rozdział 31. ➵

795 110 18
                                    

➵luke➵

Człowiek, który wymyślił słowo "niezręcznie",  nie miał chyba na myśli sytuacji, gdy ktoś rusza po swojego przyjaciela, który wcześniej wyznał miłość tej osobie, myśląc, że powiedział to jego chłopakowi. W takim momencie, zdecydowanie było zapotrzebowane słowo określające coś więcej niż niezręczną sytuacje. Właśnie w takich w chwilach zdarzało mi się żałować, że nie czytałem za bardzo książek, być może odpowiednie słowo istniało ukryte gdzieś wśród stron, których w życiu nie widziałem.

Gdy dotarłem na miejsce, którym był park, pomyślałem, jakie on musiał mieć szczęście, że policja akurat nie była w pobliżu. Jeszcze tego by brakowało, że zostałby złapany na piciu w miejscu publicznym. Plusem było, że ten park nie był zbyt obszerny, mogłem przynajmniej bez większego problemu znaleźć Caluma, wyglądającego jak wrak człowieka, z butelkami porozrzucanymi wokół niego. Siedział na kamieniu, cholera, nie na ławce tylko na kamieniu. Pewnie, jak upić się, to jeszcze przy okazji przeziębienie złapać, bo czemu nie.

Podszedłem do niego, jak najprędzej, widząc, że upija już chyba z piątą butelkę. Niewielkim, lecz zawsze jakimś, pocieszeniem było to, że było to tylko piwo. Niezbyt mocny alkohol, mogło być przecież gorzej. Nie wiem, czy jest coś bardziej załamującego niż upijanie się w samotności. Nie zamierzałem więc dłużej mu na to pozwalać. Jak tylko byłem przy nim, zabrałem butelkę, którą miał w ręku, następnie wrzucając do pobliskiego śmietnika. Gdy on patrzył się na mnie z niełatwym do odczytania wyrazem twarzy, podniosłem pozostałe butelki z ziemi, robiąc z nimi to samo, co z pierwszą.

Miałem wrażenie, że chciał coś powiedzieć. Patrzył się na mnie w tak intensywny sposób, że niemal odczuwałem poprzez to spojrzenie emocje w nim tkwiące. Jeżeli odnosiłem dobre wrażenie i znałem go na tyle dobrze oraz znałem się na ludziach odpowiednio, to sam nie wiedział, czy powinien coś mówić. Po niecałych czterech piwach z pewnością nie był trzeźwy, nie miał aż tak mocnej głowy. Posiadał jednak jakąś świadomość, która w tamtym momencie próbowała zablokować to, czemu alkohol pomagał dać upust.

Po chwili jednak chwiejnie wstał, przybliżając się do mnie. Chwycił się mnie, co pomogło mu złapać równowagę i nie przechylać się na różne strony. Przysunął swoją twarz do mojej, lecz nie za blisko. Oczy miał ledwie otwarte, gdy przysuwał się jeszcze bliżej. Szepnął bardzo ciche "przepraszam" i w tamtym momencie czułem, co prawdopodobnie mogło się wydarzyć.

Pomimo moim oczekiwaniom, Calum wtulił się w moją klatkę piersiową, ponownie wybuchając płaczem. Jakie to ironiczne, że rolę się tak szybko odwróciły. Czułem, że jego nogi już ledwie spełniały swoją powinność i jedyne co pomagało mu być w pozycji stojącej to moje ramiona szczelnie go obejmujące. Zaprowadziłem go do najbliższej ławki i posadziłem na niej, po czym wyciągnąłem z kieszeni komórkę i zadzwoniłem po taksówkę.

Po tym wróciliśmy do ciszy. To było takie milczenie, którego nie można było określić. Choć, być może po prostu to co było w mojej głowie, ta paradoksalna chaotyczna pustka, przeszkadzała mi w określeniu. Nie miałem pojęcia, jaki przymiotnik byłby odpowiedni do tej chwili. Sęk w tym, że chyba nie zawsze są one w życiu potrzebne. Trochę późno to do mnie dotarło. Byłem typem osoby, która potrzebowała jasności; przejrzystego określenia. Nie potrafiłem żyć w rzeczywistości, gdzie coś po prostu było, bez żadnej cechy. Niestety, tak właśnie wyglądała realna rzeczywistość i doszedłem do wniosku, że była pora żeby była ona zastępczynią mojej.

Po chwili siedzenia uznałem, że pora pójść w stronę wyjścia, ponieważ taksówkarz mógł się zjawić w każdej chwili. Pomogłem Calumowi wstać, po czym przełożyłem jego rękę przez moją głowę, a ja objąłem go w talii. Kątem oka dostrzegłem, że trudno mu było utrzymać otwarte oczy. Gdy dotarliśmy powolnym tempem, nie czekaliśmy długo, nim podjechał taksówkarz. Zapakowaliśmy się na tylne siedzenia bardzo niezgrabnie, a gdy udało mi się odpowiednio przesunąć Caluma, zapiąłem jego pas bezpieczeństwa, żeby nie nic mu się nie stało, skoro był ledwie przytomny.

On jednak miał inny zamiar, podczas gdy mówiłem kierowcy adres, on jakimś cudem odpiął się i przysunął do mnie, obejmując. Zamknąłem oczy i również ponownie owinąłem ręce wokół niego. Trwaliśmy w ten sposób przez całą drogę, ponieważ pierwszy raz gdy w ogóle się ruszyłem był, gdy zostałem poinformowany, że dotarliśmy na miejsce.

Wchodząc później z Calumem do domu, natrafiliśmy Ashtona. Spojrzał na nas, lecz nic nie powiedział. Chyba wyczuwał, że była to sytuacja, w której słowa są niepotrzebne, a nieodpowiednie mogą coś zepsuć. Podszedł do nas i pomógł mi zaprowadzić, a właściwie to zanieść Caluma do jego pokoju. Gdy tylko wykonał swą powinność, wyszedł, pozostawiając mnie z nim sam na sam.

 

tension | c.h. + l.h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz