4.6K 184 189
                                    

– A więc... co robimy – zapytałam w końcu JJ'a przerywając tym niezręczną ciszę.

– Nie wiem co ty będziesz robiła ale ja idę zapalić – powiedział sucho. Odszedł na drugą stronę i wyciągnął z kieszeni skręta. Nie wiem który to był ale napewno nie pierwszy. Może drugi, może trzeci a może nawet czwarty nie wiem straciła rachubę z JJ'em wszystko jest możliwe.

– JJ – stanęłam na przeciwko niego z założonymi rękami a ten dosyć niechętnie na mnie popatrzył. – Dobrze wiesz, że jestem dosyć wyluzowana ale dobrze znasz też moje zdanie na temat tego ile palisz. – chłopak prychnął i wszedł do samochodu zamykając m tym drzwi tuż przed nosem. – Co ja Ci zrobiłam, że jesteś dla mnie taki?! – krzyknęłam otwierając gwałtownie drzwi. Nawet Pope odwrócił uwagę od eseju.

  – Rozkazujesz mi a sama nie jesteś lepsza – powiedział a w jego głosie wyraźnie dało się usłyszeć zdenerwowanie.

– Ja się tylko o Ciebie martwię!

– To się kurwa nie martw!

– Jak się mam nie martwić, skoro jesteś moim przyjacielem a nawet kurwa kimś wiecej! – wykrzyknęłam nawet nie myśląc co w tej chwili mówię.

– W takim razie może lepiej jakbym nie miał takiej przyjaciółki! Jesteś nikim aby mi rozkazywać! W dupie mam wszystkie twoje rady i zmartwienia! Kimś więcej? – prychnął wyśmiewawczo – Jeśli myślisz, że kiedykolwiek bym się z tobą związał to jesteś w grubym błędzie!

Zabolało.
Kilka słów a bolą bardziej niż najmocniejszy cios. Ba. W tej chwili czułam się jakbym dostała za jedyn razem i mocno w twarz i w serce. Podeszłam do chłopaka którego mina wyrażała tylko wściekłość i jak mocno tylko mogłam uderzyłam do w nos. Tak. Nie chciałam jakiegoś plaskacza, ja poprostu przywaliłam mu z pieści a ten złapał się za nos. Prawdopodobnie nawet złamany. Łzy powili zasłaniały mi pole widoczności a ja szybkim krokiem ruszyłam poprostu przed siebie. Bez nikogo, bez żadnego planu, niczego.

Telefon już dawno wypadł mi gdzieś jeszcze w domu Johna B. Szłam przez jakiś lasem, bo wiedziałam, że tak mnie nie znajdą. Nie zatrzymywałam się ani na trochę. Mimo znajdujących się nade mną drzew byłam całą mokra, ponieważ mimo pięknej pogody rano zmieniła się ona diametralnie. Prawdopodobnie nawet był to jakiś mniejszy huragan ale nie uszkodzi raczej dużo, więc nie mówili o nim. Byłam pewna, że będę chora bo bycie mokrym i wiatr to słabe połączenie dodatkowo dochodziła to tego jeszcze rana postrzałowa, która za nic nie chciała zacząć się goić więc gaza była cała czerwona a lekko lecącą krew zlewała się z kroplami deszczu. Pod stopami poczułam piasek i wpadłam na powiem dosyć głupi pomysł. Jedyną rzeczą, która od zawsze normowała moje myśli i uspokajała to surfing. ,,Pożyczyłam" jedną z desek z wypożyczalni niedaleko bo stała na zewnątrz i w pełnym ubraniu nawet nie myśląc o ściągnięciu rzeczy weszłam do wody. Moje stare, czarne conversy były wysokie, przez co nie musiałam bać się, że spadną mi z nóg.
Położyłam się na desce i zaczęłam wiosłować w stronę fal, które dzięki mini huraganowi stawały się coraz to większe a co za tym idzie niebezpieczniejsze ale miałam to teraz gdzieś. Gdy wypatrzyłam idealną falę podpłynęłam do niej i zaczęłam zabawę.

______________________________

– 1 – powiedziałam cicho – 2 – naparłam rękami na deskę – 3! – stanęłam na niej i płynęłam razem z falą. Tym razem jednak czułam, że muszę spojrzeć w stronę plaży. Od razu pożałowałam. JJ z uśmiechem patrzył na mnie, straciłam uwagę i spadłam z deski w wodę uderzając jeszcze o nią zranionym bokiem. Ciężko oddychając wciągnęłam się spowrotem na deskę. Gdy unormowałam oddech popatrzyłam znowu w stronę plaży jednak nikogo na niej nie zobaczyłam. Rozłożyłam się plecami na sprzęcie, spuszczając nogi do wody po obu bokach. Jedną rękę trzymałam w wodzie a drugą na razie z boku aby trochę przytamować krwawienie i oddałam się uczuciu kropel deszczu spadających na moją skórę.

– Pojebało Cię! – usłyszałam głos i dźwięk silnika – Kto normalny pływa w taką pogodę na desce!

– Ja nie jest normalna – mruknęłam.

– Zauważyłem Berryfield.

– Spieprzaj Cameron – zamiast mojej prośby dostałam światłem po oczach, a że robiło się już ciemno było jeszcze gorzej. Otworzyłam oczy i usiadłam.

– Nie chcę mieć Cię na sumieniu – powiedział i podał mi rękę aby mogła wejść na łódź. – Jakbym chciał Cię zabić już dawno bym to zrobił. – mimowolnie zaśmiałam się na te słowa I w końcu podałam chłopakowi rękę. Dosyć mocno pociągnął mnie na pokład na co złapałam się za bok. – Coś się stało? – popatrzył na mój bok – czy to krew – zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć odsłonił kawałek spodenek razem z gazą ukazując ranę – O kurwa – załapał mnie delikatnie za ramię i zaprowadził pod dach łodzi. Tam posadził mnie na siedzeniu i owinął szczelnie kocem.

– Dziękuje – powiedziałam stał twarzą w twarz naprzeciwko mnie.

– Nie ma za co Khai – uśmiechnął się i podszedł do sterów a ja wykończona całym dniem, płaczem i bólem zasnęłam.

______________________________

Obudziło mnie lekkie szturchanie w ramię.

– Khai

***********************************
Dum dum dum dumm

Jak myślicie co Rafe robił sam na morzu w taką pogodę?

Miłego dnia/nocki!

MayStyles06♡

𝐀𝐧𝐝 𝐈 𝐏𝐫𝐨𝐦𝐢𝐬𝐞 𝐓𝐫𝐲 𝐍𝐨𝐭 𝐓𝐨 𝐊𝐢𝐥𝐥 𝐘𝐨𝐮▪︎Rafe Cameron ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz