Rozdział 38. Za późno na odwrót...

137 12 1
                                    

Stiles wiedział co to znaczy się bać. Pod tym względem życie go nie oszczędzało. Przeżył niejedną wstrząsającą chwilę - groźby wilkołaków, paraliż i niemoc wywołane jadem kanimy, czy opętanie przez mrocznego ducha, ale najgorszy był strach o życie przyjaciół. Silne wrażenie deja vu nie opuszczało go ani na moment, gdy podążał za Lydią pchaną do przodu przez swoje niewytrenowane moce. Przeciskając się przez wąski tunel, który miał swój początek w domu Brunskiego, zastanawiał się jaką cenę przyjdzie im zapłacić tym razem... Za sobą słyszał kroki nauczycielki biologii, która mimo ewidentnego osłabienia nie zostawała w tyle. Jeszcze parę dni temu jej gorączkowe spojrzenie wzbudziłoby w nim wątpliwości co do jej zamiarów. Teraz dokładnie wiedział co z taką zawziętością pchało ją do przodu. To samo zaciskało się wokół niego niczym obręcz utrudniająca oddychanie.

Tak nagle jak ogarnęły ich ciemności w zatęchłym, podziemnym korytarzu, tak nagle oślepiły ich migające ostrym, czerwonym światłem lampy awaryjne. Sceneria zmieniła się diametralnie, tunel stał się szerszy i wyższy, a znajome szarawe ściany potwierdziły ich domysły - dotarli do Eichen House. Półoficjalny oddział zamknięty szpitala nigdy nie budził przyjemnych skojarzeń, ale tym razem ślady pazurów i krwi opowiadały straszniejszą historię. Jeszcze większy niepokój wywoływały otwarte pokoje pacjentów i narzucające się domysły jakie istoty mogły w nich przebywać...

Ściskając kij do baseballa tak mocno, że jego knykcie stały się kompletnie białe, Stiles znów zobaczył wypalony na siatkówce obraz: strony z notatnika z zapisanym ręką banshee jednym, powtarzającym się bez końca, imieniem..

- Derek. - powiedziała wiedźma, a głos ugrzązł jej w gardle. Do uszu nauczycielki też musiały zacząć docierać dźwięki walki i bólu, sprawiając, że zapiski odkryte w lofcie nabrały intensywniejszego brzmienia.

- Za późno na odwrót... - wyszeptała Lydia. Zwłowrogie słowa potoczyły się w przestrzeń, ziejąc chłodem w ich serca. Stiles popatrzył na kobiety, jedna bledsza od drugiej, obydwie z wyrazem zaciętości i wysunął się naprzód, by jako pierwszy wkroczyć na pole walki.

----------------------

Chaos. Otaczał ją chaos. Szybko przesuwające się postacie, ostro zakończone pazury, kły lśniące w księżycowej poświacie sączącej się przez niewielkie zakratowane okna tuż pod sufitem, tęczówki we wszystkich możliwych barwach. Lecz to rozlegające się dźwięki spowodowały, że Liz zamarła z przerażenia. Ogłuszający warkot i syk odbijające się pośród nagich murów. Z przestrachem w oczach rozglądała się po owalnym pomieszczeniu, w którym się znalazła, szukając tej jednej osoby, o którą bała się najbardziej.

Walka skupiła się w niszy utworzonej na szerokim zakręcie. Najbliżej nowoprzybyłych stworzenie podobne do wielkiego jaszczura machało ogonem zaopatrzonym w groźnie wyglądający kolec. Liam wykonując salta i uniki starał się pozbawić go jadowitej broni. W tym czasie uwagę kreatury odwracała Malia, której raz po raz udawało się pazurami dosięgnąć pyska. Działała szybko, by nie napatoczyć się na regularnie buchające opary kwasu... Stwór wiercił się i coraz bardziej rozsierdzony, machał poprzedziurawiamymi błonami skrzydeł. Kawałek dalej, gdzie korytarz sunął łagodnym łukiem, by zniknąć poza zasięgiem wzroku, Scott ścierał się z dwoma przeciwnikami. Ninja kręcąc wokół siebie chigiriki nie pozwalał zbliżyć się alfie, coraz bardziej ograniczając jego pole zasięgu. Przy każdym podejściu ciężka kula trafiała w poobijanego wilkołaka, który jednocześnie zadawał ciosy niezwykle silnej kobiecie o fioletowej skórze. Ich ciała co rusz obijały się o ścianę, a towarzyszący im głuchy trzask niósł się echem. Pomiędzy nimi wszystkimi, łobuzersko wyszczerzony chłopak przeskakiwał z miejsca na miejsce z cichym pyknięciem, nie robiąc sobie zupełnie nic z szalonego spojrzenia ścigającego go Petera. Bawił się z nim w kotka i myszkę. Był u wylotu korytarza i nagle pojawiał się za Scottem, by zniknąć, gdy tylko zbliżył się do niego Hale. Lampa, korytarz, środek bitwy, a nawet grzbiet jaszczura. Wściekłość Petera rosła wykładniczo.

Friend of the PackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz