tym, co spotkało ją właśnie z jego rąk.

Friend of the PackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz