27. Nigdy wolna, choć zawsze sama

706 32 51
                                    

Jak widać została zmieniona okładka.

Maria od dawna nie czuła tego rodzaju emocji. Były dla niej ciepłe i jasne, zupełnie odmienne od tych, które zwykła była odczuwać. Z uśmiechem patrzyła na śpiącego blondyna, który zakładając ręce za głowę postanowił zasnąć na miękkiej, zielonej trawie.

Słońce nadal świeciło na niebie, jednak Mar nie uważała, że było nadmiernie gorąco, jak to zdarzało się na środku pustyni. Tutaj wszystko wydawało się lepsze i w pewien sposób uspokajające.

Odgarnęła kosmyk blond włosów spadający chłopakowi na twarz i podpierając się dłońmi usiadła na ziemi. Sama nie mogłaby zasnąć, kiedy jej zachwiany umysł toczył sam ze sobą wojnę.

Nie była pewna, czy mówiąc Newtowi wszystkie te rzeczy, których nie powiedziała nikomu postąpiła słusznie. Bo przecież może on tylko udawać, że prawda o dziewczynie nic nie zmieniła w ich relacji. Może przytulać ją dając nadzieję na to, że ktokolwiek zobaczył w niej nie tylko zabójce, ale także zwyczajnego człowieka. Lecz z tyłu głowy brunetka cały czas miała myśl, iż blondyn tylko udaję, nie chcąc ranić jej przez swoje zbyt dobre serce.

Marii to się nie podobało. Wolałaby gdyby chłopak po prostu powiedział prawdę, jak ona to zrobiła, nie kłamiąc jej przy tym, bo tego nienawidziła najbardziej.

Nie zapomniała, że przed laty to jej najbliżsi okłamali ją wystawiając na niemały szok, zmieszany z cierpieniem. Osoby którym ufała wołały zataić prawdę niż na spokojnie bezproblemowo jej ją wytłumaczyć. I teraz, kiedy w zupełnej ciszy patrzy na Newta obawia się mu zaufać. Bo przecież może okazać się, że niczym nie będzie się różnił od osób, które wtedy ją zdradziły.

A chciała mu zaufać. Tak bardzo chciała mu zaufać, jednak nie miała na to odwagi.

Jedyne czego była pewna to to, że nie żałowała słów, które do niego wypowiedziała. Opowiadając mu  wszystko po części uwolniła się z trzymanych ją sideł ciemności.

W tamtej chwili Newt złapał ją za rękę i powiedział
Oddaj mi część tego, co cię trapi, a ja pomogę ci to nieść.
I Mar tą część oddała.

Wdychała zapach kwiatów, a ten przyjemnie drażnił jej nozdrza. Przewracała teraz w dłoniach upleciony przez chłopaka wianek z kwiatów, które zdążyły już trochę zmarnieć, lecz nadal trzymały się idealnej konstrukcji.

Nieświadomie złapała za srebrny breloczek wiszący na jej szyi. Kwiat róży, wyrzeźbiony w kawałku metalu znajdował się tam, gdzie zawsze. Pamiętała, że dostała go od kobiety o włosach białych jak śnieg, gdy pomogła odeprzeć atak poparzeńców na jej osadę. Gdy zabiła tych wszystkich chorych, a niektórzy z nich nadal wydawali się być dla niej ludzcy, chociaż nie było już dla nich ratunku. Jednak Mar ich zabiła bez mrugnięcia okiem. Była zabójcą.

I ta myśl zawsze chodziła jej po głowie, nieważne gdzie i z kim była. Na pamięć pamiętała uczucie buzującej w żyłach krwi i bezdusznej obojętności, gdy nie jej ciało opadało na piach, kończąc tym samym żywot zabrany przez Marię. Nazywano ją nieodzowną śmiercią, bo przychodziła i nie odchodziła bez ofiary.

Nie było żadnych emocji. Tylko wieczna pusta obojętność. Te kilka lat wystarczyło, by zabrać jej jakąkolwiek wiedzę o uczuciach, o relacjach i ludziach. Nie rozumiała ich i jakaś jej część nadal nie chciała zrozumieć. Cofała się nie chcąc brnąć naprzód. Echo głosu rozbrzmiało jej w uszach.

Nigdy wolna, choć zawsze sama

Krzyczał prześmiewczo, a Mar czuła się jak maszyna, stworzona do jednego celu. Do zabijania.

Return To Home (The maze runner) Powrót Do Domu -NewtOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz