rozdział 30. ➵

796 110 32
                                    

➵luke➵

Chwilę po tym, jak Michael wyszedł do Caluma, ja również opuściłem jego pokój. Cholera, było mi tak bardzo wstyd. Co sobie o mnie pomyślał Calum, gdy zobaczył mnie na łóżku Michaela i to jeszcze z poczochranymi włosami?

Nawet nie chciałem się nad tym zastanawiać, bo wiedziałem, że tylko popsuję sobie tym nastrój jeszcze bardziej. Nie mogłem jednak tego powstrzymać. Wiedziałem, że Calum na pewno nie potrafiłby mnie oceniać, w końcu to mój najlepszy przyjaciel odkąd sięgam pamięcią. Aczkolwiek, gdybym to ja był na jego miejscu, na pewno nie byłbym zadowolony z czegoś takiego zaraz po wypłakiwaniu.

Zacząłem się martwić, w jakim celu Calum chciał porozmawiać z Michaelem. Brzmiał bardzo poważnie i niepokoiło mnie to. Nie chciałem, żeby przeze mnie powstały jakieś sprzeczki między chłopakami. Chciałem, tylko powrotu do stabilności, jakiejkolwiek. Już nawet nie potrzebowałem, żeby było dobrze, tylko stabilnie. Zbliżała się trasa, dlaczego akurat przed tym wszystko musiało się chrzanić?

Niczego tak bardzo nie pragnąłem jak tego, aby nie było źle. Jedynie Ashton był wtedy bezproblemowy. Musiał jedynie znosić dramę, która miała miejsce między naszą trójką. Choć w sumie nie to jakoś szczególnie silne, aczkolwiek mocno odczuwalne. W każdym razie przeze mnie na pewno, nie byłem pewien co do pozostałych. Być może to po prostu był odzew mojej wrażliwośći.

Każda z tych myśli prześcigała się z inną i nie mogłem, a przede wszystkim nie chciałem, skupić się na którejkolwiek z nich. Szczerze to pomimo wczesnej pory, to miałem ochotę położyć się na łóżku i zasnąć. Zawsze uznawałem, że to najzdrowszy sposób na odbieganie od rzeczywistości. Tak cholernie chciałem z niego skorzystać i próbowałem. Skończyło się jednak na wierceniu po łóżku. Po tym, jak się poddałem, zrezygnowany podszedłem do okna, z którego miałem widok na basen. Dojrzałem Caluma siedzącego na jednym z leżaku. Wyglądał na zmęczonego psychicznie. Czyli moje obawy, co do tematu rozmowy były trafne.

Już chciałem zejść do niego, ale mnie wyprzedził, wstając i ruszając w kierunku furtki. Nie byłem pewien, gdzie poszedł w takim podłym nastroju, ale wiedziałem, że nie jest aż tak nierozsądny, by zrobić coś głupiego. Wpatrywałem się w część ogrodu, który był widoczny z mojego okna, póki niebo nie zmieniło barwy na znacznie ciemniejszą. To był moment, w którym zacząłem się martwić oraz myśleć, że może powinienem pójść za nim.

Zszedłem na dół, siedząc na kanapie. Znów. To był już drugi raz, gdy oczekiwałem, aż wróci zamartwiając się. Miałem nadzieję, że i tym razem te obawy okażą się niepotrzebne.

Poszedłem jeszcze do Michaela, zapytać, czy wszystko w porządku. Odpowiedział pozytywnie z uśmiechem, który niestety nie potrafiłem stwierdzić, czy był szczery czy też nie. Skończył szybko, mówiąc, że był zmęczony, oraz że porozmawiamy na następny dzień.

Wróciłem na moje miejsce na kanapie. Siedziałem, czekając. Z każdą chwilą odczuwałem, że byłem coraz bliższy szaleństwa. Ze świadomością, że to niezdrowe, zamęczałem się myślami, których naprawdę nie chciałem mieć w swojej głowie.

Wtem, w pewnym momencie usłyszałem dzwonek mojego telefonu. Szybko się do niego rzuciłem i ku mojemu ograniczonemu zadowoleniu okazało się, że to jednak był Calum. Odebrałem najprędzej, jak tylko się dało.

- Michael, przepraszam - wyszlochał zamiast powitania.

- Calum, to nie -

- Nie, Michael, nie przerywaj mi, słuchaj - mylił mnie z Michaelem.

To i jeszcze jego głos pomogło mi stwierdzić, że miał trochę wypite. Niedużo, ale jednak wystarczająco, by nie być trzeźwym.

- Dobrze - westchnąłem, pozwalając mu kontynuować.

Usłyszałem kolejny stłumiony szloch, a następnie, jakby coś połykał, więc założyłem, że pił, rozmawiając że mną.

- Michael, jesteś moim przyjacielem. W-wiesz, że cię kocham chłopie, ale nie mogę nic na to poradzić - słuchałem go cierpliwie, gdy mówił bardzo wolno. - Nie mogę.

Po tym ponownie nastąpiła chwila ciszy, którą momentalnie przerwał łyk czegoś z butelki.

- To jest silniejsze ode mnie. Chcę... chcę go mieć przy sobie. Trzymać w swoich ramionach, splatać z nim dłonie - poczułem, że w oczach zbierały mi się łzy; nie rozumiałem jednak, dlaczego Calum przepraszał Michaela za to, że czuje coś do jakiegoś chłopaka. - On jest dla mnie tak cholernie ważny. Chcę tylko, żeby był szczęśliwy. Na niczym innym mi tak, cholera jasna, nie zależy niż na uśmiechu na tej pięknej buźce. Ale w tym samym momencie, to ja chcę być tym, który go uszczęśliwia. Michael, ja cię naprawdę przepraszam, tak przyjaciele nie robią.

Znów nic nie mówił, jednak tym razem po prostu zaniósł się płaczem szlochał głośno. Miałem ochotę zrobić to samo. Pomimo, że wydawało mi się, że już mi względnie przeszło to, co czułem do Caluma, to jednak bolało słyszeć, jak mówił o kimś w ten sposób.

- Michael, wybacz mi. Ja cię tak bardzo przepraszam, że kocham Luke'a.

Nie wiem, co czułem w tym momencie. Nie mam zielonego pojęcia, wiem, że twarz usta mi się otworzyły, a oczy rozszerzyły.

- Tak, miałeś racje, jestem w nim zakochany, przepraszam.

- Calum, gdzie jesteś? - zapytałem, głośno i wyraźnie.

Wiedziałem, że nie był pijany, ponieważ mówił zbyt składnie, ale tak czy inaczej, musiałem go znaleźć i odprowadzić do domu, żeby mieć pewność jego bezpieczeństwa. Nie chciałem, żeby już więcej pił tego wieczoru, więc najprędzej po tym jak tylko opisał mi, gdzie się znajdował, wybiegłem z domu i ruszyłem w tamtym kierunku.

chyba zbliżamy się do końca

-jess

tension | c.h. + l.h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz