rozdział 29. ➵

797 105 33
                                    

Po chodzeniu po pokoju w te i we w te, w końcu wziąłem się w garść i z niego wyszedłem. Zazwyczaj krótka droga do pokoju Michaela, wydawała się nieco dłuższa, dając mi chwilę na uświadomienie dobie, że miałem jeszcze czas to przemyśleć. Nie chciałem sobie jednak na to pozwolić, nie mogłem tego przedłużać.

Kiedy wreszcie dotarłem do drzwi od jego pokoju, zapukałem w ni niezbyt mocno. Czekając, aż otworzy, rozglądałem się jak ostatni idiota po korytarzu. Po chwili, drzwi się otworzyły, a w nie szerszym niż głowa Michaela rozchyleniu ujrzałem mojego przyjaciela z poczochranymi włosami. Wyglądał na nie za bardzo zadowolonego, tak, jakbym właśnie w czymś mu przerwał. Nie mogłem uwierzyć w to, co pierwsze nasunęło mi się na myśl, jednak to wydawało się najbardziej oczywiste niż cokolwiek innego.

- Tak? - zapytał, wciąż nie otwierając szerzej drzwi.

- Możemy porozmawiać? - zapytałem, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

- Jestem akurat trochę zajęty.

- To ważne - odpowiedziałem od razu, stanowczym tonem. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, kim był zajęty, co tym bardziej przekonywało mnie do podjęcia tej zapewne niełatwej rozmowy.

- Emm... - mruknął, spoglądając za siebie.

Po jakimś czasie otworzył szerzej drzwi, lecz tylko dlatego, żeby wyjść z pomieszczenia. I tak wystarczyło, żebym zobaczył Luke'a siedzącego na jego łóżku, opartego o ścianę. Nie podobało mi się to, że jeszcze tej samej nocy Luke płakał, a oni już się miziali na zgodę.

Po tym jak zamknął drzwi, poszliśmy na dół i zdecydowałem, że najlepiej pójść na ogród. Przez tą krótką drogę milczeliśmy, i jeszcze chwilę po tym, jak już znaleźliśmy się na zewnątrz. Michael jednak przerwał ciszę.

- O czym chciałeś rozmawiać?

Wziąłem głęboki oddech, wpatrując się w krajobraz przed sobą. Myślałem o tym, jak przeprowadzić tą rozmowę przez wiele godzin, jednak nic nie wydawało mi się odpowiednie lub to po prostu ja tworzyłem scenariusze, gdzie nie wychodziło dobrze. W każdym bądź razie, jeżeli się powiedziało A, to trzeba powiedzieć...

- Nie wydaje mi się, że związek twój i Luke'a jest zdrowy dla waszej dwójki - nie owijałem w bawełnę. Uważałem, że najlepiej było wprost powiedzieć, to co miałem na myśli.

- Myślałem, że to, że nie chcesz mi go odebrać podczas naszej ostatniej rozmowy, było prawdą - powiedział spokojnie Michael, jakby zawiedzionym tonem.

Obróciłem się w jego stronę, aby spojrzeć mu w twarz. Ja stałem, on siedział na krześle ogrodowym przy niewielkim stole. Choć raz się przydało, pomyślałem, nie potrafiłem sobie przypomnieć nawet jednej sytuacji, kiedy jedliśmy cokolwiek na zewnątrz.

- Było prawdą - zapewniłem go, mając nadzieję, że mój głos oraz wyraz twarzy byli zgodni że mną i nie dopuszczały do przypuszczeń, że mówiłem nieszczerze - Pamiętasz, co jeszcze mówiłem?

- Jesteśmy przyjaciółmi i takich rzeczy się nie robi, że zależy tobie na naszym szczęściu - wymienił.

- No właśnie -

- Sugerujesz, że Luke nie jest ze mną szczęśliwy? - zapytał oburzony, przerywając mi już po dwóch słowach.

- Michael, on płakał ostatnio co najmniej dwa razy. - Odparłem. - Naprawdę wyglądaliście na szczęśliwych, ale czy na pewno ostatnio też tak jest?

- Do czego zmierzasz? - zapytał Michael wyraźnie poddenerwowany.

- Do tego, że wszyscy chcemy naszego kochanego Michaela - odpowiedziałem ciężkim tonem, czując, jak obu nas już męczyła ta rozmowa, choć właściwie nie zmieniliśmy tak wielu słów.

- A jakiego Michaela masz teraz niby przed tobą, co? - wstał, zbliżając się do mnie i krzyżując ręce na klatce piersiowej.

- Takiego, który jest stanowczo zbyt zasdrosny, który dostosowuje swoją opinię do tej swojego chłopaka, a pomimo to go rani.

Po tym zapadła chwila ciszy, wpatrywaliśmy się jedynie w siebie. Nie zamierzałem czegokolwiek więcej dodawać, więc oczekiwałem jedynie, aż to on się odezwie.

- Calum, Luke jest teraz u mnie w pokoju, to była tylko głupia sprzeczka, pogodzilśmy się -

- Głupia sprzeczka?! Cholera jasna, Michael oboje wiemy, że gdyby to naprawdę było głupie, to nie doprowadziłoby go do łez. Kto jak kto, ale on z powodu głupstwa nigdy by sobie na to nie pozwolił.

Michael spuścił wzrok. Miał dość tej pogawędki, to było widoczne. Nie potrafiłem jednak tego zakończyć, dopóki nie miałbym pewności, że wszystko wyjaśnione.

- Nie wiem, o czym ty mówisz. W naszym związku jest wszystko w porządku. Nie musisz się w to wtrącać.

- Jak mam się nie wtrącać, gdy dwójka moich przyjaciół zachowuje się nie tak, jak ludzie których znam? - zapytałem delikatnym tonem, pomimo goryczy w jego głosie podczas jego wypowiedzi.

- Szukasz tylko pretekstu, żeby zrobić sobie wolną drogę i -

- Cholera, Michael, kim ty się stałeś, że mnie o to posądzasz? - zapytałem, prawie krzycząc i próbując powstrzymać łzy. - Ten Michael, którego znam i kocham, nie zarzuciłby przyjacielowi czegoś takiego.

Nie usłyszałem od niego już żadnej odpowiedzi. Po prostu odwrócił się i wrócił do domu. Stałem przez moment nieruchomo, po czym kopnąłem najbliższy przedmiot, którym było krzesło przy stoliku. Następnie poszedłem w stronę leżaków przy basenie. Zasiadłem, mając nadzieję na wytchnienie. Jakiś czas temu w tym miejscu moja przyjaźń z Lukiem została odbudowana. Niestety, wiedziałem, że tym razem, że gdy siedziałem spokojnie, wpatrując się w wodę, rozwiązanie samo do mnie nie przyjdzie.

------

właśnie skończyłam randkę z matematyką i wnioskuję, że preferuję wczorajszą z deadpoolem

-jess

tension | c.h. + l.h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz