10. Czas ruszać

744 37 13
                                    


Ten dzień był stosunkowo zimny. Choć słońce jak zawsze świeciło w pełni, wypalając już i tak przesuszoną ziemię, lekki zimny północny wiatr otulał odkryte ramiona zamyślonej nastolatki.

Był to idealny dzień na dalszą wędrówkę do bezpiecznej przystani. Ranek zaczął się jak zawsze na osiedlu. Mieszkańcy zebrali się w domu Johnsonów, by zjeść śniadanie i rozłożyć pracę między sobą.

Maria i Newt natomiast dostali prowiant i czyste ubrania. Mieli oni iść jeszcze kilkadziesiąt dni przez najgorętsze części pustyni. Strefa zatracenia. To słynne miejsce obsiane przerażającą i nieciekawą sławą.

Na podwórku Leila bawiła się z Aurorą, karmiąc ją starymi ryżowymi waflami. Takie jedzenie nie przeszkadzało kozie. Przez lata na pustyni nauczyła się z Marią jeść co się znajdzie, byle by nie być wyczerpanym z głodu.

Stała na tarasie podpierając się rękoma o drewnianą belkę nieokreślonego gatunku drzewa. Z niezauważalnym uśmiechem śledziła każdy najmniejszy ruch dziewczynki i jej nowej przyjaciółki. Były szczęśliwe co było widać na kilometr. Leila śmiała się, tańcząc pod wysokim dębem białym, natomiast Aurora podskakiwała przy niej, ukazując w ten sposób radość. Niby ma lata, lecz zawsze pozostanie malutką kózką, uratowaną przed okropnym losem.

Zresztą Aurora nie była zwykłą kozą. Była zdecydowanie mniejsza od innych kóz. Nawet kozy miniaturki mogą pochwalić się większą wagą i wzrostem. Przyjaciółkę Marii bez problemu i większego wysiłku można było nosić na rękach. Mała radosna i urocza biała jak śnieg koza, która przemierzała z Mar ogromne piaszczyste wzgórza i tłumne pustynne osady. Niby zwykła koza, dla innych tylko zwierzę, dla dziewczyny najważniejsza istota na tym koszmarnym świecie.

To ta kózka, która kładła się obok niej każdej nocy, by pokazać, że jest przy Marii mimo wszystko. Zwierzę, które bojaźliwie podeszło do dziewczyny w dzień pierwszego spotkania, gdy to nakrzyczała na wysokich i umięśnionych rzeźników, że nie mogą jej tknąć.
Pamiętała ten dzień jak żaden inny.

Rozmawiała z Jonatanem szykując się na następną misję. Była to misja eksploatacyjna zniszczonych wsi kilka kilometrów od ich zamieszkania. W ten dzień dostała od przybranego ojca walizkę. Ten prezent był dla niej oznaką, że jest już gotowa.

- Zawsze będę miała ją przy sobie- uniosła łuk i strzałę strzelając do odległego punktu- Dziękuje

- Jestem z ciebie dumny Maria- Jonatan podszedł do dziewczyny by poklepać ją po ramieniu- Wiem, że dasz radę, w końcu sam cię szkoliłem-

Jego wyraz twarzy wyrażał dumne i szczęście. Ta mała niezależna i silna dziewczynka, która od początku ukazywała swoją odwagę i oddanie. Przysiągł jej matce ją chronić za wszelką cenę i obietnicy dotrzyma. W zielonych błyszczących oczach widać było pewność. Pewność, że Maria da sobie radę niezależnie od problemu sytuacji.

- Myślisz, że znajdziemy tam coś ciekawego?- usiadła pod drzewem, gdy wszystkie strzały znajdowały się w środkowym punkcie na tarczy.

- Zawsze coś się znajdzie, ale nie stawiał bym na coś niezwykłego- Jonatan oparł się o ten sam biały dąb przyglądając się tarczy- Niezłe strzały

- Taa- powiedziała zamyślona- Jonatan...- wzięła oddech, a podniszczonym butem kopała w żółtym piasku- Myślisz, że... Ich tam spotkamy? No wiesz poparzeńców- wysiliła się, by dokończyć ostatnie zdanie. Temat wirusa był dla niej trudny. Nie widziała jeszcze żadnego chorego, który przekroczył granicę, lub był tego bliski.

Ten temat był dla niej przerażający, lecz również coś ciekawiło trzynastolatkę w poparzeńcach tracących kompletnie umysł.

Return To Home (The maze runner) Powrót Do Domu -NewtOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz