35°

3.1K 136 49
                                    

Dedykowane hankka21 za wsparcie psychiczne w szkole♡

– Kochasz mnie! Musisz być że mną! Słyszysz! Obiecałaś! Mówiłaś, że nigdy nie odejdziesz! – kontynuował. Obydwoje oddychaliśmy płytko. Było mi gorąco z gniewu, stresu i wszystkich tych emocji. Tak, to prawda kochałam go lecz to co zrobił to naprawdę dużo. Nie codziennie osobą, która jest tak ważna dla Ciebie kogoś zabija.

– I co mam Ci się teraz rzucić w ramionach zapominając o tym, że zastrzeliłeś Peterkin i przy okazji broniłeś kogoś, kto zabił Big John'a? Zapomnieć o tym, że jestem poszukiwana przez policję? Zapomnieć o tym co może się ze mną stać gdy mnie znajdą? Otóż nie Rafe tak to nie działa. Nie jesteś jebanym słońcem, żeby wszyscy kręcili się wokół Ciebie– odwróciłam się do niego plecami i na drżących nogach ledwo postawiłam krok w drugą stronę.

– Nie możesz! Kurwa nie możesz! Ro nie miało być tak! Słyszysz! Wszystko jest nie tak! – stanęłam patrzac przed siebie. Wiedziałam, że zmięknę gdy popatrzę w jego stronę. Chciałam odejść jednak nie mogłam. Jedyne na co pozwalało mi moje ciało to płacz spowodowany moją bezsilnością. – Zrobiłem to dla was! Poszedłem na tą durną policję i przekonałem i nie twojej niewinności. Chciałem, żeby ktoś w końcu mnie pokochał, postrzegał jako kogoś a nie bezwartościowego ćpuna. Nie widział we mnie nikogo zanim go ocaliłem.

– Ja widziałam Rafe – odwróciłam się w jego stronę i podeszłam dwa kroki patrząc mu prosto w jego piękne, zamglone, zapłakane brązowe oczy. – Ja widziałam. Przed tym wszystkim. Kogoś kto Cię pokocha? Ja się nie liczę? Człowieku byłeś dla mnie wszystkim co miałam. Całym światem. Nie widziałam nic poza tobą. – sięgnął ręką w moją stronę jednak ja szybko się odsunęłam. – Byłeś Rafe, byłeś. Wiesz jak mnie zraniłeś? – pokręciłam głową i odbiegłam w drugą stronę. Nie słyszałam za sobą żadnych kroków ani nic w tym stylu.

Biegłam przed siebie beż żadnych planów, pomysłów ani niczego. Kompletna pustka. Od tego co miało wydarzyć się za kilka godzin zależało moje życie, dosłownie. Chyba, że... on naprawdę mnie uniewinnił? Niewiem. Teraz nie należy ufać nikomu. Nikomu oprócz płotek. Nogi bolały mnie niemiłosiernie. Dzięki temu, że się tutaj wychowałam miałam bardzo dużą umiejętność rozpoznania w terenie więc byłam łatwo w stanie stwierdzić, że przebiegłam naprawdę duży kawałek. Potknęłam się o jakąś większą gałąź i upadłam na ziemię tym samym również zdzierając gałązką kawałek szyi.

– Niech to wszystko Szlag trafi!

Uderzyłam pięściami o ziemię całkowicie brudząc ręce. Wybuchnęłam. Całe emocje skumulowały się i teraz gdy granica została doszczętnie naruszona wszystko wyszło na wierzch. Uderzyłam w ziemię bez przerwy, płakałam, wyklinalam, krzyczałam. Robiłam wszystko co do tej pory nie chciałam okazywać. Chciałam pokazać, że jestem silna tym czasem będąc jedynie słabą, małą dziewczynką, którą niszczy doszczętnie życie. Cała brudna, zapłakana wstałam z ziemi.  Gdyby ktoś mnie teraz zobaczył... wyglądałam jak wrak człowieka. Krew, błoto, łzy, na ciele i liście z gałęziami w kompletnie poplątanych włosach. Że też dzisiaj zapomniałam gumki do włosów.

Wstałam ignorując ból w kostce i kierowałam się dalej. Czy dodałam, że nadal było kompletnie ciemno? No wcześniej tak ale teraz przez drzewa zaczęły przedzierać się pierwsze złote płomyki słońca. To było piękne. Patrzyłam na korony drzew oraz lekkie cienie padające z liścia na liść. Zatrzymałam się czując pod nogami nie ziemię lecz pewnego rodzaju udeptaną ścieżkę. Popatrzyłam przed siebie. Znałam te tereny. Wyszłam z lasku i zaczęłam podchodzić do przodu nie odwracając wzroku od wschodzącego słońca znajdującego się bezpośrednio przede mną. Podeszłam do krawędzi patrząc w dół. Skały, skały i jeszcze raz skały. Musiałoby boleć jakbym spadła...
Odwróciłam się i popatrzyłam na bok gdzie jeszcze jakiś czas temu stał jego samochód. Prychnęłam. Zaledwie chwilę temu leżeliśmy tutaj razem oglądając to piękne, wschodzące słońce a teraz? Stoję tutaj sama zakrwawiona z samymi problemami.

Usiadłam na ziemi i ściągnęłam przesiąknionego lekko czerwoną cieczą buta. I tak był cały zniszczony i brudny więc raczej się nie skapną. Na tylniej części łydki miałam duże przecięcie. Cholercia. Niechetnie ściągnęłam z nadgarstka moją bandanę i sprawnie zawinęłam ją wzdłuż rany.  Tą na szyi jedynie przetarłam ręką. Aby krew nie spływała na moją szyję dalej. Było to tylko przetarcie więc zaraz się zasklepi.

Po jakimś czasie siedzenia gdy słońce było już widać całkowicie a po nocy nie było ani śladu postanowiłam wziąść się w garść i wreszcie coś zrobić. Zacisnęłam ostatnio raz mocniej węzeł na ręce i popatrzyłam ostatni raz na widok przede mną. Zważywszy na to, że było gdzieś koło godziny 6:30 a 15 mieliśmy już z John'em B odpływać z Outer Banks i już nigdy tutaj nie wracać, przynajmniej do czasu rozwiązania strawy, postanowiłam, że zabiorę stąd to co potrzebuje. No może prawie wszytsko...

Wstałam już nawet nie trudząc się o strzepanie ze skóry i ubrań prochu oraz brudu z ziemi. Przeszłam sprawnie mimo bólu nogi w stronę drogi i popatrzyłam na obie strony. Przebiegnęłam przez większość drogi jednak przy końcu zobaczyłam odbijający się niebieski lakier samochodu i cicho włączone syreny. Dosłownie rzuciłam się za jakiś leżący na ziemi pień drzewa i przysunęłam bliżej i niezauważalnie wyciągnęłam głowę aby zobaczyć czy to napewno policja. Nie myślałam się bo już kilka sekund później przed moimi oczami przejechał biało-niebieski samochód.

Głośno odetchnęłam i upewniając się, że nikt jeszcze przypadkiem nie jedzie wstałam na nogi.

Po kilku kolejnych godzinach ukrywania się przed całym wrzechświatem stanęłam przed średniej wielkości domem jak zwykle wyglądający z zewnątrz jak ruina. Ahhh te wspomnienia. Wygląda dokładnie tak samo jak gdy byłam małą z różnicą, że teraz jeszcze bardziej nienawidziłam tego miejsca. Otworzyłam siatkę przed drzwiami a następnie same drzwi i weszłam do środka. Było kompletnie cicho więc prawdopodobnie nie było ich w domu co było dla mnie jedynie ułatwieniem. Komoda z przedpokoju leżała na ziem tak jak rozbite szkło, rośliny i ubrania wcześniej wiszące na wieszakach. Byłam zdziwiona bo mimo,  że zarówno moja mama jak i jej chłopak byliby w stanie doprowadzić do czegoś takiego tak Jack nienawidział nieporządku. Zawsze kazał mamie sprzątać. Mi też do puki się mu nie postawiłam. Był to dziwne ale na tą chwilę szczerze mówiąc miałam więcej zmartwień niż jakaś ich kłótnia. Przeszłam cichym krokiem do pokoju, który wcześniej należał do mnie i otworzyłam z lekkim skrzypieniem drzwi. Tak jak w korytarzu wszytko było porozwalane na co się skrzywiłam ale postanowiłam nie komentować. Wyciągnęłam z szafy plecak i zaczęłam wracać przydatne ciuchy. Spakowałam szczotkę, bieliznę i mały scyzoryk, który dostałam od taty gdy byłam mała. Właśnie! Tata!

Podeszłam do mojej półki przy łóżku, która odziwo jeszcze stała i zaczęłam wyrzucać z niej rzeczy w celu znalezienia fotografii, jedynej mojej z nim dlatego była dla mnie aż taka ważna. Przeszukałam całą półkę i rzeczy, które wcześniej wyjęłam ale nic z tego. Bez tej fotografi się nie ruszałam nigdzie.

***********************************

Wstawiam! Po dłuższym czasie, chorobie i zawalonej szkole ale wstawiam! Nie zostawiłabym was!

Miłego dnia/nocy!
I tym razem powodzenia w szkole! Wierzę w was I trzymam kciuki jesteście cudownymi, bardzo inteligenymi ludźmi i jestem pewna, że dacie radę. Kocham was i jestem do waszej dyspozycji.

Wasza MayStyles06♡

𝐀𝐧𝐝 𝐈 𝐏𝐫𝐨𝐦𝐢𝐬𝐞 𝐓𝐫𝐲 𝐍𝐨𝐭 𝐓𝐨 𝐊𝐢𝐥𝐥 𝐘𝐨𝐮▪︎Rafe Cameron ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz