23. Każdy ma jakieś lęki

674 36 36
                                    

Gorący powiew zawiał, gdy już kolejny dzień szli przez pustynne drogi w świetle południowego słońca. Jezioro zostawili daleko za sobą, tak jak sytuację, które się nad nim wydarzyły.

Maria, zapewne tak jak Newt z ciekawością przyglądała się nowym krajobrazom jakie widywali. Gładkie skały przypominające jej wyrzeźbione mury pojawiały się coraz częściej, nie ujmując wyschniętych koryt rzek, które od temperatury popękały tworząc niewielki labirynt szlaków.

Im bliżej się znajdowali, tym bardziej zachwycały ich widok. To już nie była pustynia, jaką Mar zdołała przejść przez te wszystkie lata, a tym bardziej pogorzelisko pełne brudu i śmierci. Te nowe tereny, chociaż nie zdołały uciec od niszczycielskich promieni słonecznych, teraz wyglądały jak niezwykła sawanna bez drzew. Suche trawy łamały się pod ich butami, a dziury w twardym piasku tworzyły nieskończenie głębokie wcięcia.

Wiedziała gdzie iść.
Przez te wszystkie lata w perfekcyjny sposób opanowała nawigacje i orientację w terenie. Kosztowało ją to wiele zgubionych dróg, cierpliwości, a przede wszystkim odwagi, by być zdolnym do zgubienia drogi na rzecz nauczenia się jak ją odnaleźć.

Za pierwszymi próbami trzeba było ją szukać w obawie, że została zabita przez wygnańców, lub rozszarpana przez poparzeńców. Ale Mar zawsze siedziała po środku niczego, bezsensowne i z bólem czekając na wybawienie. A tego nienawidziła najbardziej. Momentów kiedy nie była samowystarczalna i kiedy musiała przyznać, że pomoc była jej potrzebna.
Ale te czasy już minęły. Teraz Maria odnajdywała się nawet w terenie, gdzie nigdy przedtem nie była.

Bez pośpiechu wyjęła z plecaka butelkę wody zatapiając się w jej słodkawym smaku. Woda jak woda, ale ta z jeziora różniła się minimalnie od tej deszczowej, albo od cieczy, którą zwykła pić w piwnicach zniszczonych budynków, kiedy to uciekała przed własnym strachem.

W takich momentach w pełni oddawała się smakowi wody, która kiedyś nie była po prostu bezsmakową wodą. Była wybawieniem. Jednak teraz nie musiała martwić się o to, że  w okrutny sposób zniknie, zostawiając ją ledwo przy życiu, jak tamtego dnia, gdy myśli Marii zdawały się ciągnąć ją w wieczny sen.

Teraz zamykała oczy, a czarne wspomnienia zalewały jej jakże kruchą i nic nie wartą osobę. I znowu poczuła się jak tamta dziewczynka, którą kiedyś była. Łkała wołając matki, lecz ta nie przychodziła. Przyszła na koniec odebhierajac jej ostatnią ważną i należącą do niej osobę i znikła w odmętach ciemnego basenu.

Pamięta swój krzyk, gdy przeklinała każdego po kolei, tylko po to, by dojść do gorszego wniosku.
-To twoja wina- Mówił jej głos, a ten w jednym momencie brzmiał jak głos jej matki, Jonatana i wielu innych, które znała, kojarzyła, albo były dla niej kompletnie niezidentyfikowane.

To twoja wina. To twoja wina. To twoja wina.

To był pierwszy dzień niekończącego się szaleństwa Marii. Czasami głos był cichy, nie problematyczny, po to, by w pewnym momencie uderzyć w nią falą obelg i skarg, a te przez następne miesiące tyrały jej umysł.
A później nauczyła się z nim żyć. Odróżniać głosy rzeczywistości, od głosu jej wyobrażeń.

Mar nie pamiętała nawet, w którym momencie cichy szept przestał jej przeszkadzać. W którym momencie zrozumiała, że jedyne co może zrobić to zostawić przeszłość za sobą.

Ale ona wraca.
Odcinała się od niej, a ta pokazywała jej, że mogła być ostrożniejsza, Jonatan by żył. Uciekała od niej, a ona wraca z obrazem poparzeńca zaglądającego przez szparę w ścianie. Upadała, by w tym momencie przeszłość ukazała jej matkę wieszającą pranie. Jej włosy są lekko siwe, mimo to na ustach gościł uśmiech, gdy zamazana twarz mężczyzny obejmowała ją w talii.

Return To Home (The maze runner) Powrót Do Domu -NewtOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz