rozdział 11. ➵

1K 130 3
                                    

Luke wydawał się ostatnio jakby... weselszy? Nie jestem tego do końca pewien, ale w końcu jako przyjaciel starałem się  obserwować go uważnie, jak to zawsze robiłem. To był nawyk, ponieważ on prawie w ogóle mi nie mówił, kiedy coś było nie tak, a co gorsza świetnie to ukrywał. Były nieliczne przypadki, gdy się przyznawała, jak na przykład ten  gdy przyszedłem do niego w środku nocy. Przez lata przyjaźni właśnie wydało mi się w nawyk baczne przyglądanie się mu. Tak na wszelki wypadek. Jednak nie dostrzegłem tym razem niczego niepokojącego, wręcz przeciwnie. Sprawiał wrażenie radosnego.

Miałem wrażenie, że dużo czasu ostatnio spędza z Michaelem, ale pewnie tylko mi się wydawało. Przecież wszyscy jesteśmy przyjaciółmi, więc nie ma nic dziwnego w tym, że spędzają razem czas. Postanowiłem się już nad tym za bardzo nie zastanawiać.

Dzisiaj była kolej Luke'a i moja, żeby napisać piosenki. Co prawda teksty piosenek zazwyczaj powstawały pod przypływem jakiejś chwili. Dotyczącej jakiś odczuć. Zdarzało się jednak, że po prostu siedząc w tym pokoju, który przeznaczyliśmy właśnie na pisanie słów piosenek i komponowanie do nich melodii udawało się na coś wpaść. Choć najczęściej jednak tutaj dokańczaliśmy to, na co pomysł przyszedł któremuś z nam do głowy w innej sytuacji.

Luke leżał na kanapie z gitarą na brzuchu i grając jakąś kompletnie chaotyczną melodię. Ja siedziałem obok, wpatrując się tempo w pustą kartkę leżącą na stoliku przede mną.

- Ugh - Jęknąłem, przecierając twarz dłońmi. "Absolutnie nic nie przychodzi mi do głowy."

- Nie zmuszaj się. Chłopaki zrozumieją - powiedział, wciąż leząc i nie podnosząc na mnie wzroku.

- Też nic nie masz? - zapytałem, odwracając się, by na niego spojrzeć.

- Nic - Westchnął i się podniósł, odkładając gitarę na bok.

- Może gdzieś pójdziemy? - Zaproponowałem zrezygnowany. Poza tym był to dobry pretekst, żeby spędzić z nim czas, jak kiedyś.

- Pewnie. Co proponujesz? - zapytał z uśmiechem.

- Nie wiem... kawiarnia, ale nie Starbacks. Proszę tylko nie Starbacks. - Luke zaśmiał się delikatnie.

- Jasne, chodźmy.

-

- Tylko ty potrafisz być taką ciotą, że potrafisz się potknąć o własne nogi i wyrzucić kawałek ciasta na fankę - zaśmiałem się, gdy zbliżaliśmy się już do domu.

- Och, daj spokój - jęknął. - Czuję się beznadziejnie, mam nadzieje, że da się to sprać.

- Luke, chciałeś jej dać kasę na pralnie a ona odmówiła i powiedziała, że zdjęcie z buziakiem w policzek jej wystarczy oraz, że chciałaby też nas przytulić, ale nie chcę nas ubrudzić ciastem z jej koszulki. Pamiętasz tylko moment, jak się wywróciłeś? Chciałbym ci tylko przypomnieć, że mamy najlepszych fanów.

- Tak, masz racje - zobaczyłem, jak jego kąciki ust się unoszą, gdy spojrzałem na niego.

Przed domem trochę zwolniliśmy - Luke zwolnił, a ja dopasowałem się do jego tempa. W pewnym momencie się zatrzymał i obrócił w moją stronę. Spojrzałem na niego i przez moment patrzyliśmy się na siebie.

- Calum...

Nie dane było mu dokończyć, ponieważ po wypowiedzeniu mojego imienia drzwi przed nami zostały otworzone przez Michaela.

- Nie powinniście czasem zajmować się piosenką?

Zdziwiło mnie to trochę. Michael wyglądał... nie jestem w stanie tego określić. To po prostu do niego nie pasowało, przecież każdy z nas był zawsze wyrozumiały w kwestii piosenek oraz gdy któryś z nas miał jakiś problem.

- Tak, ale żaden z nas nie mógł na nic wpaść i... - Michael jednak wycofał się do wnętrza domu, nim Luke zdążył dokończyć zdanie.

Luke popatrzył się na mnie i posłał mi jakby przepraszający uśmiech, po czym szybkim tempem wszedł do domu, do którego drzwi wciąż były otwarte.

Byłem jeszcze bardziej zmieszany i nie pojmowałem całej sytuacji. Co się właśnie do cholery wydarzyło?

⟹⟹⟹

ten rozdział był krótki, ale w sumie takie miały być w tym opowiadaniu

wiem, że jest nudny, to tylko rozdział przejściowy x

-jess


tension | c.h. + l.h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz