rozdział 10. ➵

1.2K 143 41
                                    

➵luke➵

- Zabieram cię na randkę - oznajmił Michael, gdy siedziałem w swoim pokoju, słuchając muzyki.

Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Minął ponad tydzień odkąd powiedziałem mu, że możemy spróbować. Miałem jednak nadzieje, że sprawy będą miały trochę wolniejszy obrót. Co prawda, na razie nawet się nie pocałowaliśmy. Właściwie wyglądało to tak, jak było do tej pory, jedynie spędzaliśmy więcej czasu na osobności niż przedtem. Preferowałem to w ten sposób i byłem zadowolony, że Michael nie naciskał. Nie byłem pewien czy randka to dobry pomysł, jednak uznałem, że skoro jest cierpliwy, to mogę mu dać choć tyle na ten moment.

- Okay, kiedy? - miałem ochotę zapytać "gdzie", jednak znając już trochę Michaela, wiedziałem, iż jest to bezcelowe i odpowiedź brzmiałaby coś jak "niespodzianka".

- Jutro o dziewiętnastej. Akurat jutrzejszego dnia mamy wolne, więc pasuje. Chyba, że masz już coś zaplanowane.

W tym momencie miałem szanse skłamać, że mam plany, lecz nie zrobiłem tego. Nie wiem nawet dlaczego taka myśl pojawiła się w mojej głowie. Przecież powiedziałem Michaelowi, że daje mu szansę, więc zamierzałem się tego trzymać.

- Jasne - odpowiedziałem z uśmiechem. Posłał mi również uśmiech, wychodząc z mojego pokoju.

Nie byłem do końca pewien, jakie nastawienie miałem co do tej randki. Trochę się bałem, sam nie wiem dlaczego. Chciałem, żeby to cholerne uczucie do Caluma zniknęło, więc nie mam pojęcia dlaczego bałem się wprowadzenia kogoś innego na jego miejsce. Byłem też podekscytowany - Michael znany jest z różnych ciekawych pomysłów, więc zastanawiało mnie, jak to będzie.

- Hej, Luke masz jakieś plany na dziś - zapytał Calum, gdy rano wpadłem do kuchni. Przez "rano" mam na myśli oczywiście godzinę czternastą. Próbowałem w nocy zasnąć, lecz przyszedł mi do głowy pomysł na piosenkę i tak z dwudziestej trzeciej zrobiła się szósta. Wtedy właśnie uznałem, że wypadałoby spać.

- Emm, tak. Umówiłem się już z Michaelem, a co? - odpowiedziałem przyjacielowi, przecierając twarz dłonią. Cholerne ptaki, człowiek próbuję zasnąć, a one ćwierkają za oknem, skurczybyki.

- Nie, nic. Chciałem tylko pójść do miasta, ale najwyżej zapytam Ashtona - odpowiedział z uśmiechem, ale wiem, że nie był on szczery.

Jak tylko oznajmiłem mu o moich planach zauważyłem zmianę w jego twarzy, jakby posmutniał. W zasadzie to go rozumiem - był zadowolony, że nasze relacje nasze relacje wracały do normy i chciał spędzać ze mną czas tak jak kiedyś. Bardzo mnie to cieszyło, jednak żeby nasza przyjaźń naprawdę była taka jak kiedyś, musiałem coś zrobić z moją miłością do niego, która niestety nie była platoniczna.

Postanowiłem wziąć prysznic i dopracować jeszcze piosenkę, nad którą zacząłem pracować nocą.

Nie było to to, czego się spodziewałem. Spodziewałem się po Mike'u bardziej wymyślnego i szalonego pomysłu. On jednak zabrał mnie na kolacje do restauracji. Nie była to na szczęście ta, do której trzeba się elegancko ubrać. Było to urocze miejsce ze sceną, gdzie grał czteroosobowy akustyczny zespół.

Było naprawdę miło, Michael nawet namówił zespół, żeby zagrali kilka moich ulubionych piosenek. Co prawda nie przyznał tego, ale to byłby zbyt wielki zbieg okoliczności gdyby grali tyle piosenek, które uwielbiam. Rozmawialiśmy o różnych rzeczach, śmialiśmy się, podśpiewywaliśmy niektóre fragmenty piosenek razem z wokalistą akustycznego zespołu.

Następnie uznał, że chce mi coś pokazać, więc poszedłem z nim zaciekawiony. Ruszyłem za nim schodami w górę, gdy dotarliśmy na nie-mam-pojęcia-które piętro, podeszliśmy do drzwi, które wyglądały jak wyjście na dach. Michael nacisnął klamkę i uchylił drzwi.

- Odwróć się.

Nie wiedziałem, co ma na myśli ale i tak się odwróciłem. Zaraz po tym położył dłonie na moich oczach, zasłaniając mi widok. Szedł tyłem nie spuszczając swoich dłoni z moich oczu, po chwili, najprawdopodobniej, gdy przekroczyliśmy już próg, odwrócił nas o 180 stopni i odsłonił mi oczy.

- Wow - to było jedyne, co potrafiłem powiedzieć.

Moim oczom ukazały się piękne różnorodne kwiaty, inne rośliny wszelkiego rodzaju ustawione w różnorakich doniczkach, biała drewniana huśtawka ogrodowa, a wszystko to oświetlały jedynie białe lampki choinkowe rozwieszone nad nami.

To było po prostu cudownie urządzone. Na murkach dachu w niewielkich od siebie odstępach znajdowały się słupy, o które były owinięte lampki. Ktokolwiek to wymyślił i nad tym pracował, jestem pod wrażeniem tego człowieka.

Starałem się przypatrzeć każdemu szczegółowi się tutaj znajdującemu.

- Nazywa się to "wiszący ogród", nie każdego klienta tu dopuszczają, ale mam swoje sposoby - oznajmił Michael, podczas, gdy podziwiałem kwiaty. - Wiedziałem, że przypadnie ci to do gustu.

Posłałem mu uśmiech. Naprawdę spodobało mi się to miejsce. Miało w sobie coś wyjątkowego. Można było dostrzec pasję ile ktoś w to włożył, i że ten ktoś chce by to zobaczył i docenił. Zakochałem się w tym miejscu naprawdę.

Para ramion objęła mnie delikatnie od tyłu.

- Z powodu, iż jest to randka wypadałoby dać ci kwiaty - wyszeptał Michael w moje ucho, na co lekko zachichotałem.

- To chyba nie będzie konieczne. Chciałbym ci przypomnieć, że jednak jestem facetem - obróciłem się, co spowodowało, że teraz stałem przodem do niego, jednak wciąż byliśmy blisko siebie.

Między nami nie było wiele przestrzeni, a nasze dłonie znajdowały się wzajemnie na naszych bokach.

- Jesteś pewien? - zapytał z uśmiechem po czym przygryzł wargę.

Spojrzał na moment na moje usta, a następnie mi w oczy. Powoli przybliżał swoje wargi do moich, a ja zamknąłem oczy. Poczułem jego usta na moich. Pocałunek był delikatny, więc oddawałem go również delikatnie.

Po kilkunastu sekundach przestał i odsunął swoją głowę od mojej. Otworzyłem oczy i zobaczyłem uśmiech na twarzy Michaela.

- Mam pozwolenie od właściciela, więc i tak dam ci ten cholerny kwiat - zaśmiałem się na jego słowa, gdy odsunął się ode mnie już całkowicie.

Usiadłem na drewnianej huśtawce. Po chwili Michael usiadł obok mnie, trzymając w ręku jak dla mnie specyficznie wyglądający malutki kwiat na cienkiej łodyżce, z różowymi płatkami.

- Mike, bez urazy, ale w tym to jednak beznadziejny. Może i nie znam się najlepiej, ale jest tu wiele kwiatów, bardziej nadających się na podarowanie komuś.

- Ale ja chcę ci dać akurat ten - oznajmił, a jego twarzy nie opuszczał uśmiech. Spojrzał mi prosto oczy. - To jest cyklamen. Oznacza on "czy będziesz ze mną?".

Sięgnąłem po kwiat i zabrałem go delikatnie z jego dłoni, następnie uśmiechnąłem się do Michaela. Jego usta również ułożyły się w uśmiech.

Objął mnie ramieniem i pozostaliśmy tak przez jakiś czas, wpatrując się przed siebie.

Ten wieczór był naprawdę cudowny.

Niestety przez cały czas, odkąd tylko zaczęła się randka nie mogłem uwolnić się od tej okropnej i jakże podłej myśli; Wolałbym, żeby był to Calum.

⟹⟹⟹

oj luke taka randka a ty taki wredny

nie no cake for life

przepraszam, że trochę potrwało, zanim dodałam aktualnie mam pełno ppmysłó na kilka rozdziałó w przód ale te teraźniejsze... eh

ale udało mi się nareszcie ten dokończyć

jak myślicie, jak to na razie będzie z lukiem i michaelem?

-jess

tension | c.h. + l.h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz