– Khai? Wsiadasz? – zapytał John B wsiadając do wozu. Ja nadal byłam obrócona twarzą w stronę gdzie odjechał Rafe. Bolało mnie to jak na mnie nakrzyczał. Wiem, że to dziwne ale naprawdę. Teraz jednak nie o tym ale o tym, że smutek i ból zamieniły się w gniew. Byłam poprostu wkurwiona. Za cały dzisiejszy dzień.
– Możecie już jechać. – zacisnęłam lekko pięść – Już z tąd dojdę sobie pieszo – odwróciłam się z uśmiechem w ich stronę. Sarah patrzyła na mnie z troską jednak nic nie powiedziała. Wiedziała więcej. Nie do końca pewnie ale wsiedli i odjechali uwcześnie krótko żegnajac się. Widząc twinky znikającą za zakretęm zacisnęłam zęby. Wiem, że działam pod wpływem emocji i później będę tego najprawdopodobniej żałować ale kto powiedział, że zawsze działało się zgodnie z myślami. Czasami serce i emocje wygrywają. Tak jak teraz.
Sprawdziłam jednym dotykiem czy za paskiem nadal znajduje się moją broń. Od incydentu z Barry'm zaczęłam ją przy sobie nosić. Czuję się z nią bezpiecznie... tak... TYLKO bezpiecznie... do niczego wiecej mi nie jest potrzebna...
Nie przejmując się ani trochę dowozem pisze ruszyłam w stronę największego skupiska ćpunów. Ta, totalnie pod wpływem emocji. Czując jednak po jakimś czasie jak bardzo ta podróż będzie męczona więc stanęłam w miejscu, gdzie najczęściej jeżdżą samochody i wystawiłam rękę mając nadzieję, że ktoś postanowi zabrać stopowicza.
Po jakiś 10 minutach bezczynnego stania przed moimi oczami zatrzymał się czarny, nowiuśki Land Rover. Cudeńko!
Przyciemniana szyba lekko się opusciła ukazując sympatyczną twarz młodej kobiety.
– Gdzie jedziesz? – zapytała – Gdzieś w stronę domu Heywardów? – Skąd ona zna...?
– Tak jakby – odpowiedziałam a tak od razu otworzyła mi drzwi z uśmiechem pokazując głową gest abym weszła do środka. Usiadłam na miejscu a ona ruszyła.
– Nigdy wcześniej Cię tu nie widziałam – zaczęłam.
– Oh, jestem tutaj nowa, dopiero co się przeprowadziłam. – powiedziała patrząc na mnie. Wyglądała miło. – Coraline. – podała mi na ślepo rękę patrząc na drogę. Uścisnęłam ją.
– Khai. – po jakimś czasie jednak dodałam – Słuchaj Coraline, jeśli mogę po imieniu – przytaknęła. Była ode mnie starsza nawet może w wieku mojej mamy więc wolałam się spytać. Przytaknęła ochoczo. – Lepiej w to nie brnij, jest o wiele więcej lepszych miejsc niż Outer Banks. Uwierz mi to nie miejsce dla Ciebie.
Popatrzyła na mnie z tajemniczym uśmiechem.
– Właśnie czuję, że tutaj pasuje. – przejeżdżaliśmy już przez okolice gdzie znajdywał się mój cel. Poprosiłam aby wysadziła mnie tutaj.
Zanim wysiadłam jeszcze zapytałam;
– Po co tak właściwie jedzie pani pani Heywardów?
– Po owoce morza oczywiście i nie pani– mrugnęła do mnie – Miło było Cię poznać Khai.
– Mi Pa... Ciebie też Coraline. – zamknęłam drzwi a czarny, terenowy samochód odjechał.
Rozważyłam jeszcze szybko za i przeciw mojego pomysłu. Było więcej przeciw ale skupiłam się na za. Typowe dla mnie. Wysunęłam lekko broń aby łatwiej było mi ją potem wyjąć i ruszyłam w stronę domku. Domku największego znanego mi sukinsyna. Domku Barry'ego.
Nie pieprząc się z niczym weszłam na jego teren. Ten siedział na tarasie paląc blanta. Wyglądał jakby był na haju. Plus dla mnie. Podeszłam do niego a on dosyć zdezorientowany podniósł się z krzesła. Zanim cokolwiek powiedział moją pięść spotkała się bardzo blisko z jego ohydną twarzą. Aż kostki mnie zapiekły. Były obdarte. Chłopak złapał się za kość policzkową. Chciałam uderzyć go w brzuch ale zatrzymał mój ruch swoją ręką i popatrzył na mnie z furią w oczach. Nie spodziewał się jednego. Chciałam go uderzyć lewa ręką. Jestem praworęczna. Zza paska szybko wyciągnęłam moją broń i przyłożyłam mu z uśmiechem do skroni.
– Uwierz mi sukinsynie nie zawacham się strzelić. – ten tylko się zaśmiał więc... strzeliłam w jego dłoń. Zaczeła lecieć z jej krew a chłopak siarczystym przeklnął. Teraz to był ból i czyty szok. Celownik wrócił s z powrotem do jego głowy. – coś jeszcze? Nadal nie wierzysz? Chcesz to mogę pokazać Ci na drugiej ręce. Nogi też masz dwie. Mamy czas więc kilka lekcji mogę Ci dać. – Teraz się...przestraszył. Tym razem na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. – Masz kurwa raz na zawsze zostawić moich przyjaciół w spokoju i odpuścić jednej osobie. Zapomnieć, że kiedykolwiek coś od Ciebie brała i nie spłaciła. Jasne? – Cisza – Jasne!? – przylożyłam mu mocniej broń do skroni odbezpieczając ją.
– Dobra! Jasne! Odpuszczę im I temu komuś tylko komu?! – podniosł dłonie do góry. Z jednej cieknęła krew. Żebyście nie myśleli. Pierwsze kule specjalnie były napowietrzone więc tylko zrobiły ranę a nie przebiły się na drugą stronę.
– Rafe Cameron. No to mamy wszystko wyjaśnione jak rozumiem?
– Tak, mamy wyjaśnione. – zabralam nadal odbezpieczoną broń i odeszłam z altanki. Chłopak nadal się patrzył wiec oddałam celny strzał w drzwi niedaleko niego. Podskoczył lekko co mnie usatysfakcjonowało. – Psycholka! – usłyszałam jeszcze.
Pieszo odeszłam z tamtąd tym razem już jednak w znakomitym humorze. I niech mi teraz powie, że kobiety są słabe. Otóż... Nie. Kobiety potrzebują poprostu dóbr motywacji. Z nią potrafią WSZYSTKO. To jedna z naszych zalet, jest jednak ona również ogromną wadą. No cóż. Pozostaje mi tylko powiedzieć- Uważajcie chłopaki i nie testujcie cierpliwości kobiety.
Odeszłam kawałek do sklepu. Broń wcześniej zabezpieczyłam i schowałam we wcześniejsze miejsce. Zakupiłam jakieś chusteczki i wodę a wychodząc z domu wybrałam numer Kiary bo uwaga uwaga... miałam już komórkę! Wreszcie ja naładowałam od utraty prądu.
– Kiara? Podjechalibyście po mnie z Pope'm? – zapytałam gdy sygnał się wyłączył informując o odebraniu połączenia przez rozmówcę.
– Jasne. Gdzie jesteś?
– Sklep na rogu host i coster street.
– Co Cię tam wywaliło?! Wiesz, że tam jest niebezpiecznie przez tego dillera!
– Oj tam, byłam się przejść. To jak, będziecie?
– dziesięć minut. – rozłączyła się. Polałam zdarte kostki wodą i przyłożyłam chusteczkę. Wiem, że profesjonalnie. Faktycznie dziesięć minut potem pod sklepem stało już auto Pope'a a dokładniej jego taty. Usiadłam na tylne siedzenie.
– Długi ten twój spacer był – zaczął Pope.
– Potrzebowałam się porządnie przewietrzyć i przejść sama. – Resztę już jechaliśmy w ciszy lub omawiając plan wydobycia złota. Jak się okazało Pope razem z Kiarą załatwili już liny, dźwig i inne potrzebne rzeczy. No to teraz tylko czekać na resztę.
– No to tak JJ i John B będą wydobywać Złoto, ja będę na górze a wy i Sarah będziecie je transportować. Khai ty nie masz samochodu wiec pożyczę Ci ten. – wskazał na samochód, którym właśnie dojechaliśmy. Staliśmy przy nim powoli omawiając plan.
– Co to? – zapytała Kiara.
***********************************
Dobra, muszę przyznać, że czułam się swobodnie z pisaniem tej lekko psychicznej chwili. Czy to dziwne?Ps. Jakby co to nie wiecie mnie za krotki rozdział. Stresuje się Liceum mega i trudno jest mi aż tak dużo napisać. Przepraszam.
Miłego dnia/nocy!
Kocham was!
MayStyles06♡
CZYTASZ
𝐀𝐧𝐝 𝐈 𝐏𝐫𝐨𝐦𝐢𝐬𝐞 𝐓𝐫𝐲 𝐍𝐨𝐭 𝐓𝐨 𝐊𝐢𝐥𝐥 𝐘𝐨𝐮▪︎Rafe Cameron ✔
FanfictionRafe Cameron - 19-latek z problemami psychicznymi, nadmierną agresją i syndromem bycia w centrum uwagi. Syn Ward'a Camerona - najbogatrzego człowieka na w miasteczku. Gardzi każdym, kto nie mieszka na ósemce. Khai Berryfield - 17-letnia dziewczyna z...