- Derek, ona nie oddycha. - powiedział Stiles. Wilkołak pokręcił głową zaprzeczając temu co słyszy. - Ona nie oddycha! - krzyknął nastolatek - Rozumiesz?! Nie oddycha! Nie wdycha dymu!
Derek poderwał się nagle. Dotarło do niego co próbuje mu przekazać Stiles i jak może pomóc Elizabeth. Nachylił się nad słoikiem, z którego wydostawały się lecznicze opary i mocno zaciągnął się nabierając jak najwięcej powietrza. Skrzywił się nieznacznie, gdy jego nos wypełnił się nieprzyjemną wonią budzącą dawne wspomnienia. Nie tracąc czasu odchylił głowę kobiety, zacisnął dwa palce na jej nosie i obejmując jej wargi swoimi, długim wydechem wpompował do jej dróg oddechowych powietrze wraz z dymem. Wszystko powtórzył, po czym wykonał trzydzieści uciśnięć klatki piersiowej i znów wrócił do wdechów. Przerwał, gdy napełniając jej płuca oparami grzybów, usłyszał jak drgnęło jej serce i podjęło samodzielną pracę. Chwilę potem delikatnie uniosła się jej klatka piersiowa. Żyła. Obaj mężczyźni odetchnęli z ulgą.
Stiles dorzucił reishi do słoika, chcąc by nauczycielka szybciej doszła do siebie. Kątem oka obserwował Dereka, który uspokajał się z każdym głębszym oddechem wciąż nieprzytomnej kobiety. Patrzył jak zdjąwszy z siebie kurtkę otula nią wiedźmę, niemal odwzorowując gest wykonany przez niego zaledwie parę godzin temu, w stosunku do Malii. Poczuł ukłucie żalu na myśl o dziewczynie.
Wilkołak trzymając Liz w ramionach pocierał jej ręce próbując ją rozgrzać i czekał aż po czarnych wybroczynach na skórze, zostaną tylko niewyraźne, blade ślady. Kiedy wreszcie zniknęły, wstał i tuląc trupio bladą brunetkę do piersi, wyniósł ją przed szkołę i oddał w ręce lekarza, którego przed odjazdem powstrzymał szeryf Stilinski.
----------------------
Stiles przyglądał się drobnej postaci w dużej skórzanej kurtce, ulokowanej na ostatnim rozstawionym szpitalnym łóżku polowym. Pomimo tego, że wszyscy dzisiaj byli w niebezpieczeństwie to właśnie ona znalazła się najbliżej śmierci. Był oczywiście świadomy, że nie są ze Scottem odpowiedzialni za wszystkich w Beacon Hills, ale nie obwinianie się za to niedopatrzenie było wbrew jego naturze. Nawet nie przeszło mu przez głowę, że ona może być w szkole. Bał się, że gdzieś podświadomie jego mroczna strona życzyła jej śmierci i dlatego nie wziął tego pod uwagę. Że zapędził się w kreowaniu jej złego wizerunku i przez to był gotowy do podjęcia drastycznych działań. Po opętaniu przez Nogitsune nie potrafił w pełni sobie zaufać. Dręczyło go ciągłe zastanawianie się dlaczego japoński duch wybrał akurat jego. Czy coś w jego charakterze go do tego skłoniło? Nadal pamiętał jaką radość przeklętemu Kitsune sprawiało powodowanie cierpienia. Czuł strach na myśl, że chociaż minimalna część tych odczuć była również jego.
Przyjrzał się kobiecie. Wyglądała odrobinę lepiej niż w skarbcu. Wciąż była koszmarnie blada, ale siedziała o własnych siłach a co najważniejsze żyła. Wciąż czując niepokój o jej stan zdrowia, niepewnym krokiem przybliżył się do nauczycielki.
- Jak się Pani czuje? - Nastolatek nadal toczył wewnętrzną walkę.
- Lepiej. - odparła słabym i niemrawym głosem.
Stiles lekko skinął głową i powolnie odwrócił się by odejść. Kobieta dostrzegając jego przygaszony wzrok, którym omiótł kroplówkę sączącą w jej ciało glukozę i bóg wie co jeszcze, odchrząknęła. Instynkt kazał jej zatrzymać chłopaka i porozmawiać z nim, chociaż wcale nie miała na to sił.
- Stiles... dziękuję. Wiem, że pomogłeś Derekowi... A nie musiałeś tego robić.
- Nie zna Pani Scotta. Nie wybaczyłby mi, gdybym nic nie zrobił. - Tym razem zabrzmiał bardziej jak prawdziwy Stiles. - Sam sobie bym nie wybaczył... - dodał cicho wpatrując się w swoje buty.
CZYTASZ
Friend of the Pack
ФанфикCiemne chmury znów zbierają się nad Beacon Hills, nie dając mieszkańcom ani chwili wytchnienia. Wraz z nowym niebezpieczeństwem pojawiają się nowi sojusznicy. W samym środku rozgrywających się kolejnych tragedii pojawia się tajemnicza i piękna Eliza...