21. Pragnienia

653 36 7
                                    

- Będziemy rodzeństwem- skrzywiła się mierząc wzrokiem blondyna. On blond włosy, czekoladowe oczy i dosyć młodzieńcze rysy twarzy. Ona ciemno brązowe włosy, jasno szare oczy i ostre rysy twarzy.
- Nie to nie wyjdzie, nie jesteśmy nawet w jednym procencie podobni.

- To wymyśl coś, bo na razie tylko ja przejmuje się tym, że za kilka minut razem z tłumem dotrzemy do tej osady- wytknął jej, a ona wzrokiem omiotła teren naokoło. Szli z handlowcami, trzymającymi klatki z przeróżnym ptactwem, lub ciągnącymi na sznurach hodowlane zwierzęta.

- Jesteśmy parą, która uciekała od rodziny. Nie mamy przy sobie nic cennego, nie licząc naszej niezłomnej miłości.- Uśmiechnęła się do bladego Newta, który gapiąc się na Marię szukał oznak, że kłamię, jednak nic takiego nie znalazł.

Powiedziała to z taką łatwością, że aż sama była zaskoczona. Nigdy nie powątpiewała w swój dar przekonywania, chociaż na początku był tragiczny i dopiero po latach wyszkoliła się na idealnego kłamcę, ale jej nieskazitelny ton głosu ją obawiał. Mar czuła się dziwnie z myślą, że będzie musiała udawać kogoś tak bliskiego, dodatkowo wymyślając to sama, lecz tłumaczyła sobie, że to jedynie gra.

- To nie wyjdzie- mruknął strzepując z kurtki pióra ptaków z klatek, nadlatujących wraz z lekkim północnym wiatrem.
- Czemu tak sądzisz?
- Bo nie jesteśmy zakochani-
Uśmiechnęła się jedynie i ruszyła przed siebie. Wiedziała, że to wyjdzie, bo w głowie już miała plan idealny.

Złapała blondyna za rękaw i weszła wgłąb tłumu, gdy strażnicy byli coraz bliżej grupki w której szli. Czuła się tragicznie, jak nie gorszej. Natrętnie sięgała jedną ręką po walizkę lub podskakiwała lekko, by wyczuć kołczan na plecach, którego wcale tam nie było.

Przygniatało ją poczucie niebezpieczeństwa i bezbronności. Nienawidziła poruszać się bez walizki wtedy zawsze była zdekoncentrowana i mało skupiona, czując z każdej strony niepokój. Nie pomagały nawet nożyki umieszczone za pasem i w butach. Strażnicy graniczni nie powinni się do nich przyczepić, lecz na pewno nie wpuściliby do osady osoby, która w walizce posiadała cały arsenał przeróżnej broni. Tak więc Mar zmuszona była cierpieć bez nierozłącznej z nią walizki.

- Stać- obojętnie zwróciła głowę do strażnika, po czym uśmiechnęła się, jak najmilej tylko mogła- Kim jesteście?
-Florence i Francesco Herred- ukłoniła się taktowne i z satysfakcją przyjęła zdziwienie ochroniarza.
- Czego tutaj szukacie?- zwrócił się do Newta, który stał jak słup, patrząc się raz na strażnika raz na Marię. Nie podobał mu się plan, ale jak zwykle nie miał za wiele do gadania. To było jedyne wyjście jeśli nie chcą być rozstrzelani na pustyni.

- Nowego początku
- To znaczy?- blondyn westchnął i zwrócił wzrok na Mar, która skinęła głową, uśmiechając się pokrzepiająco.
- To znaczy, że szukamy swojego własnego miejsca, a osada wydaje się przytulna. Przepraszam, ale czy ma pan jakiś problem?- zapytała strażnika, który przypatrywał się im chwilę mierząc wzrokiem każdego po kolei, po czym zaczął ich przeszukiwać.

- Pustynia to niebezpieczne miejsce. To takie ubezpieczenie- powiedziała, gdy zza paska wyjęto jej nóż. Strażnik wymruczał coś niezrozumiałego i odszedł, wpuszczając ich do osady.

Im coraz głębiej wchodzili do wioski tym coraz częściej przewracała oczami. Osada w której się znajdowali zwaną była osadą biznesmenów, co jeszcze bardziej ją irytowało, ale nie bardziej, że była ona niemal identyczna jak osada zachodnia, którą budowała i chroniła.

Te same mury i ułożenia budynków. Chodzili po środku małego miasta, gdzie mieścił się rynek, a co za tym idzie liczne grono handlarzy i kupców oraz bogaci mieszkańcy. Ta osada była nowa i do tego zgapiona.

Return To Home (The maze runner) Powrót Do Domu -NewtOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz