Ostatni wakacyjny wieczór Scott, Lydia, Stiles i Malia spędzili siedząc razem przy ognisku, zdecydowanie nie wpisując się w stereotypowy obraz nastolatków. Chociażby dlatego, że tylko jedno z nich było tak naprawdę człowiekiem.
Spokojny i przyjemny wieczór wypełniony drobnymi żartami i rozmowami o wszystkim i o niczym walczył z momentami ciszy oraz pogrążenia w melancholijnych rozmyślaniach. Gdyby nie to, że nastolatkowie co jakiś czas podawali sobie butelkę z alkoholem, można by pomyśleć, że w tych chwilach czas stawał w miejscu, tylko po to by znów ruszyć. Zrobiło się już późno, gdy ich myśli zaczęły wędrować ku temu, co czekało ich następnego dnia. Dotychczas skutecznie odsuwali od siebie świadomość powrotu do szkoły, ale stawało się to coraz trudniejsze. Scott czuł pod skórą, że ktoś powinien wreszcie zacząć temat, który ciążył im wszystkim na duszy. Zbierał się w sobie, układając w głowie co powinien powiedzieć. Pomimo, że nic sensownego nie przychodziło mu na myśl, postanowił zacząć rozmowę.
- Eee... no więc... jutro... hmm... szkoła... - było to tak bezradne, że aż trudne do słuchania. Nie dziwne, że mękę przerwała Lydia, która rzadko kiedy miała problemy z formułowaniem swoich myśli.
- Scott wiem co chcesz powiedzieć i daj sobie spokój, nie potrzebujemy terapii grupowej. - ucięła i przeszła do bezpieczniejszego tematu. - Malia przejrzałaś już moje notatki z matmy?
Malia powoli odciągnęła butelkę od ust, zaskoczona, że do niej skierowano pytanie.
- Przecież są wakacje! Kto normalny uczy się w wakacje? - zapytała w swojej obronie.
- Może ktoś kto ma zaległości, bo ostatnie 5 lat spędził w lesie? - odpowiedziała złośliwie Lydia, odgarniając włosy - Stiles, miałeś jej pomóc!
Stiles wzruszył ramionami, mrucząc pod nosem:
- Jakby to było takie łatwe.
Scott uparcie wrócił do przerwanego przez Lydię tematu. Był zdecydowany, żeby szczerze z nimi porozmawiać.
- Nie planowałem żadnej terapii grupowej. - odchrząknął - Jutro zaczynamy szkołę, tylko, że tym razem nie będzie z nami Allison. Myślę, że musimy o tym porozmawiać... - przerwał i z niepokojem, bojąc się ich reakcji, spojrzał na wszystkich po kolei.
Stiles wbił wzrok w ziemię i zacisnął jedną dłoń na drugiej. Malia wiedząc, że śmierć dziewczyny jest dla jej przyjaciół bardzo bolesnym tematem i spodziewając się, że rozmowa może być bardzo emocjonalna, wzięła duży łyk alkoholu i zapatrzyła się w ogień. Nie umiała w pełni zrozumieć tego co czuli, ale miała nadzieję, że ta rozmowa im pomoże... Lydia głęboko westchnęła i spojrzała w oczy Scottowi.
- Wiem, przepraszam, po prostu to nie jest takie łatwe... - powiedziała tak cicho, że ledwo było ją słychać.
- Rozumiem, ostatnie miesiące nie były dla nikogo z nas łatwe, ja ... byłem w rozsypce, nie potrafiłem sobie poradzić z tym, że Allison zginęła, przynajmniej częściowo przeze mnie... byłem tak pogrążony w swoim smutku, że... zupełnie Was odsunąłem... Nie chciałem Was widzieć, bo... przypominaliście mi o niej... o wszystkim co razem przeszliśmy... - głos zaczął mu się łamać, potrzebował chwili, żeby móc mówić dalej. - Przepraszam... Przepraszam, że byłem egoistą i skupiając się na sobie zapomniałem, że Wy też ją straciliście, że też cierpicie... Ja... nie powinienem zostawiać Was z tym samych. Ale to już za nami, chcę, żebyście wiedzieli, że możecie na mnie liczyć. Możecie ze mną o tym rozmawiać, możecie na mnie nawrzeszczeć, możecie... - przerwał, gdy głos znów ugrzązł mu w gardle.
- Scott, przestań. Mogłeś się czasem do nas odezwać? Jasne, ale my też mogliśmy to zrobić. Każdy z nas przeżywał jej śmierć na swój własny sposób i potrzebował czasu, żeby najpierw samemu się z tym uporać. Najważniejsze, że teraz wszystko wraca do normy. - powiedział Stiles, który do tej pory był dziwnie milczący. - Z resztą... Wiemy co do niej czułeś...
CZYTASZ
Friend of the Pack
FanfictionCiemne chmury znów zbierają się nad Beacon Hills, nie dając mieszkańcom ani chwili wytchnienia. Wraz z nowym niebezpieczeństwem pojawiają się nowi sojusznicy. W samym środku rozgrywających się kolejnych tragedii pojawia się tajemnicza i piękna Eliza...