19. Cisza

669 33 15
                                    

- Gdzie jesteśmy?
- Nie wiem
- Naprawdę?
- Nie, nie naprawdę. Newt jesteśmy na pustyni pośrodku niczego.- odparła za spokojem nie odwracając się nawet w stronę blondyna.- Nie byłam tutaj wiele razy, więc nie powiem ci, gdzie się znajdujemy.- nie zwracając na niego uwagi dalej szła przed siebie, stąpając twardo po sypkim podłożu- Idziesz?- zapytała, gdy były strefer przystanął oglądając się wokół.

- Zawsze jest tu tak cicho?- podszedł do Marii, odwracając się tyłem, by móc na nią patrzeć .

- Nie wiem- wzruszyła ramionami, jakby strzepywała nieistniejący pył. Rozejrzała się, lecz po chwili niewzruszona ruszyła przed siebie wymijając przewracającego oczami Newta.

Znajdowali się gdzieś na środku pustyni, co brunetka zaobserwowała przez brak jakichkolwiek zabudowań czy ruin. Wiele lat temu, jak mówiła Newtowi miał znajdować się tutaj jeden z większych terenów naturalnych na świecie. Nie spodziewała się więc, w takim miejscu budynków, lub czegokolwiek, co wiązało się w działalnością człowieka.

Od rozdzielenia z Johnem i jego rodziną minął tydzień. Momentami wracała do tamtych ludzi zastanawiając się czy oby na pewno dotarli do osady hodowców.

Może zgubili breloczek, a strażnicy uznali ich za oszustów i wtrącili do więzienia? Nie mogła powiedzieć, że się obawiała, lecz czuła pewien niepokój związku z taką możliwością.

Przeklinała w myślach samą siebie za to, o czym rozważa. Czy naprawdę musiała w minimalnym stopniu martwić się o tamtych ludzi? Znała ich tylko jeden dzień i w normalnych warunkach po jej odejściu zapomniałaby o nich w godzinę. Wpakowała wszystkie pytania i wspomnienia w odległe, zamknięte zakątki umysłu i żyła jak gdyby nigdy nic.

Robiła tak nie raz. Zawsze się sprawdzało. Od lat nie czuła odpowiedzialności za kogoś. Nie pamięta czasów, gdzie się o kogoś martwiła. Ograniczała się do prostych niepewności, gdy Jonatan, Samuel czy Jace i Alice wyjeżdżali na sprawdzenie terenu, kiedy jeszcze mieszkała w osadzie.

Lecz nigdy nie przesadnie. Jace i Alice byli dla niej ważni, jednak nie tak jak Sam, który i tak rzadko kiedy opuszczał osiedle.

A co do Jonatana. Cóż, kiedyś była pewna, że nic nie było w stanie mu zagrozić. Myliła się. W jej umyśle to ona była największym i najgorszym zagrożeniem dla Jonatana. Nieświadomi tego co się wydarzy. Była zagrożeniem, które się spełniło i zebrało swoje plony.

Ale nigdy nie martwiła się o przybranego ojca. Aż do momentu, gdy umarł. Wtedy było już za późno, a ona głupia do końca wierzyła, że wszystko się ułoży, że będzie dobrze.
Do momentu znalezienia jego ciała.

Wtedy nie pomagały nawet słowa powtarzane bez przerwy, gdy trzymała martwe ciało osoby, która coś w tamtym momencie tyle dla niej znaczyła.

„Wszystko będzie dobrze. Obiecałeś. Obiecałeś..."

Później była tylko pustka.
I było wszystko w porządku. Wolała, kiedy nic ją nie obchodziło. Była wtedy wolna od natarczywych myśli i pytań.

Ale teraz nie było normalnie. Teraz przy niej znajdował się Newt. Blondyn, który, gdy ona popełniała najgorsze zbrodnie dzielnie walczył o przetrwanie dla siebie i przyjaciół. W labiryncie pełnym pełzających potworów, obserwowani przez chorych lekarzy szukających leku na wirusa, który doprowadził do kompletnego zniszczenia świata. Podziwiała jego i jego przyjaciół, za to, że tak niezłomnie walczyli o wolność. O przyjaciół, o rodzinę, którą stali się nie z krwi, a z przeżytych razem zdarzeń i tragedii. Byli rodziną. Mocniejszą niż nie jedna.

Ale przecież żaden z nich nie miał łatwo...

Przystanęła. Zatrzymała się wlepiając wzrok w piach. Czuła jak ciemność odchodzi z jej umysłu, by po chwili jak bumerang wrócić z powrotem.
- Wszystko w porządku?- Newt odwrócił się, gdy nie usłyszał dźwięku pisku zapadającego się pod stopami. Popatrzył na Marię zdziwiony, bo nigdy nie stawała bez przyczyny.

Return To Home (The maze runner) Powrót Do Domu -NewtOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz