Chciałam tylko wam powiedzieć, że cała się trzęsłam podczas pisania tego rozdziału.
No więc kocham was i miłego czytania!– Czy...czy ty zrobiłeś to dla mnie? – zapytałam po chwili osłupienia.
– A dla kogo innego frajerze? – zapytał wyciągając z kieszeni chusteczkę i przykładając mi delikatnie do nosa. Dopiero teraz zrozumiałam, że krwawił. Zapewne po tym jakże siarczystym jebnięciu twarzą w ziemię.
– Cameron się o mnie martwi! No nie spodziewane! Świat zwariował! Do czego to doszło! – powiedziałam z udawanym zdziwieniem recytując jego formułkę ze sklepu. Zaśmiał się na co się uśmiechnęłam. Zauważyłam jekkie rozcięcie w okolicy barku chłopaka. No to czas na zmianę ról. Złapałam go za rękę i zaczęłam ciągnąć w stronę domu Johna B. Nie myślałam teraz o tym czy tam jest ty nie poprotu szłam. Żadno z nas nie ośmieliło się puścić ręki drugiego, więc szliśmy w ten sposób całą drogę. Nie było to dla nas niezręczne a dosyć miłe(?). Przynajmniej takie miałam odczucia.
Doszliśmy do domku.
– Chodź do łazienki. Tam powinnam mieć jakiejś środki antybakteryjne i bandarze. – powiedziałam i wskazałam pomieszczenie podając mu latarkę do ręki.
– Się robi pielęgniarko. – zaśmiałam się. Może wydaje się to niczym wielkim ale nie zaśmiałam się tak...prawdziwie od czasu zobaczenia JJ'a z Kiarą.
Wzięłam z mojego pokoju jedną dużą latarnię na baterię i kilka mniejszych świeczek. Po drodze zgarnęłam z kuchni zapalniczkę i weszłam do łazienki. Była dosyć mała więc dwie osoby zajmowały połowę jej powierzchni. Rozłożyłam świeczki po łazience zapalając je a latarnię położyłam na blacie koło umywalki. Cały czas czułam na sobie wzrok chłopaka.
– No chodź tutaj – pociągnęłam go do siebie za rękę i zbliżyłam nas do latarni. Wyciągnęłam z mojej szuflady kilka bandarzy w różnych rozmiarach i buteleczkę z alkoholem do przeczyszczania ran. – Ściągnij koszulkę – powiedziałam na co popatrzył na mnie rozbawionym, sztucznie przerażonym wzrokiem.
– A skąd mam wiedzieć, że mnie nie zgwałcisz – mając nadal na sobie koszulkę zakrył się ręką na co parsknęłam.
– O nie! Odkryłeś moje zamiary! Teraz trzeba będzie tylko to przyśpieszyć! – zaśmialiśmy się oboje. Aktorami to my nie będziemy. Chłopak ściągnął koszulkę a ja myślałam, że zakrztusiłam się powietrzem. W tym momencie cieszyłam się, że nie było prądu a świeciła na nas tylko marna latarnia, której baterie są na wykończeniu, bo byłam pewna, że jestem cała czerwona.
– Do twarzy Ci w rumieńcach – powiedział podnosząc moją twarz na podbródek. Czyli jednak zauważył. Spuściłam wzrok zakrywając policzki i słysząc jego śmiech. – A jak chcesz mi przyłożyć to nie wydajesz się taka nieśmiała.
– Chcesz to teraz Ci mogę przyłożyć – odpowiedziałam nadal patrząc w podłogę.
– Chyba jednak wolę tą bardziej nieśmiałą wersję – przypomnę; ON NADAL STAŁ BEZ KOSZULKI. Wzięłam powoli waciki do rąk i drżącymi rękoma zaczęłam czyścić mu ranę. Chłopak był dosyć wysoki więc musiałam dosyć ciężko czyściło mi się jego ranę. Rafe chyba to zauważył i z zaskoczenia wziął mnie na ręce tym samym trzymając mnie tylko za uda, spoczywające się dwóch stron jego ciała i posadził na blacie następnie stając między moimi nogami.
Myślałam, że wacik wypadnie mi z ręki bo trzęsła się jak nienormalna a to rozbawiło chłopaka jednak rozbawienie przełamywał ból spowodowany przykładaniem alkoholu do rany. Starałam się robić to najdelikatniej jak tylko mogłam ale drżenie rąk w tym nie pomagało.
Gdy skończyłam przemywać jego ranę wzięłam banarz i przykleiłam do jego rany pocierając kilka razy aby dobrze się trzymała. Dotykając jego skóry opuszkami palców poczułam coś w rodzaju dreszczu, wydawało mi się, że chłopak też ale tak jak mówię, wydawało.
Chciałam zejść z blatu jednak chłopak nie przesunął się ani o milimetr. Serce zabiło mi mocniej. Chłopak wziął kawałek papieru i zamoczył w kranie, znajdującym się za mną. Zaczął wycierać mi nos. Jego ruchy były tak delikatne jakbym była z porcelany. Później odłożył mokry papier w różowym od zaschniętej krwi kolorze i zerknął na moje biodro. Odsunął kawałek koszuli i osunął moje spodenki trochę niżej w miejscu rany. Przejechał ręką po zużytym bandarzu i lekko go odkleił. Przetarł lekko ręką gojąca się ranę i zakleił znowu bandarzem tym razem świeżym.
Cały czas był bardzo skupiony a ja z kosmicznie bijącym sercem obserwowałam jego poczynania.
Naciągnął spodenki tak, aby były tak jak wcześniej. Położył ręce po obu stronach mojego ciała i popatrzył mi w twarz. Patrzyliśmy sobie w oczy i żadno z nas nie wypowiedziało nawet słowa. Słychać było jedynie przyciszone rozmowy z domów w sąsiedztwie, szum wody, liście powiewane przez wiatr i koniki polne siedzące w trawach. Mimo nikłego światła widziałam jego błękitne jak morze oczy i czułam. Czułam jak w nich tonę. To były najpiękniejsze tęczówki jakie kiedykolwiek widziałam i nie mogłam od nich odwrócić wzroku. Nasze miny nie wyrażały teraz żadnych emocji poprostu patrzyliśmy sobie w oczy jakbyśmy robili to po raz ostatni.
Chłopak powoli zaczął się do mnie przybliżać a ja czułam jego bliskość. Nie wiedziałam co się dzieje poprostu patrzyłam w te niebieskie oczy, które nieustannie i powoli się do mnie przybliżały. Zamknęłam oczy gdy poczułam jego usta na moich. W moim rzołądku pojawiło się dziwne uczucie. Zaplatając ręce na jego szyi przybliżyłam go do siebie, następnie wplotłam palce w jego lekko długie włosy lekko za nie pociągając a ten złapał mnie za talię zmniejszając całkowicie przestrzeń między nami. Jego dłonie lustrowały linię mojej talii a ja zachwycałam się tym jak nasze usta idealnie pasują do siebie. Nie było tu niczego typu walki o dominację. Nie. Idealnie że sobą wzpółgraliśmy. Całowaliśmy się, jakby to miał być nasz pierwszy a zarazem ostatni raz. Jakbym już nigdy miała nie poczuć jego ust na swoich, jego dłonii na mojej talii I poczuć między palcami jego cudownych włosów. W końcu jednak oderwaliśmy się od siebie i chłopak przyłożył swoje czoło do mojego. Oboje ciężko łapaliśmy powietrze. Byliśmy tak blisko siebie, że czułam jak z każdym branym wdechem nasze klatki piersiowe dotykają się. Nagle chłopak przytulił się do mnie a ja poczułam kilka kropel na mojej koszulce. Położyłam swoją głowę na jego i jedną jaką gładziłam jego plecy a drugą delikatnie przeczesywałam jego włosy.– Już wszystko dobrze Rafe – cicho szepnęłam mu do ucha. Popatrzył na mnie z łzami w oczach i powiedział;
– Proszę, daj mi szansę. Szansę na poznanie prawdziwego Rafe'a. Takiego, jakiego nikt mnie nie zna. Daj sobie zaufać i pokazać, że nie jestem taki jak o mnie mówią – Teraz zrozumiałam jak bardzo wewnętrznie zabolały go słowa, które kiedyś powiedziałam w jego stronę. Pocałowałam go w czoło opierając potem moje o jego tak jak wcześniej.
– Obiecuję, a ty daj mi szansę aby pokazać Ci prawdziwą mnie. Taką, jaką nikt mnie nie zna. – znowu go przytuliłam. Czułam, że ten człowiek stanie się dla mnie ważniejszy niż ktokolwiek inny w życiu i bardzo dużo zmieni. A teraz? Jego obecność od razu zmieniała postać rzeczy i emocje we mnie. Teraz wiedziałam rzecz, którą nie wiedziałam przez cały ten czas. Zakochałam się w Rafe'ie Cameron'ie.
***********************************
O Jezu.Jakie są wasze odczucia? Ją aktualnie siedzę, cała się trzęsę i płaczę a w końcu sama pisałam ten rozdział.
Tak bardzo chciałabym być Khai.
Bardzo przeżyłam ten rozdział.
To chyba tyle z moich wyznań emocjonalnych. Miłego dnia/nocy!
Przy bardzo dziękuję za pięć i pół tysiąca wyświetleń. Naprawdę znaczy to dla mnie strasznie dużo. KOCHAM WAS!
MayStyles06♡
Ps. Pierwszy raz pisałam taki rozdział wiec jakbyście mogli to napiszcie czy jest chociaż w miarę ok.
CZYTASZ
𝐀𝐧𝐝 𝐈 𝐏𝐫𝐨𝐦𝐢𝐬𝐞 𝐓𝐫𝐲 𝐍𝐨𝐭 𝐓𝐨 𝐊𝐢𝐥𝐥 𝐘𝐨𝐮▪︎Rafe Cameron ✔
FanfictionRafe Cameron - 19-latek z problemami psychicznymi, nadmierną agresją i syndromem bycia w centrum uwagi. Syn Ward'a Camerona - najbogatrzego człowieka na w miasteczku. Gardzi każdym, kto nie mieszka na ósemce. Khai Berryfield - 17-letnia dziewczyna z...