29°

3.3K 167 127
                                    

Specjalnie ciekawy rozdział na poniedziałek, że trochę was rozbudzić i wprawić w uśmiech w tym okropnym dniu<3

- Czy coś się stało!? Serio się jeszcze pytasz - zabuzowało we mnie na jego pytanie. Czy on magicznie zapomniał o tym co się dzisiaj wydarzyło?! W dupie mu się poprzewracało?!

- Tak, bo nie wiem o co Ci chodzi - wkurzył się trochę. Ludzie no trzymajcie mnie!

- Człowieku! Ty na mnie dzisiaj na krzyczałeś z zimną krwią! Jakby to była dla Ciebie codzienność.

- Bo kręcisz się tam gdzie nie powinnaś! Ja chcę tylko twojego bezpieczeństwa! Robię to dla Ciebie! Dla nas!

– A myślisz, że co?! Nie jesteś dla mnie też taki ważny!? – zapytałam

– Właśnie tak myślę! – Boli.

– To się grubo myślisz Cameron! Dzisiaj specjalnie polazłam do tego całego Barry'ego! Groziłam mu a nawet strzeliłam w rękę, żeby tylko obiecał zostawić moich bliskich a w szczególności Ciebie! Tak! Martwię się o Ciebie bo jesteś jedyną jebaną osobą na tym jebanym świecie na której mi aż tak kurwa zależy! Jeśli by to nie wypaliło byłabym go w stanie zabić! A dlaczego? Bo się kurwa zakochałam! – krzyknęłam w jego stronę z łzami w oczach i odwróciłam się na pięcie odchodząc od chłopaka. Zatrzymał mnie uścisk na moim nadgarstku. Byłam zmuszona się odwrócić a co gorsza popatrzeć mu w twarz. Spuściłam twarz nadal głośno oddychając. Słyszałam równiez jego głośny oddech.

– Co? – zapytał kompletnie zbity z tropu. Po jego wściekłości nie został duży ślad jednak nadal widoczny w jego oczach. – Co ty powiedziałaś?

– Groziłam Barry'emu. – Powiedziałam tym razem patrząc w jego oczy, którymi przewrócił na moje słowa. – I go zraniłam w rękę – dodałam.

– Bardziej mi chodziło o to drugie – Mruknął.

– Mam Ci to powiedzieć prosto w twarz. Szczerze? Bez żadnych zagrywek? Proszę – Popatrzyłam mu prosto w jego oczy. – Kocham Cię Rafe'ie Cameronie. – wyrwałam rękę z jego uścisku i tym razem szybciej odeszłam.

–Nie możesz odejść! Nie teraz! – usłyszałam krzyk.

– Właśnie to robię! – odkrzyknęłam.

Daleko jednak nie zaszłam bo poczułam silne obrócenie a następnie jak chłopak wpiła się w moje usta. Wiem, że nie powinnam. Teraz tymbardziej powinnam odejść od niego tak jak zamierzałam jednak coś w środku mi to skutecznie uniemożliwiało. Mimo woli wplotłam dłonie w jego włosy i lekko za nie pociągałam. Oderwaliśmy się od siebie tym razem BARDZO ciężko oddychając i łapczywie biorąc oddech.

Chłopak złapał w swoje ręce moją dłoń I nakierował na miejsce gdzie znajduje się jego serce dzięki czemu czułam jak biję oraz jak jego klatka piersiowa szybko się podnosi i opada.

– Czujesz to? – zadałam pytanie. – Ono biję tylko dla Ciebie. Tylko. Gdyby nie ty już pewnie by przestało. Gdy tylko jesteś w niedaleko przyspiesza, moje wszystkie nerwy wtedy szaleją. Gdy Cię widzę szaleję a gdy widzę inne dziewczyny zawsze porownuje je do Ciebie a Morał zawsze jest taki sam- cieszę się, że Cię mam i że tego dnia nie wyrzuciłem Cię z mojej łodzi. Jak jesteś blisko czuję się dziwnie, jakby coś  w moim żołądku się przewracało ale w dobrym znaczeniu. Gdy na Ciebie patrzę czuję, jakby moim życiowym celem było wywołanie uśmiechu na twojej twarzy a gdy jesteś smutna czuję jakbym dostał w twarz. Widząc jak czasem siedzisz z JJ'em mam ochotę podejść tam przyłożyć mu w twarz i wykrzyczeć, że jesteś tylko moja.

Popatrzyłam mu głęboko w oczy a ten złapał mnie na podbródek.

– Kocham Cię Khai i muszę się o Ciebie martwić i bać a to, że jesteś silna i niezależna wcale mi tego nie ułatwia. Barry jest bardzo niebezpieczy i ja się tylko o Ciebie martwię.

Poprostu patrzyliśmy się na siebie. Nic wiecej.

– Miłość jest pojebana – szepnęłam a chłopak się zaśmiał. – Tym bardziej gdy odczuwa się to pierwszy raz.

– I oby tylko do jednej osoby.

– Co ty tutaj tak właściwie robisz o tej porze? – zapytał zaplatając dłonie na moimi plecami i patrząc prosto na mnie.

– Chciałam iść do Sarah się jej wygadać. – powiedziałam

– Mogłaś do mnie? – Bardziej stwierdził niż zapytał.

– Chyba do plotkowania wolę Sarah – mruknęłam w jego stronę. – Wróciłeś do Tannyhill?

– Tak jakby. Ojciec już nie nienawidzi mnie już aż tak bardzo. Chyba. Jeśli już tu jesteś to chodź ze mną.

– Teraz?

– Teraz.

Rafe pomógł mi przejść przez murek a potem niezauważalnie przejść przez ich teren.

Weszliśmy do pokoju chłopaka.

– Zaczekaj tutaj sekundę – ten chwilę kręcił się do pokoju a potem podszedł z powrotem do mnie. Popatrzyłam na zegarek.

– Dwadzieścia-pięć po trzeciej a ty mnie gdzieś ciągniesz. – zaśmiałam się a ten szeroko uśmiechnął. Wyglądał wtedy uroczo. Zamiast wyjść tarasem ten zaciągnął mnie gdzieś w stronę kuchni. Zapalił jedną lampkę przy blacie i zaczął coś wyciągać z szafek. Ja stałam i się mu przyglądałam. Zaświeciło się światło a ja od razu padłam na ziemię za blatem. Żeby nikt mnie nie zauważył.

– Sławny John B? Wstajemy o tej porze? – zapytał Rafe. Faktycznie trochę wcześnie wcześnie na bruneta.

– Ta, idę na ryby – A no tak, zapomniałam.

– Z kim? – zapytał Rafe.

– Twoim ojcem – Blondyn zacisnął szczękę. Z racji, że stał blisko mnie a ręce miał opuszczone złapałam go za rękę a on ją lekko uścisnął. Zadziałało. – A ty? Nie powinieneś spać przypadkiem?

– Jadę gdzieś z Topper'em – To jakiś cud? Oni się nie pozabijali! I jeszcze normalnie gadają!

Słyszałam kroki i jak brunet odszedł. Wiedząc, że nikt nad nie zobaczy wstałam i przytuliłam do siebie chłopaka.

– Dlazego on?

– Może to zwykłe wyjście? Wiesz jako ojciec jego dziewczyny musi go przetestować – uśmiechnęłam się do niego. Złapał mnie z powrotem za rękę i poprowadził na zewnątrz.

Wsiedliśmy do jakiegoś samochodu terenowego a ten rzucił plecak na tylnie siedzenie. Gdy zapięłam pasy ten odpalił samochód za drugą ręką złapał za moją.

Gdzieś tak po 20 minutach drogi zasnęłam ze względu na późną porę. Obudziłam się w tej samej pozycji jednak chłopaka nie było obok mnie a stał nade mną lekko szturchając mnie w ramię abym się obudziła, samochód stał a ja przykryta byłam jakimś kocem. A zaledwie jakiś czas temu na siebie wrzeszczeliśmy. Pomógł mi wysłać z samochodu bo byłam jeszcze przytulona po śnie. Zarzucił mi z poworotem koc na ramiona abym przypadkiem nie zmarzła, jak to powiedział.

Zaprowadził mnie na tył samochodu a bagażnik był teraz wypełniony kilkoma poduszkami, kocami i jakimś jedzeniem. Usiedliśmy w środku nadal pod otwarty bagażnikiem, przykryliśmy się razem jednym kocem a ja wtuliłam się w chłopaka. Teraz już wiedziałam co ty robimy, bo zaledwie piętnaście minut później zaczął się wschód słońca.

***********************************

Jesteście NIEMOŻLIWI. Jeszcze kilkanaście dni temu dziękowałam wam za zaledwie pół tysiąca a teraz mamy już dwadzieścia! Dziękuję! To dla mnie znaczy OGROMNIE DUŻO.

KOCHAM WAS!♡♡

MayStyles06♡

𝐀𝐧𝐝 𝐈 𝐏𝐫𝐨𝐦𝐢𝐬𝐞 𝐓𝐫𝐲 𝐍𝐨𝐭 𝐓𝐨 𝐊𝐢𝐥𝐥 𝐘𝐨𝐮▪︎Rafe Cameron ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz