rozdział 20. ➵

874 118 6
                                    

Nie. Nie. Po prostu do cholery jasnej nie. To jest niemożliwe, tak być nie może. - To były moje myśli, po tym jak to felerne zdanie sobie sprawy mnie uderzyło. Nie mogłem najzwyczajniej przyjąć tego do swojej wiadomości. Przecież to było wręcz niewiarygodne. No i oczywiście wszystko w znakomitym wyczuciu czasu.

Postanowiłem, że nie będę jeszcze na zapas panikował i upewnię się na czym stoję ze swoimi uczuciami. Nie wymagało to jakiś szczególnych środków. Po prostu zamierzałem przebywać w pobliżu Luke'a, gdy jest sam (o ile uda się mnie go tak w ogóle złapać) oraz w towarzystwie Michaela i będę zwracał szczególną uwagę na swoje reakcje.

Sądziłem, że ten plan może mi wiele pomóc w zaistniałej sytuacji.

To właśnie robiłem. Rozpocząłem od momentu, gdy Michael śpiewał swoją część piosenki i z uśmiechem wpatrywał się w Luke'a. On również się na niego patrzył, a na jego twarzy także widniał uśmiech. Nie do końca byłem pewien swych odczuć na ten temat, lecz na pewno nie byłem z tego zadowolony.

Gdy byliśmy młodsi Luke i ja mieliśmy dość fatalny dzień. Wybieraliśmy się tylko do kina, a po drodze wydarzyło się parę niewielkich nieszczęść. Wpierw Luke źle sprawdził godzinę filmu, następnie ja zgubiłem pieniądze. W dodatku, gdy dotarliśmy okazało się, że nie ma już wolnych miejsc na seans, który odbywał się dwie godziny po naszym dotarciu tam.

Nie było to co prawda nic szczególnego, ale od tamtej pory uznaliśmy, że 'nieszczęścia chodzą parami' jest prawdziwe i w dodatku szczególnie odnosi się do nas. Często żartowaliśmy w ten sposób, ponieważ sprawdzało się nie raz. To było nasze.

Tak więc, gdy usłyszałem, że Michael powiedział coś takiego na temat ich dwójki po tym, jak przewrócił się, a Luke pomagając mu wstać sam upadł na Michaela, ponownie byłem bardzo niezadowolony. Tyle było do tej pory z moich szczegółowych obserwacji własnych zachowań. Pomyślałem, że chyba się do czegoś takiego za bardzo nie nadaje.

Jednak nie zamierzałem się tak prędko poddawać. Musiałem mieć chociaż niewielką pewność, ponieważ jeżeli nie to chyba oszaleję, od tego gdybania, tworzenia różnych teorii i scenariuszy.

Wciąż miałem w sobie pewną nadzieje, że to po prostu dlatego, że w tamtym momencie nie był dla mnie dostępny. To było przecież całkiem możliwe, biorąc pod uwagę okoliczności. Nie wiedziałem, czy ten mój plan pomoże mnie to rozwiązać, ale zawsze jest to warte próby.

***

- Hej - przywitał się ze mną Luke, wchodząc do mojego pokoju, podczas, gdy odbijałem piłkę tenisową o ścianę. siedząc na podłodze i opierając się o łóżko.

- Hej, co tu robisz? - zapytałem, marszcząc brwi, gdy złapałem piłkę, przestając odbijać. To było takie obce, wiedzieć go w swoich pokoju, gdy przyszedł tak zwyczajnie.

- Nie mogę przyjść do przyjaciela, gdy mi się nudzi? - zapytał z uśmiechem, siadając na moim łóżku, kładąc nogi obok miejsca, na którym siedziałem.

- Nie ma twojego chłopaka, żeby mógł dostarczyć tobie rozrywki? - zapytałem, nie chcąc brzmieć wrednie, jednak miałem wrażenie, iż tak właśnie to wyszło.

Z jego twarzy momentalnie zniknął uśmiech. Nie byłem w stanie odczytać emocji, jakie wyrażała jego twarz.

- Calum... Jest między nami ostatnio dziwnie, a przecież była duża poprawa. Masz mi za złe, że nie powiedziałem tobie o Michaelu? - zapytał, jakby nie był do końca pewien, czy to jest właściwy powód.

- Oczywiście, że mam ci to za złe! - powiedziałem nieco głośnym tonem, jednak nieprzesadnym, ponieważ nie zamierzałem krzyczeć. - Jesteś moim najlepszym przyjacielem. Mike też jest moim przyjacielem, chyba powinienem wiedzieć? Ash zresztą też. - Dopowiedziałem, ponieważ taka była prawda, choć właściwie to najbardziej irytowało mnie to, że ja nie zostałem poinformowany.

- Cal, przepraszam. - Powiedział Luke, zsuwając się w łóżka, po czym usiadł obok mnie, spoglądając mi w oczy. - Nie sądziłem, że to tak ważne i nie chcieliśmy, - powstrzymywałem się, żeby nie wzdrygnąć; mówienie w liczbie mnogiej, rany jakie to tandetne - żebyście zaczęli wysuwać wnioski, że przez to zespół może się rozpaść, bo takie przypuszczenia zawsze są.

Jakoś o tym nie myślałeś, gdy podobno byłeś zauroczony we mnie. Miałem silną ochotę to wypowiedzieć, jednak się powstrzymałem i położyłem rękę na jego ramieniu.

- Dobrze, rozumiem, dlaczego nie mówiłeś, ale nie rób tak nigdy więcej, okay?

Luke uśmiechnął się, po czym złapał moje ramiona, następnie przysuwając do siebie i przytulając. To już było kompletnie obce. Ostatnio ściskaliśmy się, po tym, jak na mnie nakrzyczał. Nie chciałem, by to było w ten sposób, żeby takie zbliżenia zdarzały się jedynie jako pogodzenie. Jednak, nie zamierzałem się tym przejmować w tym krótkim momencie. Nie byłem pewny, co konkretnie w tamtym momencie czułem, ale mając ramiona Luke'a wokół siebie byłem zadowolony.






tension | c.h. + l.h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz