rozdział 5. ➵

1.5K 191 10
                                    

Nie wiedziałem, że człowek może tyle płakać. Nie miałem pojęcia, że jest możliwe wylać z siebie tyle łez. Jednak, siedziałem zamknięty w łazience i płakałem. Po prostu ryczałem. Powodem moich łez był Luke. Konkretnie kłótnia z przed... pół godziny? Nawet nie wiedziałem, jak długo tu siedziałem.

Miałem dość tego ignorowania i udawania, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, dla publiki. Szukałem Luke'a - musiałem z nim porozmawiać. Tak naprawdę, szczerze porozmawiać. Byłem zdeterminowany, by wszystko sobie z nim wyjaśnić.

Byliśmy akurat w naszym domu w LA, więc zacząłem od kuchni, gdzie go nie było. W końcu odnalazłem go w pokoju, który był przeznaczoony do pisania piosenek. Był całkowicie skupiony na swojej gitarze i grał jakąś melodię, której wcześniej nie słyszałem. Zamknąłem za sobą drzwi, po tym jak przekroczyłem próg pomieszczenia. On usłyszawszy szczęk zamykania drzwi spojrzał w tę stronę, lecz tak szybko jak tylko zobaczył, że to ja, wrócił wzrokiem do swojego instrumentu.

- Wybacz, jeśli Ci przeszkodziłem, ale musimy porozmawiać - powiedziałem stanowczo, podchodząc do blondyna.

- O czym? - zapytał obojętnie, nie podnosząc wzroku z gitary.

- O naszej zrujnowanej przyjaźni.

W końcu popatrzył na mnie. Odłożył instrument na bok, po czym przez moment się we mnie wpatrywał.

- Dobrze. To mów - usiadłem obok niego na kanapie, bo było możliwe, że ta rozmowa trochę potrwa.

- Słuchaj. Zdaję sobie sprawę, że cię zraniłem, odtrącając twoje uczucia, ale nie mogę nic poradzić na to, że nie czuję do ciebie tego samego, co ty do mnie. Gdybym mógł, to wszystko wyglądałoby innaczej. Tęsknię za naszą dawną więzią i bardzo boli mnie to, że...

- Co, ha? Co cię boli? - przerwał mi blondyn. - Śmiało, mów co cię boli! - krzyczał, patrząc na mnie ze wściekłością, gdy wstawał.

- Luke, zrozum, proszę...

- Wiesz ile dziewczyn i facetów zaliczyłem w przeciągu ostatnich kilku miesięcy?!

- Co? O czym ty do cholery mówisz?

- Pieprzyłem się z kimkolwiek, kto wydawał mi się choć trochę urodziwy, by tylko nie myśleć o tobie i wiesz co? Nie podziałało. Ani przez chwilę. Wciąż jesteś jedyną osobą, której pragnę, choć tak cholernie bardzo staram się to zmienić. Nie wiem, co bardziej mnie boli, to, że ty nigdy mnie nie pokochasz, czy to, że ja nigdy nie przestanę kochać Ciebie. - Widziałem, że wypowiadanie tych słów było dla niego bardzo trudne. W jego oczach szkliły się łzy. 
- Luke... - podszedłem do niego, by go przytulić, lecz zostałem natychmiastowo odepchnięty.

- Nie. Nie zbliżaj się do mnie. Odpieprz się ode mnie! Zostaw mnie w spokoju, chyba że chcesz, bym cierpiał jeszcze bardziej.

- Jest to ostatnia rzecz, jakiej bym chciał.

- Więc wyjdź! Wypierdalaj stąd! Z mojej głowy, z serca! - krzyczał i ciągnął się za włosy. Wyglądał na strasznie wściekłego i sfrustrowanego.

- Wiesz, że to...

- Nie zależy od ciebie - wypowiedział już łagodniejszym tonem, ponownie nie pozwalając mi dokończyć zdania, chociaż powiedział dokładnie to, co miałem na myśli. - Ale chociaż z tego pomieszczenia wyjdź. Rany, jak ja bym chciał nigdy cię w życiu nie spotkać. Albo nie, bo wtedy nasz zespół by nie istniał. Ale chciałbym, móc nie zakochać się w kimś takim jak ty. Wstyd mi za siebie. Jaki ze mnie jest idiota - brzmiał, jakby był rozczarowany samym sobą.

I wtedy nie wytrzymałem, wybuchnąłem płaczem i wybiegłem stamtąd.

➵➵➵

tym rozdziałem próbowałam podtrzymać mą desperacką próbę sprawienia, żeby calum też był tutaj tym "biednym"

jess

tension | c.h. + l.h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz