13.

641 28 24
                                    

Tytan..... Czerwona flara...... Zielona flara.... Zmiana kierunku.... Ucieczka... To wszystko wydawało się dużo prostsze niż było.... Nadszedł ból, śmierć i strata. Przepraszam nie mam racji, to było z nami od zawsze.

Płaskie tereny przysparzały nam sporo kłopotów. Brak możliwości używania sprzętu do manewru nie pozwalał zbytnio na jakiekolwiek próby obrony.

Pojedyncze wysokie stwory pędzimy w naszym kierunku.

Kolejne kolorowe pasy przecinały niebo... Kolejne nie zliczone zmiany kierunków....

Nastało piekło...

Odmieniec..... Wystrzeliłam w niebo czarną flarę.... Kobieta tytan o pięknych blond włosach, wydawała się jakby zbyt znajoma.

Nie... Nie.. nie możliwe. Była zbyt szybka.... Nie możliwe, by była inteligentna!

Dlaczego jest ich tak wielu? Jakby... Jakby ich prowadziła.... Przewodziła im...

-[Nazwisko]! Szybciej! - Wrzasnął jakiś mężczyzna wskazując mi palcem na opuszczone miasto, chwilę później widziałam jak jakiś 10 metrowiec rozrywa jego ciało w pół i wrzuca sobie wprost do ogromnej paszczy.

Moje serce zabiło boleśnie.

Armin... Mam nadzieję, że już stąd uciekłeś!

Mokre od potu dłonie wytarłam o krawędź spodni, złapałam za czarne lejce i ruszyłam w szaleńczą podróż w stronę opuszczonych już budynków.

-Mango uciekaj! - Wrzasnęłam odlatując na linkach sprzętu. Piękny brązowo-biały rumak odjechał pędem z dala od tych potworów, a ja wręcz przeciwnie, czekałam na nie.

Chcę je zabić..... Muszę je zabić... Muszę przeżyć.... - Powtarzałam sobie w głowie.

Wzięłam głęboki oddech, a moje serce stanęło na sekundę, w której moje miecze przeleciały przez kark Tytana.

- Ładnie nowa. - Zaśmiał się jakiś mężczyzna po 40... Tak... Widział go wtedy ostatni raz.

-Aaaaaaa.. - Usłyszałam głośny krzyk i jakby odruchowo poleciałam w jego stronę.....W następnej sekundzie widziałam jak połowa ciała kobiety, która piszczała upada bezwładnie na ziemię. Miałam wrażenie jakby szczątki jej zwłok nie ważyły nic, bo żaden dźwięk nie wybrzmiał, gdy roztrzaskiwały się o podłoże.

Jest ich zbyt dużo.... Nie uda się nam...

Wdech.... Wydech.... Wdech... Wydech.. Wdech... - Starałam się jakoś uspokoić.

-Nie mogę zginąć! - Powiedziałam sama do siebie powalając kolejnego, tym razem pięciometrowca. 

Hange! Mam nadzieję, że ty masz się lepiej. 

Kilka następnych stworów upadło na ziemię....

Czy już po wszystkim? - Spojrzałam rozglądać się dookoła.

Jeszcze nie.... Zauważyłam 5 ostatnich osobników pędzących w moją stronę. Jeden z nich trzymał w ogromnych łapskach kolejne zwłoki.

Gdzie reszta?.... Gdzie reszta prawej flanki?

-Jest tu ktoś? - Podniosłam głos..

Cisza....

Nie możliwe, że wszyscy już padli!

-[Nazwisko]! Zostaliśmy sami. Bierz konia i uciekaj jak najszybciej. Spróbuję ich powstrzymać. - Powiedział rudy mężczyzna, który na oko był w wieku Zoe.

-Jesteśmy drużyną. Nie zostawię cię. - Odpowiedziałam.

-Niech ci będzie nowa, ale nie możesz umrzeć przede mną.  - Zaśmiał się mężczyzna, a ja powaliłam dziesięciometrowego tytana.

-Przeżyjemy! Nie możemy tu zginąć. - Wydyszałam przecierając pot z czoła.

Zaczepiłam linkę o wierzę jakiegoś wysokiego budynku, ciało kolejnego tytana opadło na ziemię.

-Nie poddam się! Nie wyznałam jej jeszcze uczyć! - Zawołała tnąc głęboko szyję innego potwora.

-To dobrze. - Powiedział rudy. - Jeszcze tylko dwóch. Weź tego pięciometrowca, mi zostaw tego.

Ciało przedostatniego tytana runęło na ziemię.

-I jak.... - Zaczęłam odwracając się w stronę faceta, w tamtym momencie olbrzym odgryzł  jego głowę. - Mieliśmy przeżyć razem. - Zaszlochałam kierując się w jego stronę.

Linka zaczepiła się o ramię tytana.

Wzięłam zamach lecąc w jego stronę...

-Aaaaa....-Wystraszyłam się, bo naprężona do tych czas lina zerwała się, przez co wpadła do małego domku przez okno. Z całych sił walnęłam o ścianę budynku. - Kurwa, ale boli. - Wyjęczałam, a z moich oczu poleciały łzy. - Moja noga! - Złapałam za złamaną kość.

Wdech.... Wydech... - Spojrzałam na sprzęt do manewru.

-Kurwa jebany gaz musiał się skończyć w takim momencie? - Syknęłam z bólem.

Do okna przez, które wpadłam podszedł ten sam tytan, który pożarł rudego.

Wsadził ogromną rękę, przez spory otwór.... Nie dosięga...

Wdech..... Wydech.... Złapałam za miotłę leżąca obok mnie. Usztywniłam złamaną kość...

Godziny mijały..... Pomoc nie nadchodziła.... Sama już zwątpiłam....

W środkowej kieszeni mojej kurtki wyjęłam notes. Zawsze go tam noszę. To taki mój pamiętnik. Wyrwałam jedną kartkę.

Jestem ciekawa czy to co napisałam bardziej przypomina list miłosny czy samobójczy?....

Kolejna godzina minęła... Wszystkie resztki nadzieję zniknęły....

Wdech.... Wydech... Teraz już ostatnie... Lina oplątana wokół szyi.... Ja stojącą na jednej nodze na krześle w rogu pomieszczenia..... Tytan, który nadal próbuje mnie zjeść.... Nadziei już niema.... Do widzenia.... Krzesło upada.... Nastała cisza.....

-[Imię]..... - Cichutki szept głosu Hange z tyłu głowy.

Hanji..... Kocham cię....




Saved |Hanji Zoe X Reader|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz