rozdział 32. ➵

791 102 26
                                    

Obudziłem się w swoim pokoju z lekkim bólem głowy. Gdy tylko otworzyłem oczy, słońce dostające się do mojego pokoju z okna dało o sobie dobitnie we znaki. Szybko zamknąłem oczy, przewracając się tyłem do okna, co zrobiłem trochę zbyt gwałtownie, ponieważ spadłem z łóżka. Przez ten ułamek sekundy podczas upadku spodziewałem się twardego lądowania. Jednak ku mojemu zdziwieniu nie znalazłem się na podłodze, a na czyimś ciele.

Luke jęknął lekko, po chwili śmiejąc się delikatnie.

- Po kimś kto jest tak świetny w grę piłką nożną, spodziewałem się lepszej zwinności - powiedział z uśmiechem.

Moje kąciki ust jednak nie uniosły się nawet w najmniejszym stopniu. Głowa mnie cholernie bolała, a co gorsza pamiętałem większość z tego, co wydarzyło się poprzedniego wieczoru. Patrzyłem się na niego poważnie, wciąż nie podnosząc się z jego klatki piersiowej i chyba zrozumiał, że nie był to moment do śmiechu, ponieważ po chwili sam nabrał zmartwiony wyraz.

- Calum, nie musimy rozmawiać o wczorajszym... - zapewnił delikatnie, nie patrząc mi w oczy.

Pokręciłem głową, co wywołało, że mój ból głowy odczułem odrobinę silniej. Podniosłem się, gdyż tamta pozycja była zdecydowanie nieodpowiednia i usiadłem na łóżku. Po chwili Luke również przeszedł do pozycji siedzącej, jednak pozostając na podłodze. Potarłem twarz dłońmi.

- Mam rozumieć, że nie zadzwoniłem wczoraj do Michaela? - zapytałem w końcu po dłuższym momencie ciszy.

- Nie, przez pomyłkę zadzwoniłeś do mnie - odpowiedział, wpatrując się w podłogę.

Patrzyłem na niego, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że ta sytuacja wyglądała nie tak, jak powinna. On siedział skulony, obejmując swoje nogi przy kolanach. Dlaczego wyglądał na takiego skruszonego? To ja powinienem się prezentować w ten sposób w tamtym momencie. On przecież nie miał czego się wstydzić, nie miał czego żałować. To ja zachowałem się jak kompletny idiota, pozwalając sobie na picie w samotności. Jeszcze większym idiotą okazałem się przez to, że mając jeszcze w miarę silne resztki świadomości, dopuściłem do tego, żeby wykonać ten telefon. Mogłem przynajmniej się upewnić, że wybrałem odpowiedni kontakt.

- Czyli... wiesz.

Nie miałem pojęcia, co jeszcze mógłbym powiedzieć w tej sytuacji. Poprzedniego dnia było aż zanadto milczenia, w tamtym momencie było zapotrzebowanie na słowa. Jakieś musiały zostać wypowiedziane, a mój problem leżał w tym, że nie miałem kompletnego pojęcia jakie.

Luke nie odpowiedział. Siedział tak jak wcześniej, wciąż uciekając wzrokiem i nie podnosząc głowy ani na krótką chwilę. Zaczęło mnie to denerwować. Z jakiej racji to on wyglądał na takiego bezbronnego? To on powinien oczekiwać ode mnie wyjaśnień. Namawiać w jakiś sposób do tej trudnej rozmowy, a nie kulić się i oczekiwać końca. To zdecydowanie nie miało tak wyglądać. W ogóle nie powinno dojść do tej sytuacji, ale niestety. Po rozmowie z Michaelem po prostu poczułem, że potrzebowałem chwili wytchnienia, ale mogłem wybrać jakiś inny sposób. Nie skończyło by się przynajmniej właśnie tak.

Absolutnie nie podobało mi się to, że nic nie mówił. Przez to tkwiłem w niepewności. Czasami niewiedza jest właśnie lepsza, jednak mleko się rozlało i chciałem wiedzieć, na czym stoję. Chciałem mieć pewność, że nie schrzaniłem naszej przyjaźni, która miała za sobą już pewne upadki. W tamtym momencie to było jedyne, czego oczekiwałem.

Okazało się to jednak zbyt wielkim wymaganiem, gdyż do mojego pokoju wtargnął Michael.

- Calum, chciałem przeprosić...

Przerwał, widząc, że nie byłem sam. Spojrzał na swojego chłopaka następnie na mnie, zapewne dodając dwa do dwóch nie tak jak trzeba. Nie dołączył do klubu niezręcznęgo milczenia, a zamiast tego prędko wyszedł, o dziwo nie trzaskając drzwiami.

Luke spojrzał się na mnie smutno, po czym wstał i wybiegł za nim. To był chyba pierwszy raz w życiu, gdy poczułem ból w klatce piersiowej. Tak mocny, że miałem wrażenie, że gdyby to było możliwe, tak właśnie było odczuwalne to pękanie serca. Gdy minął ból nastały łzy. Po raz enty od jakiegoś czasu, zaniosłem się płaczem, nie przejmując się tym, że po tym ból głowy będzie nie do zniesienia.

Właśnie straciłem dwójkę przyjaciół. Dwójkę cholernie drogich mi ludzi straciłem poprzez jeden durny błąd. Wydaje mi się, że płacz to jedyne co mogłem zrobić. Tym przynajmniej nikomu więcej już nie szkodziłem.

wybaczcie, że tak krótko, jadę w nocy na wycieczkę i chciałam jeszcze coś wcześniej dodać

tak z ciekawości, jak sądzicie (nie nadzieja, tylko serio, jak uważacie), to ff będzie miało szczęśliwe czy smutne zakończenie?

-jess

tension | c.h. + l.h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz