Rozdział 24. Lukratywna informacja

542 32 8
                                    

Derek chciał oddać się czynności, która kompletnie zajmowała go przez ostatnią godzinę, ale w tłumie ludzi nie dostrzegł znajomej brunetki. Zawzięcie skanował parkiet wzrokiem i im dłużej nie mógł jej znaleźć, tym większy ogarniał go niepokój... Wśród takiego zagęszczenia imprezowiczów, nie był w stanie wychwycić ani jej zapachu, ani charakterystycznego rytmu serca. Zdawało się, że w ogóle nie ma jej w klubie.

Lekko panikując zaczął przedzierać się przez tańczących, licząc, że zaraz ją odnajdzie. Przepychając się, przeklinał się za swoją bezmyślność, jak mógł nawet na chwilę stracić ją z oczu? Teraz, kiedy jej nazwisko było na liście, a oferowana nagroda za głowę przebijała wszystkie inne, wiedźma stała się wymarzonym celem. A będąc pijaną, prawdopodobnie również łatwym. Skupiony na dobrej zabawie, popełnił błąd i stracił czujność. Powinien o tym pomyśleć od razu i zabrać ją w jakieś bezpieczniejsze miejsce...

Nie przejmując się pełnymi urażenia minami potrącanych uczestników imprezy, parł naprzód niczym lodołamacz. Czuł narastający, nieprzyjemny ścisk w żołądku, a wyobraźnia podpowiadała mu najczarniejsze scenariusze.

Niespodziewanie, na przeciwnym końcu parkietu, mignął mu znajomy czekoladowy odcień włosów. Natychmiast obrócił się i wytężając wzrok postąpił naprzód, tylko po to, by mocno się z kimś zderzyć. Instynktownie wyciągnął ręce i złapał głośno klnącą kobietę, tym samym ratując ją przed niechybnym upadkiem.

Spojrzał na nią, by przeprosić i ruszyć dalej, lecz słowa zawisły niewypowiedziane. Nie mógł uwierzyć własnym oczom. Trzymał w ramionach całą i zdrową Liz. Gdy tylko odgarnęła włosy i zorientowała się na kogo się natknęła, urwała zwymyślanie przeszkody na swojej drodze, o którą tak boleśnie się obiła. Na jej obliczu zagościł błogi wyraz. Nie ruszając się ani na krok, komfortowo oparła dłonie na klatce piersiowej mężczyzny, wyraźnie wyczuwając napięte, twarde jak stal, mięśnie pod koszulką.

Derekowi kamień spadł z serca. Odwzajemnił uśmiech, uważnie studiując każdy szczegół jej wyglądu i napawając się wypełniającym mu nozdrza zapachem lawendy oraz cytrusów, wymieszanych z wszechotaczającym alkoholem i potem.

- Nie mogę nie powiedzieć tego na głos: Wyglądasz przepięknie. - Oczy kobiety zalśniły jeszcze bardziej. Wstrzymał oddech, kiedy przygryzając dolną wargę uniosła dłoń w stronę jego twarzy. Jednak ta nigdy nie dotarła do celu.

- Kolejny utwór to Andante Andante ABBY! - zapowiedział prowadzący karaoke. Dziewczyna w objęciach wilkołaka drgnęła i pisnęła, ręka zatrzymała się na barku bruneta.

- Yay! Nasza kolej! - krzyknęła uradowana i splatając z nim palce, pociągnęła go w stronę sceny.

Derek był tak zdezorientowany, że nie protestując pozwolił się prowadzić. Kołatało w nim milion myśli. Miał wrażenie, że cały ten wieczór to jeden wielki znak zapytania. Przez połowę czasu szedł z rytmem, ledwie rozumiejąc jej bieg myśli. Zastanawiał się, czy zawsze była taka nieprzewidywalna, czy to jednak wpływ alkoholu.

"Nasza kolej...?" - powiedział bezgłośnie powtarzając i próbując zrozumieć co się działo wokół niego. Nie miał pojęcia kiedy to się stało, ale w jednej chwili oniemiały podążał za brunetką, w drugiej trzymał mikrofon, a z głośników rozlegały się delikatne dźwięki piosenki.

Kobieta przymknęła powieki i pozwoliła się otoczyć muzyce. Delikatnie wprowadziła się w ruch.

Take it easy with me, please

Touch me gently like a summer evening breeze

Kołysząc biodrami objęła się ramionami, lekko dotykając własnego ciała.

Friend of the PackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz