Przed liceum w Beacon Hills, jak na tak późną porę dnia, panowało zadziwiająco duże zamieszanie. Uczniowie, którzy dotychczas byli jeszcze w szkole, stali porozrzucani po parkingu w małych grupach, przyglądając się krążącym i zabezpieczającym ślady policjantom. Sanitariusze biegając to w jedną, to w drugą stronę starali się pomóc wszystkim poszkodowanym, a strażacy, którzy zdążyli już upewnić się, że nie ma zagrożenia pożarem, zbierali się do odjazdu. Wśród tego całego zamętu szeryf dostrzegł, samotnie siedzącą na krawężniku, nauczycielkę. Owinięta w koc termiczny, wyglądała blado i krucho. Wyraźnie zmęczona, pustym wzrokiem patrzyła w jakiś punkt przed sobą.
- Elizabeth Sorgina? - zapytał szeryf, wyrywając kobietę z zamyślenia - Jestem szeryf Stilinski, chciałbym zadać Pani kilka pytań.
Elizabeth kiwnęła delikatnie głową, dając znać, że nie ma nic przeciwko.
- Zgodnie z zeznaniami świadków to Pani znalazła ranną uczennicę i udzieliła jej pomocy. - powiedział Stiliński, czekając na potwierdzenie kobiety.
- Tak, znalazłam ją w łazience na podłodze, całą zakrwawioną - westchnęła i przeczesała palcami włosy - Ktoś ją zaatakował... Przynajmniej takie odniosłam wrażenie patrząc na stan pomieszczenia... Włączyłam też alarm przeciwpożarowy, licząc na to, że wszyscy opuszczą budynek i ...może... przeszkodzę napastnikowi? - nauczycielka przełknęła ślinę, miała wrażenie, że znowu klęczy przy nieprzytomnej dziewczynie - Malia była w kiepskim stanie... wszędzie była krew, nie wiedziałam co robić, nie miałam ze sobą żadnych składników...
Szeryf pytająco podniósł brwi, słysząc dziwne sformułowanie kobiety.
- Żadnych bandaży, opatrunków - kontynuowała Elizabeth, udając, że nie zauważyła gestu zdziwienia mężczyzny. Przeklęła w głowie, za dużo jej się wymsknęło. "Weź się w garść, nie pierwszy raz jesteś w takiej sytuacji." - pomyślała. Nawet potwornie zmęczona nie powinna popełniać takich błędów
- Próbowałam jej jakoś pomóc, zatamować krwawienie... - przerwała, potrząsnełą głową jakby zabrakło jej słów.
Szeryf westchnął. Przysiadł na krawężniku i położył rękę na jej ramieniu. Dziewczyna wyglądała na wstrząśniętą. Żałował, że nie mógł jej uspokoić zdradzając prawdę o Malii.
- Zrobiłaś wszystko, co mogłaś i całkiem nieźle sobie poradziłaś - Mężczyzna wskazał głową karetkę, w której siedziała w pełni przytomna Malia. Sanitariusz podejmował bezowocną próbę opatrzenia jej rany, jednak dziewczyna nie miała najmniejszej ochoty współpracować. Nim sytuacja zdążyła się pogorszyć, do karetki podbiegł Stiles i zaczął coś tłumaczyć ratownikowi, żywo przy tym gestykulując. - Wiem, że musiało to wyglądać okropnie, ale na szczęście obrażenia nie okazały się zbyt głębokie.
Elizabeth przygryzła wargę, starając się znowu nie powiedzieć czegoś czego nie powinna. Dobrze wiedziała, że, pierwotnie, rana dziewczyny była potencjalnie śmiertelna, nawet dla kogoś takiego jak ona. Obecny stan zawdzięczała połączonym siłom zaklęć i zdolności regeneracji jej organizmu. Nie była świadoma czy szeryf zdaje sobie sprawę z istnienia istot nadprzyrodzonych, więc tylko kiwnęła głową informując mężczyznę, że akceptuje to wyjaśnienie.
- A teraz zacznijmy od początku. Co skłoniło Cię do udania się w stronę łazienki? Chciałbym, żebyś opowiedziała mi wszystko ze szczegółami, aż do momentu, w którym pojawili się strażacy. - Szeryf spojrzał na kobietę, próbując ocenić, czy po wcześniejszych kilku słowach wsparcia uda jej się bez większych problemów, klarownie przedstawić mu całe zajście.
Nauczycielka zaczęła odtwarzać wydarzenia sprzed godziny. Opowiedziała mu wszystko, krok po kroku, pomijając tylko swoją ingerencję w leczenie Malii.
CZYTASZ
Friend of the Pack
FanficCiemne chmury znów zbierają się nad Beacon Hills, nie dając mieszkańcom ani chwili wytchnienia. Wraz z nowym niebezpieczeństwem pojawiają się nowi sojusznicy. W samym środku rozgrywających się kolejnych tragedii pojawia się tajemnicza i piękna Eliza...