Specjalnie dla simping4tate rozdział jeszcze dzisiaj, ponieważ miałam go napisanego! Odrazu mówię, że to prawdopodobnie jedyna taka akcja więc znajcie moją miłość kochani!
Zdrowo zszokowana patrzyłam na niego nadal stojąc w tym samym miejscu.
– Nic Ci nie zrobię możesz usiąść – powiedział jednak ja nadal byłam niezbyt pewna. Usiadłam niepewnie na miejscu przy okazji przymając jedną rękę za moimi plecami w razie gdyby uśmiechało mu się coś mi zrobić abym miała szybko dostęp do broni. Stanęliśmy na samym środku mokradeł co jeszcze bardziej mnie zaniepokoiło tym razem złapałam za broń jednak nadal trzymałam ją za plecami.
– Nie wierzę Ci – powiedziałam gdy chłopak usiadł przede mną z ogromnym uśmiechem. O dziwo gdy nie próbujemy się pozabijać nie jest taki zły jak się można mu przyjrzeć.
Wywrócił oczami i wstał podchodząc do mnie serce ze strachu zaczęło bić mi szybciej. Chyba że strachu? Nic innego mnie nie przychodzi do głowy. Przystanął blisko przede mną z uśmiechem na twarzy.– Boisz się – powiedział jeszcze bardziej się zbliżając na Ci wstałam i zaczęłam się cofać jednak gdy natrafiłam na krawędź łodzi nie zdążyłam zwolnić i wyleciałabym przez barierkę gdyby Rafe nie złapałby mnie w porę.
– Chyba nie wiesz co to przestrzeń osobista – powiedziałam w jego twarz, która była BARDZO blisko mojej.
– Oczywiście, że wiem ale gdyby twoja przestrzeń osobista byłabyś już w wodzie. Twoim ubraniom raczej już by to nie zrobiło różnicy, bo i tak są całe mokre ale nie miałbym kogo wyzywać na plażach nory gdy będziesz leżała chora w domu. – Teraz ja się uśmiechnęłam i mimo, że wiedzialam, że to nie prawda a ja stąpałam na okropnie ciężkim lodzie, ponieważ wisiałam nad wodą trzymając się tylko chłopaka powiedziałam;
– Martwisz się. – ten tylko prychnął a potem wylądowałam w wodzie. – Ty idioto! A co jak bym nie umiała pływać?!
– Jesteś płotką i surfujesz, na pewno nie umiesz pływać – powiedział z wyczuwalnym sarkazmem. Wystawił dłoń, którą przyjęłam. Nawet jakbym chciała to próba dopłynięcia samemu do brzegu z takiej odległości jest samobójstwem. Byłam zdania na niego.
Usiadłam na siedzeniu i dygotałam z zimna. Wakacje powoli dochodziły ku końcowi przez co dni stawały się coraz krótsze i chłodniejsze. W ciągu moich przemyśleń i słuchaniu tego jak moje zęby obijają się o siebie poczułam ciepły materiał na ramionach.– Masz – powiedział gdy narzucił mi na plecy ciepły, gruby koc.
– Pan Rafe Cameron ma serce – zapytałam aby zrobić mu lekko na złość.
– Interpretuj sobie to jak chcesz ja jednak zostaję przy zwykłej litości – odpowiedział też złośliwie jak ja jednak na jego twarzy zamiast zobaczyć powagi zobaczyłam lekki uśmieszek. Może on wcale nie jest aż taki zły jak myślałam. Resztę drogi siedziałam w głową zadartą do góry oglądając gwiazdy co jakijś czas czując na sobie jego wzrok. Między nami była cisza lecz nie niezręczną a przyjemna. Byłam nawet w stanie powiedzieć, że cieszyłam się, że nie byłam w tym momencie sama. Podpłynęliśmy do kładki, która znajdowała się jakiejś 3 domu od John'a B.
– Dzięki, że mnie nie zabiłeś – oddałam mu koc i weszłam na kładkę. Zaśmiał się. Ma ładny śmiech.
– Chyba powinno powiedzieć to samo – uśmiechnęliśmy się do siebie. – Do nie zobaczenia Berryfield! Nadal Cię nienawidzę!
– Do nie zobaczenia Cameron! Pierdol się! – zaśmiałam się i ruszyłam w stronę domu Johna B. Gdy weszłam do środka ruszyłam do pomieszczenia gdzie świeciło się światło.
– Khai! Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiliśmy! – krzyknęła Kiara rzucając się na mnie jakby nie widziała mnie conajmniej kilka lat. – Gdzie ty byłaś?!
– Powiedzmy, że miałam lekkie problemy z wyjściem od Cameronów. – skłamałam? Nie uwieżyli by mi gdybym im opowiedziała co się stało. Prawda? Ale w sumie miałam problemy z wyjściem. Więc pół prawdy jest. – A co z wami? Byliście na tej łodzi?
– Taa i spotkaliśmy policję – powiedział Pope.
– Wszyscy są są chyba jest ok? Zabrała wam coś!
– Wszystko mamy! – uspokoił mnie John B – Jak to płotki sprawnie wyszliśmy z tej akcji.
– To co w końcu znaleźliście w tym bo obchodzę od zmysłów o co było to całe halo. – popatrzyli po sobie.
– No to chyba jeszcze sobie poczekasz bo z tego co widzę to to dopiero początek. Znaleźliśmy w środku kompas. Kompas mojego taty. – John B wyjął z kieszeni wspomniany przedmiot a ja aż złapałam się najbliższej szafki aby nie upaść ze zdziwienia.
– I co teraz? Macie jakijś trop? Jakijś plan? – zapytałam gdy szok że mnie lekko zszedł. – I skąd wiecie czy na kompasie to wszystko się nie skończy.
– Gonili nas mężczyźni i raczej nie chcieliby nas zastrzelić za zwykły kompas za który dostali by może pięć dolarów w sklepie – Pope ma rację. Poza tym; aż tyle mnie ominęło?
– I jak zgadnę teraz chcecie szukać tych typów? – popatrzyłam na John'a B i JJ'a
– To też ale najpierw podjedziemy do żony Scooter'a i podpytamy, może ona coś o tym wie.
– Ale, że tak teraz?
– Zwariowałaś – zapytał JJ – Nie dość ci na dziś? Jutro podjedziemy.
– Spoko to ja się idę umyć bo coś czuję, że zaraz będę kompletnie chora jak się nie umyję.
– To my się też będziemy zbierać – powiedziała Kiara wskazując na siebie i Pope'a. Umyłam się i odrazu poszłam spać. To był ciekawy dzień a coś czuję, że następne następne będą jeszcze ciekawsze.
______________________________
Rano wstałam a w domu panowała kompletna cisza co było praktycznie niemożliwe z tamtą dwójką. Wyszłam z łóżka następnie je ścieląc i wyszłam do kuchni. Nie było ich. Weszłam do salonu. W całym tym sofie udało mi się zauważyć małą karteczkę leżącą w miejscu, gdzie zawsze siadam były na niej inicjały K.B czyli do mnie.
Kochana Khai!
Razem z JJ'em jesteśmy u żony Scooter'a. Nie gniewaj się ale jeszcze spałaś więc postanowiliśmy załatwić to szybko sami. Powinniśmy za jakijś czas być. Starą się nigdzie nie wychodzić i zaczekaj na Kie i Pope'a.
J.B.RTrochę tutaj poogarniam. Jakiejś pół godziny potem zjawiła się Kie a tuż po niej Pope. Godzinę po nic do domu jak petardy wpadli John B z JJ'em.
– A wam co? – zapytałam ze szklanką wody w ręce.
– Byliśmy tam nie? I tam był Ci mężczyźni co chcieli nas zastrzelić! I tak walili w ściany i uderzali w meble – JJ próbował zrobić jakąś symulację – że aż farba na nas spadała – roztrzepał włosy a z nich wyleciały białe drobinki.
– JJ to łupież – Kie podcięła mu skrzydła.
– Przysięgam, że nie! – zaczął opowiadać dalej. Wyraźnie coś jeszcze dopowiadał jak to JJ.
***********************************
Macie ten rozdział jeszcze za tamte dwa dni.
Miłego dnia/nocy!
CZYTASZ
𝐀𝐧𝐝 𝐈 𝐏𝐫𝐨𝐦𝐢𝐬𝐞 𝐓𝐫𝐲 𝐍𝐨𝐭 𝐓𝐨 𝐊𝐢𝐥𝐥 𝐘𝐨𝐮▪︎Rafe Cameron ✔
FanfictionRafe Cameron - 19-latek z problemami psychicznymi, nadmierną agresją i syndromem bycia w centrum uwagi. Syn Ward'a Camerona - najbogatrzego człowieka na w miasteczku. Gardzi każdym, kto nie mieszka na ósemce. Khai Berryfield - 17-letnia dziewczyna z...