rozdział 27. ➵

860 104 6
                                    

Siedziałem z chłopakami, oglądając film. Chciałem wrócić do tego, jak było najzwyczajniej, czyli spędzać z nimi czas zamiast siedzieć przez większość czasu w moim pokoju, jak to przytoczył Ashton. Nie do końca rozumiałem, o co chodziło w tym filmie. Z tego, co zdążyłem załapać po drugiej historii, to było to kilka odrębnych epizodów na podstawie jakiś komiksów. Pierwsza była jeszcze zabawna, ale drugie....

- Co to do cholery jest? - zapytał Michael, jakby mówiąc na głos moje myśli.

- Creepshow - odpowiedział zwyczajnie Luke.

Czułem, że wiedział, iż jego pytanie było retoryczne, ale po prostu odpowiedział, chcąc oglądać dalej. Z jakiejś przyczyny podobał mu się ten film, ale o gustach się nie dyskutuje. Widziałem również, że Michael chciał coś jeszcze dopowiedzieć, lecz spojrzał kątem oka na Luke'a I się powstrzymał. Luke natomiast również się na niego popatrzył, ale to tuż po tym jak Michael już spojrzał ponownie na telewizor.

- To bardzo dobry film - kontynuował Luke, choć było to niepotrzebne. - Komediowy horror z lat osiemdziesiątych, bardzo zabawny i potrafi przestraszyć kogoś o słabych nerwach.

Przyglądałem się tej dwójce, nie potrafiąc rozgryźć, na czym polegała ta zagrywka. Tą krótką opinie Luke wypowiadał jakimś dziwnym sposobem. Jakby... chciał coś tym osiągnąć? Nie byłem co prawda tego stuprocentowo pewien i nie miałem nawet pomysłu, co mogłoby to być. Jednak wydawało mi się to dziwne, miałem wrażenie, że Michael gryzł się w język. Przecież on nie znosił tego połączenia. Komedia z horrorem, to zawsze było coś, czego nie trawił.

Dlaczego więc, siedział spokojnie, nie wyrażając swojej opinii na ten temat? Zastanawiało mnie to, rozumiałem, że na początku związku trzeba chodzić na paluszkach wokół niektórych tematów, ale oni byli wcześniej przyjaciółmi. Poza tym, wydawało mi się, że tą fazę początkową mieli już za sobą.

Z rozmyślań wyrwał mnie napad śmiechu Luke'a. Oczywiście, nie potrafiłem sobie odmówić i dość (miałem nadzieję) dyskretnie przyglądałem się mu. Nawet już nie próbowałem kłócić się sam ze sobą, że Luke śmiejąc się w tak szczerze rozbawiony sposób to najprawdopodobniej jeden z moich ulubionych sytuacji to oglądania i słuchania.


Po tym, jak film się skończył oczywiście standardowo, poszedł do swojego pokoju. Już miałem włączyć jakąś muzykę, kiedy usłyszałem, pukanie do drzwi.

- Proszę - powiedziałem, a po chwili odwróciłem się, żeby zobaczyć Michaela o jasno niezadowolonym wyrazie twarzy.

Proszę, żeby tylko nie chodziło o to o czym myślę.

- Tak, Mike? - zapytałem z uśmiechem z nadzieją na dobry początek tej rozmowy (i z mniejszą jednak, jakąś na dalszy taki również jej ciąg).

- Musimy porozmawiać - oznajmił poważnie, podchodząc bliżej mnie z rękoma skrzyżowanymi na klatce piersiowej.

Tak, tyle było z mojego dobrego początku. Miałem niestety nieodparte przeczucie, że tematyka tej pogawędki to samo, co poprzednio, gdy tak do mnie przyszedł. 

- O czym chciałbyś rozmawiać?

- O Luke'u.

Cholera, czyli jednak to, co miałem na myśli.

- Widziałem, jak się na niego patrzysz - kontynuował. - Zauważyłem to już trochę wcześniej, lecz sądziłem, że tylko mi się wydaję, ale dzisiaj to nie było szans, żeby to było moje urojenie.

Przygryzłem wargę, słuchając tego, o czym wiedziałem najprawdopodobniej nie dłużej niż on. Jakaś część mnie zdawała sobie sprawę, że jeśli będę sobie za bardzo pozwalał na niektóre rzeczy, to przyjdzie ten moment, gdy będę musiał się skonfrontować, ponieważ nie umkną uwadze jego chłopaka. Aczkolwiek ta mnie rozumna część mnie, po prostu nie mogła odmówić i musiałem w tamtym momencie właśnie się z tym liczyć i zachować się tak, jak należało.

- Michael, ja... przepraszam -

- Chcesz mi go odebrać? - zapytał, przerywając mi, jednocześnie wściekłym lecz zdesperowanym głosem, choć miałem wrażenie, że któraś z tych emocji przeważała i nie wiedziałem, która. Lub wolałem się tego nie domyślać, ponieważ nie wiedziałem, której odczuwanie z mojego powodu bardziej mi się nie podobało.

- Co? Nie - odpowiedziałem stanowczo, będąc na jakieś siedemdziesiąt procent pewien swoich słów. - Nawet tak nie myśl, jesteśmy przyjaciółmi, a takich rzeczy się nie robi.

Wstałem z łóżka, po czym zbliżyłem się do Michaela. Rozumiałem w pewnym sensie, dlaczego tak myślał, lecz wydaje mi się, że nawet mnie nie zdarzyło się o tym myśleć. Jeżeli już, to pragnąłem, żeby to wszystko wyglądało inaczej, albo, żebym chociaż rozpoznał swoje uczucia wcześniej. Wszystko wtedy byłoby łatwiej, może Michael nie zdążyłby jeszcze poczuć czegoś do Luke'a i wszyscy byliby szczęśliwi. Kwestionowałem swoją inteligencję i zastanawiałem się, jak to możliwie, że przez tak długi czas byłem przekonany, że nie odwzajemniałem jego uczuć. Aczkolwiek, żeby chociażby myśleć o tym, żeby spróbować Michaelowi go odebrać, to nie ma mowy. Był jedynie ten chwilowy moment słabości, gdy go pocieszałem i chciałem go pocałować. Jedyny moment, gdy pozwoliłem sobie, aby przez głowę przemknęła mi tak myśl.

- Posłuchaj mnie. Jesteście szczęśliwi, prawda? - Michael kiwnął głową na potwierdzenie. - Właśnie, jakim przyjacielem, czy w ogóle człowiekiem bym był, gdybym odebrał któremuś z was szczęście?

Wyraz twarzy Michaela zmienił się na spokojniejszy, co mnie zadowoliło. Nie chciałem znów tracić przyjaciela, nie wiem, czy poradziłbym sobie z tym. Pomimo, że zauważałem, iż Michael czasami potrafił być zbyt zazdrosny, co nie jest raczej zdrowe w związku.

- Możesz być spokojny o swego ukochanego, jest tylko twój - zapewniłem ostatecznie z uśmiechem, mającym na celu potwierdzić prawdziwość moich słów.

Gdy to powiedziałem na głos, naprawdę miałem to szczerze na myśli. Tym bardziej odczuwałem, jak mnie to bolało. 

⇒ 

jeszcze raz (nie tutaj, co prawda, ale ogólnie) zapraszam na moje nowe ff "toons", gdzie tematyka to malum, na razie jest tylko jeden jakby rozdział/wprowadzenie

-jess

tension | c.h. + l.h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz