Rozdział 8. Odrobina zaufania

652 37 2
                                    

Liz siedziała na trybunach, starając się uważnie obserwować zarówno zawodników na boisku, jak i wszystkich kibiców. Nie było to łatwe zadanie, było jej zimno ze zmęczenia, pogoda też nie pomagała - wiał chłodny wiatr i siąpiło z nieba. Czuła, że zaczynają jej kostnieć palce. Z podziwem patrzyła na skaczących ludzi na trybunach, zagrzewających obie drużyny do walki, nie umiała wykrzesać z siebie takich emocji. Bardziej skupiona na wszystkim dokoła, niż na rozgrywającym się meczu, nie wiedziała nawet jaki jest wynik . Gdy kobieta siedząca koło niej po raz kolejny zerwała się z miejsca z wiwatującym okrzykiem, Elizabeth spojrzała na boisko i żeby nie wyróżniać się tak bardzo swoją biernością, spróbowała dodać drużynie otuchy.

- Naprzód Cykloni! - zawołała nieprzekonująco, nie była nawet pewna, czy dobrze zapamiętała nazwę drużyny, ani czy na pewno oni są przy piłce. Siedząca obok sympatycznie wyglądająca brunetka, popatrzyła na nią z ciekawością.

- Któryś to Twój?- zadała pytanie, chociaż siedząca koło niej dziewczyna wydawała jej się o wiele za młoda na posiadanie dziecka uczęszczającego do liceum. "Ale kto to może wiedzieć w dzisiejszych czasach" - pomyślała i wzruszyła ramionami. Liz zdębiała, zastanawiając się o co może jej chodzić.

- Nie, zdecydowanie nie - roześmiała się, potrząsając głową, gdy doznała olśnienia. - Uczę w Beacon Hills - wyjaśniła.

- A! Nowa nauczycielka biologii? Trochę słyszałam o Pani od syna... - kobieta spojrzała na nią, jakby próbowała ocenić, czy chociaż połowa tego była prawdą - Ale wyraźnie też nie fanka lacrossa...? - zmieniła temat.

- Heh, aż tak widać? - jej rozmówczyni uśmiechnęła się przepraszająco - Jakoś zawsze wolałam koszykówkę, mimo wszystko mniej brutalny sport, ale ostatnio w szkole było głośno o naszej drużynie, trener Finnstock bardzo dużo opowiadał hm... różnych historii i uznałam, że powinnam przyjść i zobaczyć o co tyle hałasu i przy okazji okazać wsparcie uczniom. - tłumaczyła nie odrywając wzroku od boiska. Nie mogła podać prawdziwej przyczyny, więc miała nadzieję, że półprawdy wystarczą.

- Melissa McCall - przedstawiła się brunetka decydując, że czas odkryć swoje karty.

Liz otworzyła szerzej oczy. "Matka Scotta?" - pomyślała przerażona, tym jakie wyobrażenie musiała o niej mieć ta kobieta.

- Elizabeth Sorgina - niepewnie odpowiedziała.

- Nie martw się, sama potrafię sobie wyrobić zdanie o człowieku. Mój syn może i ma... - rozejrzała się wkoło, przypominając sobie, że są w miejscu publicznym - niezwykłe umiejętności, ale czasem nie potrafi samodzielnie myśleć i o wiele za często słucha Stilesa.

- Czyli nie jestem Twoją główną podejrzaną?

Melissa machnęła lekceważąco ręką.

- Osoba, która przychodzi na mecz, żeby wesprzeć uczniów i robi to po tym jak nasłuchała się historii z ust najdziwniejszego człowieka pod słońcem, do tego jeszcze otwarcie przyznaje matce zawodnika, że nie lubi tego sportu, nie może być zła do szpiku kości - przerwała na chwilę, żeby razem z innymi kibicami wybuczeć agresywne zachowanie drużyny gości - Z resztą wiem, że ocaliłaś Malię - westchnęła - wiem, że chłopcy myślą, że to jakiś zakręcony plan, stworzony tylko po to, aby stracili czujność, ale ja w to nie wierzę. Gdyby to było prawdą, mogłaś w mniej niebezpieczny sposób to uzyskać, a nie robić coś z czego wyszłaś ledwo żywa. - Liz spojrzała na nią zdumiona. "Nawet to Scott jej powiedział? Nie wiedziałam nawet, że mnie widział." Melissa widząc jej konsternację wyjaśniła - Byłam w pierwszej grupie sanitariuszy na miejscu zdarzenia. To ja wyprowadziłam Cię z łazienki i opatrzyłam to paskudne rozcięcie. - spojrzała na lewą dłoń nauczycielki, od dłuższego czasu bawiącą się zwisającym z szyi srebrnym, okrągłym medalionem, na którym wygrawerowany był symbol przypominający literę F z kreskami skierowanymi ku dołowi - Nie wiem czy mój syn Ci mówił, ale jestem pielęgniarką, jak usłyszałam, że wzywają karetkę do liceum, musiałam w niej pojechać, aby upewnić się, że Scott znowu się w nic nie wpakował. Niestety, zaczynam wątpić, że istnieje w ogóle taka możliwość.

Friend of the PackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz