Rozdział 10. Desperackie kroki

702 31 4
                                    

W niewielkim mieszkaniu na trzecim piętrze panował półmrok. Z głośników dochodziły głośne dźwięki Tenth Avenue North, roznosząca się melancholijna muzyka idealnie oddawała uczucia młodej kobiety siedzącej na ziemi z podkurczonymi nogami. Oparta o łóżko Liz starała się wsłuchiwać w słowa piosenki i śpiewać razem z wokalistą. Każda próba powodowała, że po jej policzkach płynęło coraz więcej łez. 

Zapatrzyła się na poruszającą się taflę czerwonego wina w, obracanym dłonią, kieliszku. Częściowo opróżniona butelka stała tuż koło niej, zachęcając do dalszego picia. Palec dziewczyny wsunął się na moment w ciecz, a potem, mocno przyduszony, przejechał po krawędzi kieliszka, wydając przy tym nieprzyjemny, wysoki dźwięk. Dotychczas leżący na kanapie czarny kot, spojrzał na swoją właścicielkę z oburzeniem, przeciągnął się wyginając grzbiet i wystawiając pazury, które wbiły się w materiał. Po czym z gracją zeskoczył na podłogę, by znaleźć sobie spokojniejsze miejsce. Odchodząc otarł się o nogi kobiety.

Pogrążona w rozmyślaniach Liz wzięła łyk z kieliszka. Liczyła, że alkohol sprawi, iż chociaż na chwilę zapomni o przeszywającym ją strachu. Wiedziała, że Beacon Hills nie zawsze będzie bezpieczną kryjówką, ale nie spodziewała się, że tak szybko może jej grozić ujawnienie. "Już po mnie, jeżeli na liście będzie moje prawdziwe nazwisko, już po mnie" - myślała upijając wina. Była zmęczona ciągłą ucieczką, ciągłą zmianą tożsamości. Nienawidziła swojego życia zbiega, ale jednocześnie się bała. Bała się tego co się wydarzy jeżeli ON ją znajdzie. Czuła się jak tchórz. Trzęsła się na samą myśl o tym co jej zrobi i do czego jest w stanie się posunąć, aby osiągnąć swój cel.

Dolała do kieliszka alkoholu i zamoczyła w nim wargi. Przed oczami przesunęły jej się twarze osób, o które zaczęła się tutaj troszczyć - paczka Scotta, nawet z podejrzliwym Stilesem, Derek, który chociaż bardzo się starała, budził w niej niekontrolowane uczucia, Melissa, która okazała wobec niej zaufanie, cudownie dobra Alice, a nawet mocno pokręcony Finnstock. Nie mogła powiedzieć, że byli jej bliscy, ale nie chciała, żeby coś im się stało. Kolejne łzy spłynęły po twarzy dziewczyny. "Deaton"- pomyślała, przede wszystkim jego nie mogła znów narażać na niebezpieczeństwo. "Czy naprawdę moje życie zawsze takie będzie? Aż w końcu się poddam? Albo popełnię zbyt duży błąd?". Zacisnęła palce na naszyjniku szukając w sobie sił. Niespodziewanie wróciło do niej jedno z pierwszych wspomnień w Beacon Hills.

Stała w pustym, małym mieszkaniu, pod ścianami leżały kartony z meblami w częściach, książkami, które zdążyły już zostać dostarczone, torby ze świeżo zakupionymi ubraniami i kilka kwiatów. Wciąż była jeszcze blada i osłabiona po ucieczce z Sagehaven, a przed nią było jeszcze tak dużo pracy... Zastanawiała się, czy w ogóle ma sens zadomawianie się, "Jak długo tu zostanę?". Usłyszała ciche mruczenie i odwróciła się, by zobaczyć w drzwiach Deatona. Trzymał w rękach małego, czarnego kota.

- Elizabeth, obiecaj, że tym razem nie uciekniesz, cokolwiek by się nie działo, zostaniesz tutaj. TYM razem będzie inaczej. Nie będziesz sama, znajdziesz tu pomoc. - spojrzała na niego wiedząc, że nie może mu tego przysiąc - Obiecaj mi Elizabeth. Zaufaj mi. - w jego głosie była stanowczość, której wcześniej nie znała i może właśnie dlatego, przyjmując puszyste zwierzę od przyjaciela, zdecydowała się na spełnienie jego prośby, a może zrobiła to przez to, że nie miała już siły dłużej uciekać.

- Obiecuję.

"Jak mogłam mu to przyrzec? Jak mogłam być taka naiwna?" - zamknęła oczy ściskając naszyjnik, tak mocno że pozostawił ślad na jej dłoni - "Nie bądź tchórzem Liz, obiecałaś mu coś, to teraz znajdź sposób, żeby tego dotrzymać. Za wcześnie by się poddawać".

Dopiła wino i starłszy wierzchem dłoni łzy z policzków, wstała energicznie. Przemieszczała się od półki do półki szukając właściwych książek. Przyglądając się ich równo ustawionym grzbietom, zdejmowała wybrane tytuły, kartkowała je, czasem zatrzymując się dłużej na jakiejś stronie, by następnie odstawić je z powrotem. Tylko nieliczne pozycje, nadal otwarte, lądowały na stole, a gdy tam zabrakło miejsca, również na podłodze. Gdy znalazła odpowiednie inkantacje, dokładnie przeanalizowała zawartość szafki z ziołami i eliksirami, robiąc notatki, jakie zapasy musi uzupełnić. Uszykowane składniki, niezbędne do rzucenia czarów ukrywających jej prawdziwą tożsamość, zapakowała do torby, wyglądając przy tym na mocno zdeterminowaną. Severus pozostawiony sam sobie, uważnie śledząc wszystkie ruchy kobiety, odprowadził ją wzrokiem do drzwi.

Friend of the PackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz