Pierwszy dzień szkoły był tak zwyczajny, że przyjaciele zaczęli po cichu liczyć na to, że w przypadku roku szkolnego można zastosować analogiczną zasadę jak przy nowym roku - "jaki Nowy Rok, taki cały rok". Kiedy więc następnego dnia rano Stiles otworzył drzwi domu i zobaczył dziwnie bladego i słaniającego się na nogach Dereka, wiedział, że to była jednak złudna nadzieja. Mężczyzna próbował coś powiedzieć, ale zanim zdążył, jego spojrzenie ogarnął mrok i stracił przytomność. Na szczęście Stilesowi udało się złapać przybysza, zanim ten uderzył w ziemię.
- Malia! - krzyknął oglądając się za siebie. Zanim całkiem obrócił głowę, dziewczyna stała już przy nim. Przejęła ciężar wilkołaka na siebie i zaprowadziła go na kanapę. Derek był niemal przezroczysty, a jego skóra lśniła od potu. Zupełnie nie reagował, gdy Stiles i Malia potrząsali nim i próbowali go obudzić. Zdenerwowany Stiles wyjął telefon i wybrał numer do Scotta.
- Co jest? Znowu się spóźnisz? - zapytał z rozbawieniem Scott jak tylko odebrał telefon, spodziewając się typowego słowotoku przyjaciela.
- Derek tu jest. Nieprzytomny i blady. - słysząc to, młody wilkołak spoważniał i od razu przeszedł do rzeczy.
- Jest ranny?
- Nie, chyba nie. Nie widzę żadnych ran. - powiedział przyglądając się nieprzytomnemu mężczyźnie. Malia mocno wciągnęła powietrze do nosa i pokręciła głową, dając znak, że nie wyczuła krwi. - Myślisz, że to tojad? - To była jedna z nielicznych znanych im rzeczy, która mogła poważnie zaszkodzić wilkołakowi, jednocześnie nie pozostawiając po sobie widocznych śladów.
- Nie mam pojęcia. Spróbujcie zainicjować proces leczenia.
- Mamy mu coś złamać? - spytał zszokowany Stiles.
- A masz inny pomysł? - chłopak spojrzał na Malię i wskazał na Dereka dając znać, że to zadanie dla niej. Po chwili w zupełnie cichym pomieszczeniu wybrzmiał odgłos łamanej kości. Nastolatek słysząc to skrzywił się, ale nie oderwał wzroku od Dereka, mając nadzieję, że zaraz się obudzi..
- I co? Udało się? - Scott nie wytrzymał niepewności. Odpowiedziała mu cisza, a zaraz potem westchnienie.
- Nie. Powinniśmy zadzwonić do Deatona.
- Nie ma go w Beacon Hills!
- Jak to go nie ma? Scott, w moim domu właśnie umiera wielki wilkołak! Potrzebujemy jego pomocy!
- Wiem, wiem. Połączę nas z nim. Miejmy nadzieję, że zdoła nam pomóc przez telefon...
Mijały kolejne cenne sekundy, podczas których oczekiwali na odebranie telefonu przez weterynarza. W końcu po drugiej stronie słuchawki, usłyszeli znajomy głos.
- Scott? Stiles? Nie mogę teraz rozmawiać.
- To pilne! - zaczął Scott.
- Derek śmierdzi jak śmierć na kanapie Stilesa! - wykrzyczała Malia. Po drugiej stronie telefonu, Deaton zamarł na chwilę, po czym ściszonym głosem zaczął rozmawiać z kimś innym, do uszu nastolatków dotarło tylko "przepraszam" i "zaraz wracam".
- Dobrze, co się dzieje? - wyraźnie usłyszeli opanowany głos weterynarza.
- Stiles! - Scott pogonił przyjaciela.
- Derek jest nieprzytomny. - zaczął, ale zanim zdążył powiedzieć coś dalej, Deaton odezwał się jeszcze raz.
- Opisz mi dokładnie to, co widzisz, wszystkie symptomy, które zauważyłeś. Każdy szczegół jest na miarę złota. - instruował go mężczyzna.
CZYTASZ
Friend of the Pack
FanficCiemne chmury znów zbierają się nad Beacon Hills, nie dając mieszkańcom ani chwili wytchnienia. Wraz z nowym niebezpieczeństwem pojawiają się nowi sojusznicy. W samym środku rozgrywających się kolejnych tragedii pojawia się tajemnicza i piękna Eliza...