Rozdział 17. Oni będą następni

607 39 4
                                    

Liz zamrugała kilka razy, żeby odgonić sprzed oczu natrętny obraz fotografii i skupić się na kartce zapisanej równym, pochyłym pismem. Była przekonana, że odpowiedzi udzielone akurat na tym sprawdzianie są poprawne, ale nie potrafiła skoncentrować się na tyle długo, by docierała do niej treść całego rozwiązania. Zwykle gubiła wątek już w pierwszej połowie. Chociaż robiła co mogła, w jej głowie raz po raz pojawiały się pytania i wątpliwości dotyczące pobytu Richarda Benefielda, przedstawiciela bardzo znanego rodu czarnoksięskiego, tak blisko Beacon Hills.

"W ten sposób nigdy nie skończę oceniać tych durnych sprawdzianów..." Wzięła głęboki oddech, napiła się kojącej herbaty i podjęła kolejną próbę przeczytania odpowiedzi na trzecie zadanie i... wreszcie osiągnęła mały sukces. Szkoda tylko, że przed nią było jeszcze siedem zadań i kilkanaście kolejnych sprawdzianów... Podrapała się po okropnie swędzącym nadgarstku i zabrała do dalszej pracy.

----------------------

- Co wiemy?

Szpitalna kostnica, oświetlona zimnym, ostrym światłem emanowała pełną napięcia aurą. Dwa przywiezione wczoraj trupy, leżały przykryte białymi prześcieradłami, w milczeniu opowiadając swoją wstrząsającą historię. Kontrastując z wszechogarniającą śmiercią, w narzędziach chirurgicznych gotowych do sekcji zwłok, odbijał się obraz dwojga rozmawiających ludzi.

- Nie powiem Ci wiele więcej niż koroner. Nasz pierwszy denat: Zak Brady. Śmierć przez wykrwawienie... - ciemnowłosa kobieta spojrzała w teczkę - Szczerze mówiąc nie ma w raporcie nic szczególnego, tak jak w ofierze... no może poza wyciętymi znakami na ciele... Gdybyśmy nie znali prawdy uznałabym to za dzieło jakiegoś bardzo chorego człowieka, należącego pewnie do makabrycznego kultu. - pokręciła głową - Część śladów na skórze jest mocno postrzępionych, co sugeruje, że początkowo był przytomny... - Melissa zawiesiła głos. - Ale to nie dlatego zadzwoniłam, drugi nieboszczyk, który z tego co przekazał mi Scott jest czarnoksiężnikiem...?

- Chyba już nic nie powinno nas zaskakiwać... - Szeryf potarł twarz zmęczonym ruchem dłoni. - Tęsknię za czasami, kiedy największą zbrodnią w naszym mieście była kradzież syreny policyjnej, którą z resztą porwali nasi chłopcy uznając to za świetną zabawę...

- Dobrze wiesz, że tak naprawdę nigdy nie było tutaj zwyczajnie. Tylko nie byliśmy tego świadomi, dopiero teraz rozumiemy wszystko co tak naprawdę się dzieje i dzięki temu możemy zadziałać, pomóc, a nawet zapobiec...

- Nie wiem czy udało mi się ostatnio czemuś zapobiec... Przyjeżdżam tylko po to, żeby potwierdzić kolejne skreślone nazwisko z listy... kolejny zgon...

- Noah...

- Melissa, tu chodzi o nasze dzieci... A jeżeli oni będą następni...?

- Myślisz, że tego nie wiem? Że nie spędza mi to snu z powiek? Ale nie możesz się obwiniać o coś na co nie masz wpływu. Właśnie dlatego tu teraz jesteśmy, żeby przeszkodzić w kolejnych morderstwach. A jeśli chodzi o dzieciaki... one dadzą radę... w końcu mają nas za rodziców!

Stilinski zassał wnętrze policzka rozważając, czy kobieta może mieć rację i niesłusznie tak się zamartwia... Nie potrafił nie brać do siebie kolejnych porażek. Został funkcjonariuszem prawa, żeby chronić tych, którzy sami nie mogą się bronić. Tymczasem na jego warcie trup ścielił się gęsto, a on błądził jak dziecko we mgle nie mogąc w żaden sposób tego zatrzymać. Był wyczerpany własną bezradnością, ale nie mógł pozwolić, żeby przez jego nieudolność ucierpiał Stiles lub którekolwiek z jego przyjaciół. Zebrał w sobie wszystkie siły i przeszedł do meritum sprawy.

----------------------

Liz miała wrażenie, że im dłużej siedzi nad sprawdzianami uczniów, tym trudniej jej się myśli. Nadzieja, że jak wpadnie w ciąg, to praca sama pójdzie niestety okazała się złudna. Czuła narastający stres. Zrobiło się jej duszno, powietrze w szkolnej sali wydawało się ciężkie i jakby pozbawione części niezbędnego tlenu.

Friend of the PackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz